ROMAN PIETRUSZAJTYS

Warszawa, 10 marca 1946 r. Sędzia śledczy Alicja Germaszowa, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Roman Pietruszajtys
Data urodzenia 21 kwietnia 1915 r.
Imiona rodziców Julian i Helena
Zajęcie student Politechniki Warszawskiej
Miejsce zamieszkania Warszawa, al. Na Skarpie 69 m. 8
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

8 sierpnia 1944 roku, po wyprowadzeniu mnie z domu opanowanego przez Niemców przy ul. Trębackiej 5, gdzie mieszkałem, znalazłem się w podwórzu domu (numeru nie pamiętam) przy ul. Ossolińskich. W podwórzu tym byli zgromadzeni wszyscy mieszkańcy domów z nieparzystej strony ul. Trębackiej, zebrani przez Niemców.

Następnie wraz z innymi ludźmi zostałem wyprowadzony na ulicę, prowadzono nas przez plac Żelaznej Bramy. Na rogu ul. Ptasiej i Zimnej żandarmi niemieccy odłączyli wszystkich mężczyzn i kazali nam się rozebrać do połowy. Ja znalazłem się w grupie mężczyzn, którym kazano zasypywać lej po bombie na Zimnej, następnie budować barykady na Ptasiej i Zimnej. W trakcie pracy zaobserwowałem następujące fakty: w pewnej chwili z dachu Hali Mirowskiej padł strzał, został ranny jeden z żandarmów, znajdujących się na barykadzie u wylotu ul. Zimnej. Ustawiono wtedy kilkunastu mężczyzn Polaków pod barykadą i pod ich osłoną żandarmi wycofali się z barykady. Następnie kilkunastu mężczyzn Polaków związano drutem razem, ustawiając w koło na pl. Mirowskim. Pośrodku koła stanęło czterech żandarmów, którzy opierając karabiny na ramionach stojących związanych Polaków, sami schyleni, strzelali w kierunku dachu Hali Mirowskiej.

Następnie widziałem, jak również z naszej grupy pracujących wybrano kilkunastu ludzi, związano im wspólnie ręce i pędzono ich przed strzelającymi czołgami w kierunku pl. Żelaznej Bramy.

Na rogu ul. Ptasiej i Zimnej w wypalonych lokalach sklepowych widziałem dużą liczbę (sądzę, że mogło być kilkadziesiąt) leżących jedne na drugich palących się ciał mężczyzn. Wszyscy byli do połowy rozebrani.

Późnym wieczorem zostałem zwolniony z robót i dołączony do grupy kobiet, z którą doszedłem do kościoła na Woli. Potem zostałem zaprowadzony na dworzec kolejowy, stąd wywieziony do Pruszkowa.

Odczytano.