MICHAŁ ZAWADA

St. ogn. Michał Zawada, 45 lat, były urzędnik kontroli skarbowej, żonaty.

20 października 1939 r. zostałem aresztowany i w czasie przewożenia mnie do więzienia w Równem uciekłem. Powtórnie aresztowano [mnie] 15 marca 1940 r. i przez dziesięć dni badano, a że nie mogli nic ode mnie się dowiedzieć, więc przewieźli mnie do szkoły żydowskiej w Równem na ul. Szkolną, gdzie był punkt zborny, bo w więzieniu nie było już miejsca.

Z Równego wywieziono nas w grupie 85 osób przez Zdołbunów [i] Szepietówkę do północnej, nowosybirskiej oblasti, [do] obozu w głuchej tajdze pod nazwą Czel [?] Birygaj [Beregaj]. Kazano nam rąbać las i budować baraki. Strażnicy, striełki, wydali rozkaz podpisany przez głównego naszego tyrana, st. lejtnanta Denisenkę, że kto nie zechce pracować lub zbiegnie, [temu] kula w łeb.

Warunki mieszkaniowe [były] okropne. Połączyli nas z więźniami obywatelami sowieckimi pochodzenia ukraińskiego. Ubrali nas w stare łachy, w których były miliony wszy, a w barakach tysiące pluskiew (kłop ów), prusaków i szczurów, o higienie nie było mowy.

Ludzie byli przeważnie z inteligencji polskiej, a sowieccy więźniowie [stanowili w] większości typy spod ciemnej gwiazdy. Przebieg przeciętnego dnia: rano [o] godz. 6.00 (latem i zimą) śniadanie w stołówce: woda i dwa ziemniaki; [o] godz. 7.00 już praca w lesie – walenie drzew (sosny [o] 70 do 110 cm średnicy); o 13.00 przynoszono znów wodę, po pół litra, i cztery kluski. Praca trwała do 19.00. O 20.00 [dostawaliśmy] w stołówce wodę z mąką razową i 500 g chleba. Kto był stachanowcem, ten miał inne pożywienie, otrzymywał za pracę wynagrodzenie i miał prawo kupować w sklepie. Ja wyrabiałem 15 proc. normy, więc nie wolno [mi było].

Byli tacy, którzy wychwalali [sowiecki] ustrój, a najohydniej wyrażali się o Polsce – [ci] również [dobrze] żyli; nazwiska ich: Sprawka, imienia nie [znam]; Sułkowski, krawiec z Warszawy (widziałem go w Wojsku Polskim w Obozie A w Kanaqinie [Chanakinie]) – był dla nas najniebezpieczniejszy i rozbijał nasze życie koleżeńskie, donosząc o wszystkim do NKWD. Był raz wypadek, że w czasie badania mnie w nocy i on był w pokoju u naczelnika NKWD.

Stale nam mówiono, że Polski nie będzie i karmiono nas propagandą komunistyczną, a wszystko co polskie i katolickie wyszydzano. Jednak było nas ośmiu Polaków, [którzy] zawsze w gąszczu tajgi dzieliliśmy [się] różnymi wiadomościami, pocieszając się, że kiedyś byli Polacy w tajdze Syberii, a jednak wyszli i wrócili do ojczyzny, bo Polak ma gorącą krew, a skórę twardą.

Zwolniono nas po amnestii 5 września 1941 r., lecz utrudniano wstąpienie do polskiej armii. Byliśmy o 400 km od najbliższej stacji kolejowej. Kiedy zwróciłem się o pomoc do władz NKWD, to oświadczono nam, że już starczy ludzi do polskiej armii, więcej nie trzeba. My, nie zważając na nic, wydostaliśmy się z tajgi i koleją z Tomska na gapę przyjechałem do Uzbekistanu, gdzie chorowałem na tyfus plamisty, a po przyjściu do zdrowia wstąpiłem do Wojska Polskiego.

Miejsce postoju, 9 marca 1943 r.