STANISŁAW MILCZAREK

Warszawa, 7 lipca 1949 r. Członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, mgr Norbert Szuman, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Władysław Milczarek
Data i miejsce urodzenia 30 kwietnia 1909 r., Kawęczyn, pow. Skierniewice
Imiona rodziców Władysław i Zofia Zieleńska
Zawód ojca rolnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła powszechna i zawodowa
Zawód fryzjer
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Marszałkowska 22
Karalność niekarany

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w moim zakładzie fryzjerskim przy Litewskiej 13. Stamtąd zostałem zabrany razem z żoną i córką Krystyną na Szucha 25, gdzie od samego początku musiałem pracować w zakładzie fryzjerskim. Kierownikiem tego zakładu był początkowo Polak, fryzjer „Tadeusz”, potem volksdeutsch rodem z Poznania, Szymański. Poza mną i „Tadeuszem” pracowali w zakładzie następujący fryzjerzy Polacy: Edward Kryszkiewicz, pracownik jego „Jerzy”, Marian Brzeziński (pracuje obecnie w Sopocie), Stefan Szczeplik, lat ok. 40 – co się z nim obecnie dzieje, nie wiem, do powstania miał zakład fryzjerski na Wspólnej 15; Ledwański – zmarł 8 września 1944 na Szucha, manicurzystka nieznanego mi imienia i nazwiska, oraz żona „Tadeusza”, która pracowała jako kasjerka w zaimprowizowanym na Szucha zakładzie.

Noce spędzaliśmy w zakładzie, poza którego teren nie wolno było nam wychodzić, jedzenie początkowo przynoszono nam do zakładu. Rodzina moja była w tym czasie ulokowana na Szucha 25 w piwnicach.

Nazwisk Niemców, którzy z naszego zakładu korzystali, nie znam. Zaznaczam, że języka niemieckiego nie znam. Wiem jednak, że w czasie powstania sprawami administracyjnymi Szucha zajmował się oficer Kolbe, około 40 – 50 lat, łysy, w okularach.

Był też wtedy na Szucha znany mi dobrze volksdeutsch Johann Kentzler, około 40 lat, rodem z Kukawki, gmina Doleck, pow. Skierniewice. O ile wiem, został on przez nasze władze ujęty. W jego sprawie byłem przesłuchiwany w Słupsku k. Ustki w roku 1947.

Co się z Kentzlerem stało, nie wiem.

Poza tym zauważyłem na Szucha znanego mi też volksdeutscha Schwarza, był w mundurze SA. Był to człowiek starszy ode mnie, lat około 50, przed wojną miał skład desek na Czerniakowskiej. Co się ze Schwarzem stało, nie umiem powiedzieć.

Przez mniej więcej pierwsze dwa tygodnie powstania miałem dostęp do okna wychodzącego na ul. Szucha. Widziałem wtedy dwie grupy ludności cywilnej, które segregowano na kobiety i mężczyzn. Tłumy te były prowadzone w stronę Bagateli.

Od samego początku czuć było w całym rejonie ul. Szucha silny zaduch, charakterystyczny dla palących się ciał. Trwało to mniej więcej do połowy września 1944 roku.

Około 7 sierpnia Szymański wezwał mnie, Kryszkiewicza, Mariana, „Tadeusza” i jeszcze kogoś – nie przypominam sobie jednak, kogo – do przyniesienia sienników. Weszliśmy na teren Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Dokładnie nie potrafię tego miejsca opisać. Weszliśmy na strych domu, gdzie były sienniki. W pewnym momencie Szymański zwrócił się do mnie: „ – Chodź no tu, spuchlaczek (tak się do mnie zwracał) i zobacz, jak księży rozwalają”. Wyjrzałem przez okno strychu i zobaczyłem następujący widok: w murach rozbitego gmachu, a raczej jego wnęce jakby, leżały dwie, trzy deski, na których leżał powalony nagi mężczyzna. Do leżącego ciała strzelił dwukrotnie stojący obok żołnierz niemiecki. Ciało zabitego zostało pochwycone przez paru ludzi w ubraniach i wrzucone do znajdującego się obok paleniska.

Scenę tę obserwowałem moment, stąd nie potrafię nic szczegółowszego powiedzieć. Szymański zakazał nam o widzianej scenie mówić.

Odnoszę wrażenie, że egzekucje takie trwały mniej więcej do początku września, przynajmniej wtedy czuć było zapach palących się ciał rozstrzeliwanych.

Nic poza tym nie mam do swych zeznań do dodania.

Na tym protokół zakończono i odczytano.