STANISŁAW STRZAŁKOWSKI

Warszawa, 16 stycznia 1950 r. Aplikantka sądowa Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Strzałkowski
Data i miejsce urodzenia 14 stycznia 1903 r. Żulin, pow. Węgrów
Imiona rodziców Szymon i Marianna z d. Lipek
Zawód ojca rolnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie 3 klasy szkoły powszechnej
Zawód kierowca
Miejsce zamieszkania Miedzeszyn Nowy, ul. Zielona 8
Karalność niekarany

Wybuch powstania zastał mnie w domu przy ul. Leszczyńskiej 10. Do 5 września 1944 roku teren Powiśla był zajęty przez powstańców. Żona moja Elżbieta Strzałkowska od początku powstania pracowała jako sanitariuszka w szpitalu powstańczym założonym pod kierownictwem dr. Staszewskiego (zam. obecnie w Bydgoszczy, pracuje w szpitalu miejskim) przy ul. Drewnianej 8, w budynku szkolnym.

5 września Niemcy zajmowali nasz teren, przeszedłem więc do szpitala na Drewnianą. Tutaj znajdowało się dużo ludności z różnych ulic Powiśla. Niemcy zajęli ulicę Drewnianą. Całą ludność zdrową wyprowadzili w stronę Bristolu, następnie, jak słyszałem, na Wolę. W szpitalu zostali tylko ciężko ranni, dr Staszewski z żoną i córeczką, ja przebrany za sanitariusza (żona moja wyszła, gdyż chciała odnaleźć wyprowadzoną moją córkę Alicję), Piątkówna – 13-letnia dziewczynka i jeszcze kilka osób, razem 32 czy 31.

Do 28 września do szpitala często przychodzili Niemcy. 27 września weszli do szpitala SS-mani. Obejrzeli teren, rozmawiali z dr. Staszewskim i wyszli. Na drugi dzień, około godz. 13.00 przyszli znowu ci sami Niemcy. Kazali wszystkim zdrowym wychodzić z suteren, ustawili nas zdrowych w liczbie 10 osób pod ścianą szkoły na podwórzu. Trzech SS-manów zeszło na dół. Dwóch z nich chodziło od jednego siennika do drugiego i strzelali do rannych. Liczyłem strzały. Naliczyłem 19, gdy przyszedł jeden Niemiec z Bristolu, który do nas nieraz przychodził. Zacząłem zwracać uwagę na to, o czym rozmawia ten Niemiec z podoficerem grupy egzekucyjnej. Wywnioskowałem z ich rozmowy, że chodzi im o to, co zrobić ze mną i dr. Staszewskim – w grupie stojącej na podwórzu prócz nas były same kobiety – początkowo podoficer chciał nas rozstrzelać, lecz Niemiec z Bristolu uratował nas od śmierci. Nadal staliśmy na podwórzu. Trzej SS-mani, którzy rozstrzelali naszych rannych, przeszli na posesję nr 7 przy ulicy Leszczyńskiej. Znowu słyszałem strzały. Wiedziałem, że na ul. Leszczyńskiej zostali sparaliżowani staruszkowie – dwie kobiety i jeden mężczyzna – pod opieką dwóch służących. Widocznie Niemcy ich rozstrzelali. Dom podpalili.

Po powstaniu nie można było znaleźć żadnych śladów po ofiarach tej egzekucji.

Niemcy poprowadzili nas ul. Topiel, Oboźną, przez uniwerek do Bristolu, stąd w większej grupie osób ul. Ossolińskich, Wierzbową, placem Teatralnym, Senatorską, Elektoralną, Chłodną, Wolską do kościoła.

Ja wraz z dr. Staszewskim dostałem się do szpitala na Woli przy ul. Płockiej. Następnego dnia razem z furmankami rannych wydostałem się z Warszawy do Włoch.

W egzekucji z 28 września 1944 roku przy Drewnianej 8 zostało zabitych około 25 osób, w tym ranni i paru zdrowych, którzy nie chcieli wyjść na rozkaz Niemców na podwórze.

Na tym protokół zakończono i odczytano.