PIOTR WALOCHA

Dnia 27 lutego 1949 r. Sąd Grodzki w Kazimierzy Wielkiej, w osobie sędziego grodzkiego B. Terleckiego, z udziałem protokolantki I. Wiśniowskiej, na wniosek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, stosownie do art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293) oraz na zasadzie art. 254 kpk, przesłuchał w charakterze świadka w trybie art. 107, 109, 113, 115 tegoż kodeksu osobę niżej wymienioną, która po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie, o znaczeniu przysięgi i po zaprzysiężeniu w formie przewidzianej w art. 111 kpk zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Piotr Walocha
Data i miejsce urodzenia 11 maja 1896 r. Jurków, gm. Chotel
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód sekretarz Zarządu Gminnego w Krzczonowie
Miejsce zamieszkania Krzczonów
Karalność niekarany

W jesieni 1939 r. i później byłem sekretarzem Zarządu Gminy Opatowiec i mieszkałem w osadzie Opatowiec. Gdy w pierwszej połowie września 1939 r. wojska niemieckie zbliżyły się do Opatowca, ja – podobnie jak wielu innych mieszkańców tej miejscowości – opuściłem miejsce zamieszkania i udałem się na wschód, uciekając przed najazdem niemieckim. Dotarłem do Janowa Lubelskiego, a następnie wróciłem do Opatowca.

Po mym powrocie wspólnie z miejscowym lekarzem dr. Madejem przeprowadziłem rejestrację grobów żołnierzy polskich poległych na terenie gm. Opatowiec i przy tej sposobności bawiłem też w gromadzie Ksany i rozmawiałem z miejscową ludnością, wypytując o groby poległych żołnierzy polskich. Niektórzy mieszkańcy Ksan wspominali mi wtedy, że zaobserwowali wypadki, iż niemieccy żołnierze rozstrzeliwali żołnierzy polskich, których wzięli do niewoli, a więc bezbronnych już jeńców, co moim zdaniem było postępowaniem nieludzkim, sprzecznym z zasadami międzynarodowego prawa wojennego. Szczegółów [z] opowiadań o tych wypadkach już dziś sobie nie przypominam i nie mogę ich podać.

Zresztą nic o tym nie słyszałem, aby wkraczający żołnierze niemieccy w Opatowcu lub w okolicy mieli zastrzelić 45 jeńców wojennych lub osoby cywilne, a przypuszczam, że taki wypadek masowego mordu nie miał wtedy miejsca, gdyż byłbym o nim niezawodnie słyszał od miejscowej ludności, z którą miałem częstą styczność. Słyszałem tylko o sporadycznych wypadkach rozstrzelania jeńców wziętych do niewoli w owym czasie na terenie gromady Ksan, jak to już wyżej zeznałem. Opowiadano mi też o wypadkach wrzucania przez wkraczających do wsi Ksany niemieckich żołnierzy ręcznych granatów do piwnic, w których ukrywała się ludność cywilna i o wynikłych stąd zranieniach cywilnych osób.

Zakończono.