HELENA BISKA

Warszawa, 6 lutego 1950 r. Aplikantka sądowa Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Helena Biska z d. Bączkowska
Data i miejsce urodzenia 22 maja 1917 r., Warszawa
Imiona rodziców Teofil i Julia z d. Łapińska
Zawód ojca rzemieślnik
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie
Zajęcie przy mężu
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Warecka 5 m. 5
Karalność niekarana

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu przy ul. Górskiego 6, gdzie przebywałam wraz z rodziną do końca sierpnia czy początków września. W tym czasie bomba zawaliła schody naszego domu i nie można było wydostać się z piwnicy do mieszkań. Wówczas ja z rodziną przeszliśmy do znajomych na ul. Warecką 5. Dnia 8 czy może 10 września (dokładnie daty już dzisiaj nie pamiętam), mniej więcej w południe, powstańcy z naszego terenu zupełnie nieoczekiwanie zaczęli się wycofywać. Odwrót trwał bardzo krótko, tak, że część ludności naszego domu, która nie wycofała się stąd dnia poprzedniego, wpadła w ręce niemieckie. Niemcy kazali nam opuścić dom. Wyszliśmy na ulicę, Niemcy – Wehrmacht – poprowadzili nas przez Nowy Świat do Ordynackiej. Na rogu ul. Kopernika wyłączyli z grupy młode kobiety i mężczyzn. Byli tu mieszkańcy z ul. Kopernika i jeszcze z niektórych ulic Powiśla. Po odłączeniu młodzieży, poprowadzono pozostałych do uniwersytetu. Co się stało z młodymi zatrzymanymi rzekomo do robót, nie wiadomo. Z mojej rodziny zabrany był wówczas mój 20-letni brat Władysław i 24-letnia siostra Zofia.

Od jednego młodego mężczyzny, który wrócił do uniwersytetu, a był zabrany z moim bratem, dowiedzieliśmy się, że brat został rozstrzelany. Niektórzy młodzi powrócili do nas do uniwersytetu, ale ci zostali następnie odłączeni w dalszej naszej wędrówce po dwudniowym pobycie na terenie uniwersytetu, na ul. Ossolińskich. Z uniwersytetu Niemcy wieczorem wyciągali młode kobiety, które gwałcili. Te wracały rano do nas. Następnie poprowadzono nas przez plac Teatralny, ulicami, których nazw nie pamiętam, do Wolskiej. Tutaj, już pod eskortą Ukraińców, doszliśmy do kościoła na Woli. Następnego dnia wyprowadzili kobiety i mężczyzn (niektórzy zostali jeszcze dłużej, zatrzymani do robót) na Dworzec Zachodni, a stamtąd zostaliśmy przewiezieni do obozu w Pruszkowie.

Jeszcze w drodze do kościoła na Woli Ukraińcy także wyciągali młode kobiety, które gwałcili.

Na tym protokół zakończono i odczytano.