WŁADYSŁAWA DĄBROWSKA

Puławy, 18 stycznia 1946 r. Sędzia F. Klaude przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał od niej przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Władysława Dąbrowska
Wiek ur. w 1905 r.
Imiona rodziców Zofia i Bronisław
Miejsce zamieszkania Puławy, Instytut
Zajęcie biolog
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Aresztowana zostałam w Puławach 1 marca 1941 roku. Tego samego dnia zostałam wywieziona do Lublina, do gestapo, tam byłam badana i, po podpisaniu zeznań, przewieziona na Zamek lubelski. Podczas mego sześciodniowego pobytu w gestapo i później na Zamku dowiedziałam się od moich współtowarzyszek, że w gestapo robiono im pomiary antropologiczne. Ja nie byłam im poddana.

W więzieniu przebywałam w celi przeznaczonej dla 22 osób, a było nas około sześćdziesięciu, wobec czego nie tylko, że nie mogłyśmy się zmieścić po dwie na wąskich łóżkach, ale brakowało nawet miejsca w pozycji siedzącej na ziemi. Okienko małe, wysoko pod sufitem, zostało zasłonięte tzw. koszem. Cela była nieopalana, do przykrycia nie otrzymałyśmy nic. Co się tyczy jedzenia, to było ono całkowicie niewystarczające: rano i wieczór czarna kawa, na obiad krupnik, czyli pół litra szarej, zabarwionej wody bez krup i kartofli, całodzienna porcja chleba wynosiła 200 gramów. Cele były brudne, zawszone, przy czym chcę zaznaczyć, że zawszenie było tendencyjnie [roznoszone] (przenoszono do celi więźniarek politycznych zawszone kobiety). Niejednokrotnie przy badaniach w gestapo grożono młodym dziewczętom, że zostaną w więzieniu zjedzone przez wszy. Wynikiem zawszenia był tyfus plamisty, który panował w całym więzieniu, zwłaszcza na oddziale męskim. W czasie mego pobytu w gestapo w więzieniu lubelskim, który trwał do 20 września 1941 roku, widziałam niejednokrotnie powracające z badań współtowarzyszki straszliwie skatowane, z podbitymi oczyma, rozciętymi wargami, ranami na ciele niegojącymi się przez lata (z kobietami tymi byłam przez cztery lata w Ravensbrück, np. Kiryłową), z poodbijanymi nerkami i stanem serca grożącym w każdej chwili śmiercią (Eugenia Mann). Wszystkie kobiety podczas badań były bite nago.

Dozór w więzieniu na oddziale kobiecym sprawowały Polki, dawne dozorczynie więzienne. Na ogół zachowywały się przyzwoicie, niejednokrotnie ułatwiały nam bytowanie, z wyjątkiem jednej, z pochodzenia Ukrainki, stałej mieszkanki Lublina, nazwiskiem Pogrebna, żony Rosjanina, która odznaczała się brutalnością i dużo gorzej traktowała więźniarki polityczne od karnych. Zdaje się, że Pogrebna przed wojną kończyła szkołę policyjną w Warszawie.

20 września 1941 roku transport liczący około dwu tysięcy kobiet został wywieziony z Lublina do Warszawy i po dołączeniu transportu kobiet z Pawiaka obydwa zostały wywiezione do Ravensbrück. Na miejscu już dowiedziałyśmy się, że nasz transport, jak i wszystkie następne polityczne z Polski nosi nazwę Sondertransport.

Po przybyciu do obozu zostałyśmy poddane odwszeniu, przy czym lekarz, nazwiska nie pamiętam, przeprowadzał to w sposób bardzo przykry i drastyczny. Równocześnie zabrano nam wszystkie osobiste rzeczy z wyjątkiem przyborów toaletowych i otrzymałyśmy bieliznę i ubranie obozowe. Rzeczy nasze początkowo złożono w depozycie, w tak zwanych efektach i miały być nam oddane przy wyjściu z obozu. W roku 1944 na wiosnę rzeczy te, po oddzieleniu najlepszych, zostały opieczętowane literami FKL (Frauenkonzentrationslager), pokrzyżowane (naszyto krzyże 75 cm w jaskrawych kolorach) i rozdane zamiast pasiaków obozowych.

Co się tyczy warunków higienicznych w obozie, to początkowo po moim przyjeździe było czysto, odwszawienie było dokładne, bieliznę zmieniano co dwa tygodnie, pościelową co sześć. Od wiosny 1942 roku, to jest od przybycia do obozu Oberaufseherin Mandel, zaczyna pogarszać się stan higieniczny obozu: przybywające liczne transporty Ukrainek podlegają tylko pobieżnemu odwszawieniu, toteż wszy zaczynają bardzo dokuczać i z każdym rokiem jest ich więcej. Zmiany bielizny osobistej otrzymujemy coraz rzadziej – co 6 tygodni, później co kilka miesięcy, w dodatku jest ona źle uprana, zagotowana wprost tylko z plamami, ropą, wszami. Zagęszczenie bloków, poczynając od 1943 roku, jest tak wielkie, że w bloku przeznaczonym na 270 osób jest ponad tysiąc, więźniarki sypiają po trzy na jednym łóżku (szerokość nieco powyżej pół metra). To samo jest w rewirze, gdzie chore po dwie, nawet trzy, sypiają na jednym łóżku (np. tyfus z zapaleniem płuc itp.). Od kwietnia 1942 roku zabierają nam ciepłe ubrania: żakiet, ciepłą suknię, bieliznę i pończochy – zostajemy w letnich sukienkach z krótkimi rękawami, z dwiema sztukami cienkiej bielizny, boso. Zaznaczam, że nawet w czerwcu na apelach rannych (godzina 3.30) niejednokrotnie był biały mróz, a apele te trwały najkrócej półtorej, czasami nawet kilka godzin.

Równocześnie z pogarszającymi się warunkami higienicznymi następuje coraz gorsze odżywianie. Jedzenie początkowo to: kawa czarna rano, jarzyna i talerz kartofli w mundurkach na obiad, pół litra zupy Knorra wieczorem, bochenek chleba 800 gramów na cztery więźniarki. Stopniowo jesteśmy odżywiane coraz gorzej, a od jesieni 1944 roku otrzymujemy już tylko rano i wieczór czarną kawę, na obiad jarzynę ugotowaną łącznie z obierkami, pochodzącymi z kuchni SS-manów i bochenek chleba 800 g dzielony jest na siedem osób. Głód jest wielki. Przysyłanie paczek do listopada 1942 roku było zabronione. Wiedziałyśmy, że Czerwony Krzyż szwedzki i amerykański przysyłały dla obozowiczek paczki żywnościowe wagi od 2 do 5 kg, z przeznaczeniem tychże na zużycie co tydzień. Przychodziły również paczki ze Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża adresowane imiennie i te często dochodziły, po wyjęciu z nich czekolady, papierosów i zmniejszeniu porcji cukru, albo w ogóle po zmniejszeniu zawartości paczki do połowy. Tylko raz, w kwietniu 1945 roku, każda z więźniarek otrzymała po 1/5 względnie 1/7 paczki.

W pobliżu naszego obozu znajdowało się ewakuowane sanatorium wojskowe z Hohenlychen dla rekonwalescentów. Po ucieczce Niemców z Ravensbrück osobiście byłam na miejscu wspomnianego sanatorium i stwierdziłam tam mnóstwo opakowań z paczek przysyłanych przez Czerwony Krzyż szwajcarski, szwedzki i kanadyjski, z czego wnosiłam, że paczki przesyłane dla więźniarek były używane przez Niemców dla swoich chorych. Również w prywatnych mieszkaniach SS-manów, w tym samym czasie widziałam podobne opakowania. Poza tym widziałam całe piwnice w gmachu biur politycznych (Politische Leitung ) wypełnione cukrem, szwedzkim chlebem, konserwami, mydłem, proszkiem do zębów, pastą – wszystko z napisami szwedzkimi.

Po przebyciu kilkutygodniowej kwarantanny zostałyśmy przydzielone do pracy. Część kobiet została przeznaczona do pracy na zewnątrz: w majątkach, na wsi, do budowy dróg, przy karczowaniu lasów; część do prac wewnętrznych w obozie jak: szwalnia, pralnia, kuchnia, sprzątanie; pozostałe – do kolumn załadowujących i wyładowujących ładunki z pociągów, do tzw. Betriebów wojskowych, w których dozór sprawowali SS-mani i szyto dla wojska. Co się tyczy owych kolumn pracujących na stacji przy wyładowywaniu pociągów, to w okresie popowstaniowym były kolumny specjalne, w których przeważnie pracowały Ukrainki. Tłumaczy się to tym, że poczynając od października 1944 roku, po powstaniu, z Warszawy przywożono codziennie w olbrzymich ilościach wszelkiego rodzaju rzeczy, jak: maszyny, sprzęty, ubrania, całe sztuki wszystkich gatunków materiałów, zabawki, obrazy, zabytki muzealne (miniatury, tryptyk w złocie przedstawiający Matkę Boską) i w ogóle przedmioty z wszelkich dziedzin. Przywożenie tych rzeczy i zwożenie ich na teren obozu do szop, względnie ustawianie pod gołym niebem trwało przez kilka miesięcy, gdzieś do marca 1945 roku. Wyjaśniam, że zwożono je na teren obozu będący jednak poza murami otaczającymi bloki mieszkalne.

Że rzeczy pochodziły z Warszawy, świadczyły firmy warszawskie i fabryki łódzkie na materiałach, które niejednokrotnie widziałam osobiście (np. firma „Węgierski”), pracując w szwalni, do której te materiały trafiały nielegalnie i przeznaczone były na bieliznę czy ubrania dla niemieckiego personelu obozowego.

Że przeznaczenie ich było inne, świadczy fakt, że w razie spodziewanej wizytacji, tzw. Besuch, materiały te były cięte w drobne paski i palone w piecach. Poza tym jest mi wiadome, że najcenniejsze futra damskie jak srebrne listy, karakuły itp. (również z metkami firm warszawskich) były dostarczane do Betriebów wojskowych dla szycia najrozmaitszych kurt i kombinezonów (anorak) dla wojska czy lotników. Widziałam cały szereg cennych książek polskich i w obcych językach, niejednokrotnie dawno już wycofanych, nieomal białych kruków, prawdopodobnie pochodzących z bibliotek czy zbiorów warszawskich. Po powstaniu przez obóz w Ravensbrück przeszło 12 tys. kobiet z Warszawy, często z dziećmi, nawet małymi. Zarówno tym kobietom, jak i dzieciom, zabrano wszystkie ich ubrania i rzeczy, pozostawiając po jednej wierzchniej odzieży, np. lekką sukienkę i jednej sztuce bielizny bez pończoch. Matki z dziećmi, tak jak wszystkie kobiety, stawały na apel ranny o godz. 3.30, prawie po nocy. Dzieci owe z matkami przebywały w obozie około pół roku, potem zostały gdzieś wysłane. Co się tyczy chłopców starszych, zostali z matkami rozdzieleni i odesłani do obozu męskiego, matki pozostały.

Co się tyczy operacji eksperymentalnych robionych w obozie Ravensbrück, to mogę mówić tylko o Polkach. Były to wszystko więźniarki polityczne, przywiezione we wrześniu 1941 transportem lubelskim oraz kilka przywiezionych z Pawiaka z Warszawy w czerwcu 1942 roku. Operacje rozpoczęto w czasie, kiedy komendantem obozu był Kögel, a Oberaufseherin – Mandel. Zabiegi eksperymentalne inicjował profesor Gebhardt i on albo jego asystent, dr Fischer decydowali o wszystkim podczas przeprowadzenia doświadczeń. Profesor Gebhardt był naczelnym lekarzem w wojskowym sanatorium urazowym w Hohenlychen. Asystowała przy operacjach i badała przed nimi dr Oberheuser – lekarka obozowa. Badania owe były bardzo pobieżne. Ograniczały się niejednokrotnie do zmierzenia temperatury i obejrzenia powierzchownego całego ciała (specjalnie rąk i nóg).

Operacje miały charakter albo doświadczalny (o czym świadczy zresztą sama nazwa ofiar – Kaninchen), albo polegały one na zabraniu kawałków kości z nóg i przypuszczalnie przetransplantowaniu ich chorym wojskowym w sanatorium w Hohenlychen czy gdzie indziej, czy też ściąganiu surowicy po uprzednim zakażeniu.

12 kwietnia 1942 roku przyszedł niestosowany dotąd w obozie zakaz wychodzenia więźniarek z transportu lubelskiego do pracy na zewnątrz obozu. Jednocześnie dwadzieścia z tego transportu zostało wezwane przed Oberaufseherin nazwiskiem Mandel, odznaczającą się specjalnym okrucieństwem w stosunku do Żydówek (wysyłanie ciężko chorych do najcięższych prac, zrywanie bandaży z ropiejących nóg, zmniejszanie racji żywnościowych itp.), a w ogóle traktującą wszystkie więźniarki surowo i ostro. Oberaufseherin oglądała im nogi, po czym odesłała do bloku. 22 lipca 1942 trzydzieści najmłodszych Polek z transportu lubelskiego zostało wezwane przed dyrektora obozu Kögla i lekarza z Hohenlychen dr. Gebhardta, którzy po obejrzeniu ich odesłali do bloku. 25 lipca Oberaufseherin sprawdza personalia wszystkich więźniarek z transportu lubelskiego i dwóch z warszawskiego. Następnego dnia 75 najmłodszych zostaje wezwanych do rewiru (ambulatorium i bloki dla chorych) przed miejscowych lekarzy i dyrektora Koegla. Sześć spośród nich zostaje zatrzymanych i po pobieżnym zbadaniu mają ogolone nogi i dostają zastrzyk morfiny.

W cztery dni później – 1 sierpnia – wszystkie zostały zoperowane. Operacje polegały na zakażeniu mięśniowym i przypuszczalnie kostnym. Pierwsze dwie partie zoperowanych kobiet znaczone były literami na gipsie T1 TK1 TM1 – pierwsza grupa, reakcja najsłabsza; T2 TK2 TM2 – druga grupa, mocniejsza; T3 TK3 TM3 trzecia grupa, najmocniejsza. Do grupy pierwszej: Wanda Kulczyk 20 lat i Aniela Okoniewska 24 lata; do grupy drugiej Rozalia Gutek 20 lat i Marianna Gnaś 25 lat; do grupy trzeciej: Wanda Wojtasik 20 lat i Maria Zielonka 28 lat. Operowane miały prawą nogę w gipsie, od pierwszej nocy bardzo wysoką temperaturę (ponad 40 stopni), najwyższą w trzeciej grupie, i bardzo silne bóle, doprowadzające ofiary eksperymentu do chęci pozbawienia się życia (mówiły, że były gotowe wyskoczyć na druty elektryczne o wysokim napięciu). Poczynając od drugiego dnia nogi ich straszliwie cuchnęły. Operowane były izolowane od otoczenia, podczas trzech pierwszych opatrunków zasłaniano im oczy. Dostęp do nich miały wyłącznie siostry Niemki, które – opuszczając pokój chorych – zamykały go na klucz. W nocy [chore] pozostawały zamknięte bez żadnej opieki. W dwa tygodnie później, 14 sierpnia 1942, wezwano dziewięć następnych, które również podzielono na trzy grupy: 1) Jadwiga Kamińska 28 lat (głośno w imieniu całej grupy protestuje przeciwko dokonywaniu operacji – bez skutku), Zofia Kormańska 30 lat i Zofia Kawińska 20 lat; 2) Władysława Karolewska 29 lat, Alicja Jurkowska 20 lat i Maria Karczmarz 26 lat; 3) Urszula Karwacka 27 lat, Krystyna Iwańska 23 lata i Janina Iwańska 19 lat. Reakcje podobne jak wyżej. Wszystkie wiadomości, które podaję o dwóch pierwszych grupach, opieram na osobistych spostrzeżeniach i ustnych informacjach od operowanych, udzielonych mi skrycie przez okno. Od 17 sierpnia do 1 września wzięto cztery więźniarki: Janina Mitura, operacja mięśniowa zakaźna; Aniela Sobolewska, dwie nogi; Krystyna Dębska; Zofia Stefaniak – wszystkie trzy operacje kostne. 15 września ponowne operacje zakaźne tych samych niezagojonych ran: W. Kulczyk, Rozalia Gutek, M. Zielonka, J. Kamińska, W. Karolewska, U. Korwacka. 21 września: Zofia Sokulska 28 lat, operacje mięśniowe lewa noga. 30 września operacje mięśniowe zakaźne: Maria Nowakowska 21 lat, Pelagia Rakowska 52 lata, Wiktoria Szuksztul 17 lat, Maria Pajączkowska 22 lata, Weronika Kraska 30 lat, Zofia Hoszowska 28 lat, Stanisława Młodkowska 33 lata, Stefania Łotocka 30 lat, Halina Pietrzak 30 lat, Alfreda Prus 20 lat. Kraska umiera na trzeci dzień po operacji z objawami tężca. 13 października A. Prus umiera z objawami zgorzeli gazowej, 7 października: operacje mięśniowe zakaźne: Aniela Lefanowicz 40 lat, Irena Krawczyk 35 lat, Pelagia Maćkowska 40 lat, Stanisława Jabłońska 35 lat, Jadwiga Łuszcz 24 lata, Zofia Kiecol 35 lat, Genowefa Kluczek 20 lat, Maria Kuśmierczuk 22 lata, Kazimiera Kurowska,19 lat, Maria Kapłon, Czesława Kostecka 34 lata.

11 października 1942 umiera Zofia Kiecol.

13 października 1942 umiera Stefanowicz [Lefanowicz?] z objawami zgorzeli gazowej.

13 października 1942 umiera Kurowska, wszystkie w straszliwych bólach.

1 października 1942 r. Barbara Pietrzyk (16 lat) operacja kostna obu nóg (pięciokrotnie operowana w ciągu pięciu miesięcy).

3 listopada 1942 r. Barbara Pytlewska (25 lat), operacje mięśniowe częste [czyste?] obie nogi (pięć razy operowana).

3 listopada 1942 r. Stanisława Śledziejowska (17 lat), operacje mięśniowe, częste [czyste?], obie nogi (pięc razy operowana).

3 listopada 1942 r. Izabela Rek (19 lat), operacja kostna, obie nogi, cztery razy operowana.

4 listopada 1942 r. Zofia Baj (24 lata), operacja kostna, obie nogi, dwa razy operowana.

4 listopada 1942 r. Irena Backiel, operacja kostna, obie nogi, dwa razy operowana.

15 listopada 1942 r. Leokadia Bień (20 lat), operacja kostna, obie nogi, pięć razy operowana.

17 listopada 1942 r. Bogumiła Bąbińska (27 lat), operacja mięśniowa, trzy razy operowana, sześć cięć.

20 listopada 1942 r. Maria Grabowska (33 lata), operacja kostna, obie nogi, trzy razy operowana.

20 listopada 1942 r. Maria Cabajowa, operacja zakaźna.

23 listopada 1942 r. Zastrzyk zakaźny do nogi: 1) Wojciecha Buraczyńska 22 lata, 2) EugeniaMann 32 lata, 3) Jadwiga Gisges 35 lat, 4) Eugenia Mikulska 32 lata, 5) Jadwiga Dzido 20 lat, 6) Anna Sienkiewicz 21 lat, 7) Wacława Andrzejak 21 lat, 8) Krystyna Czyż 18 lat, 9) Jadwiga Bielska 20 lat. Pierwszych sześć po zastrzyku zostało poddanych cięciu nogi w miejscu zastrzyku, cztery pozostałe leczone tylko zastrzykami dożylnymi.

22 listopada 1942 r. Operacje mięśniowe czyste po cztery cięcia na obu nogach: Hegier Helena 26 lat, Czajkowska Stanisława 19 lat, trzy razy operowane.

2 grudnia 1942 r. Pelagia Michalik 22 lat operacje kostne, dwa razy operowana.

2 grudnia 1942 r. Zofia Sokulska – ponowna operacja mięśniowa na tej samej nodze i w tym samym miejscu.

2 grudnia 1942 r. Janina Marciniak 20 lat, operacja kostna, trzy razy operowana.

2 grudnia 1942 r. Władysława Marczewska 32 lat, operacja kostna, trzy razy operowana.

5 stycznia 1943 r. Stanisława Michalik 32 lata, operacja kostna.

19 stycznia 1943 r. Zofia Modrowska 36 lat, operacja kostna.

30 stycznia 1943 r. Halina Piotrowska 27 lat.

W styczniu 1943 roku lekarze zapowiadają, że już więcej operacji nie będzie poza wykończeniem doświadczeń na przebywających już w rewirze, a operowanych poprzednio. 10 marca zostają wezwane do rewiru: Michalina Marczewska, Regina Małkowska, Pełczyńska. Wezwane oświadczają lekarzom, rewiru (Oberheuser i Schiedlausky), że na operację się nie zgadzają. Jednocześnie pozostałe operowane składają na ręce „oberinki” (Oberaufseherin Langefeld) do komendanta obozu (Suhren) następujące pismo: „Niżej podpisane więźniarki polityczne zwracają się do Pana Komendanta o udzielenie im rozmowy w następującej sprawie: od sierpnia 1942 roku odbywają się w obozie koncentracyjnym Ravensbrück operacje doświadczalne, dokonywane na zupełnie zdrowych więźniarkach politycznych, bez ich zgody. Nazwa „króliki”, ogólnie przyjęta na terenie rewiru i obozu potwierdza charakter tych operacji. Zwrócenie się do lekarza z prośbą o wyjaśnienie nie dało żadnych wyników. W styczniu 1943 roku lekarze zapowiadali, że operacji więcej nie będzie, tymczasem zostały wezwane nowe więźniarki. Prosimy Pana Komendanta o wyjaśnienie, czy operacje, które się odbywają na nas, są na skutek wyroków, bo o ile nam wiadomo, prawo międzynarodowe nie przewiduje operacji doświadczalnych nawet na przestępcach kryminalnych, bez uprzedniego uzyskania ich zgody”. Komendant nie przyjmuje i żadnej odpowiedzi nie daje. Jednak operacje na trzech wezwanych nie są przeprowadzone. Przez luty i marzec wykańcza się operacje na wziętych w listopadzie i grudniu. 15 sierpnia 1943 roku zostają wezwane do rewiru: Stefania Sieklucka 33 lata, Joanna Szydłowska 37 lat, Helena Piasecka 27 lat, Halina Piotrowska 29 lat, Władysława Karolewska, Zofia Kormańska, Pelagia Michalik, Urszula Korwacka, Zofia Sokulska. Wezwane nie stawiają się do rewiru, wiedząc, że wszystko przygotowane jest do operacji. Wobec tego oporu cały blok (nr 15) ma rozkaz wyjścia na zewnątrz i ustawienia się. Wszystkim innym więźniarkom w całym obozie zakazane jest wychodzenie z bloków. Wyżej wymienione kolejno zostają wywołane z listy, pierwsze wywołane składają przed „oberinką” (Oberaufseherin Bintz) oświadczenie, że na operację się nie zgadzają. „Oberinka” daje słowo, że operowane nie będą i zabiera je przed dyrekcję, skąd wszystkie uciekają do stojącego wciąż bloku kobiet. Wówczas zabrane są siłą przez policjantki i odprowadzone do bunkra, gdzie nazajutrz pięć pierwszych w brudnych sukniach i dwa dni niemyte, pomimo ich oporu i obrony, zostaje zoperowanych. Pozostałe cztery (jedna zostaje do pielęgnowania operowanych) po jedenastu dniach pozostawione w bunkrze (jeden dzień w ciemnicy bez jedzenia) zostają wypuszczone do bloku. Pięć zoperowanych, po dwóch tygodniach leżenia w bunkrze bez fachowej opieki, jest przeniesionych do rewiru i tam kolejno każda trzykrotnie operowana. W końcu grudnia bez prześwietlenia nóg kazano im wstać i chodzić. Helena Piasecka przy pierwszym kroku złamała nogę w miejscu operowanym. Prześwietlenie, dopiero po tygodniu, wykazało, że kość goleniowa miała w miejscu operacji grubość zaledwie 2,5 cm. Rewir odmawia jakichkolwiek środków pomocniczych do odbudowy kości. W ogóle rewir odmawia systematycznie opieki przy bardzo częstych komplikacjach pooperacyjnych. Po operacjach doświadczalnych opatrunki odkładane są z braku czasu i innych podobnych powodów z dnia na dzień, aż do 10 – 14 dni (przy straszliwie ropiejących ranach). Warunki higieniczne i aseptyczne są okropne. Chore przez długie okresy nie mają żadnej opieki. W ropiejących nogach znajdowane są kawałki szkła, materiału i igieł operacyjnych.

Wypadki, jakie rozegrały się 15 sierpnia 1943 i w następnych dniach miały wpływ na ogólne wyświetlenie stosunków, jakie panowały w obozie. Kiedy blok 15 dostał trzydniowy areszt bez jedzenia i światła, nareszcie cały obóz łącznie z dozorczyniami i SS-manani dowiaduje się, że operowane Polki nie tylko dotąd na operacje nie zgadzały się, ale stale protestowały przeciw nim, czego jaskrawym dowodem było owo zajście. Jednocześnie Polki dowiadują się w tym czasie od sióstr z rewiru, dozorczyń SS-manów i ludności cywilnej, u której pracują poza obozem, że dyrekcja szerzy wiadomości, jakby operowane Polki były przestępczyniami mordującymi żołnierzy niemieckich, wykłuwając im oczy itp., że te przestępczynie dobrowolnie zgadzają się na operację za wysoką opłatą wypłaconą im albo rodzinom i że za zgodę na tę operację darowana jest im kara śmierci. Kiedy zajścia z 15 sierpnia obaliły te wszystkie kłamstwa, ludność cywilna niemiecka pełna oburzenia na potworności dziejące się w obozie i chcąc dać wyraz swojej sympatii dla Polek posyłała im w czasie ich aresztu przez ich towarzyszki jedzenie i owoce.

Z kobiet operowanych w styczniu 1943 roku wzięte są na egzekucję: Pajączkowska i Marianna Gnaś, 28 września 1943: Maria Zielonka, Rozalia Gutek, Pelagia Rakowska i Aniela Sobolewska.

5 lutego 1945 wszystkie kobiety, które były poddane zabiegom eksperymentalnym w obozie w Ravensbrück, dostają zakaz opuszczania bloku, wydawany zwykle przed egzekucją. Z wieści krążącej potajemnie w obozie wynikało, że jest to w związku z zarządzeniem profesora Gebhardta, który był inicjatorem i kierownikiem operacji eksperymentalnych, a który zażądał usunięcia wszystkich operowanych z terenu obozu. Kobiety operowane postanawiają się bronić do ostatka i grać na zwłokę, wobec tego ukrywają się w innych blokach, podkopach i na strychach, korzystając też z licznie odchodzących transportów w tym czasie, usiłują wyjechać wraz z nimi w przebraniu pod cudzymi nazwiskami. Pozostała część operowanych była ewakuowana łącznie ze wszystkimi.

Co się tyczy kobiet, które przybyły do obozu w ciąży, to regularnie w ósmym miesiącu wywołano u nich sztuczne poronienie i do urodzeń nie dopuszczano. Nieliczne wypadki urodzeń były załatwiane w ten sposób, że pielęgniarka, więźniarka Niemka, Gerda, (nazwiska nie znam) dusiła niemowlęta, które następnie wrzucane były do tzw. Heicungu (piec centralnego ogrzewania). Owa Gerda, kochanka dr. Rosenthala (był to medyk uchodzący za lekarza, prawie zawsze pijany), była specjalistką w dawaniu zastrzyków uśmiercających kobietom w cięższych wypadkach choroby i chronicznie chorym. Zastrzyki dawała z polecenia dr. Rosenthala lub z własnej inicjatywy i – jak mówiono – dawane one były dlatego, że agonia umierających działała na nich jako podnieta seksualna.

Zarówno Gerda, jak i dr Rosenthal zostali uwięzieni, dokładnie nie pamiętam kiedy. Co im zarzucono, nie wiem. Od czasu ich aresztowania nie było już wypadków przymusowego wywoływania poronień.

Po przyjeździe kobiet z ewakuowanej po powstaniu Warszawy (transporty napływały od połowy sierpnia do listopada) wezwano wszystkie kobiety ciężarne w liczbie kilkuset i zaproponowano im sztuczne poronienie, tłumacząc, że w ten sposób będą miały ułatwiony pobyt w obozie. Wszystkie kobiety odmówiły. Po miesiącu wysunięto im tę samą propozycję, na co również otrzymali odpowiedź odmowną. Dzieci narodzone nie były już zabijane, ale prawie wszystkie zmarły.

Z końcem grudnia 1944 roku, w czasie przewożenia kobiet z obozu w Oświęcimiu, do Ravensbrück przybyły również Cyganki w liczbie powyżej stu. Zostały one wszystkie, nawet dziewięcioletnie dziewczynki, poddane kastracji. Polegała ona na naświetlaniu ich promieniami Rentgena oraz późniejszych zabiegach operacyjnych. Ofiary bardzo cierpiały, dostawały krwotoków, wymiotów i w ogóle ciężko przechorowywały ten zabieg. W okresie masowych transportów kobiet i przywożonych do obozu w Ravensbrück, równocześnie następuje masowe wywożenie ich do fabryk amunicji. Ponieważ robotnicy i personel niemiecki powiadomieni byli, że przybywające kobiety są to przestępczynie karane za znęcanie się i wydłubywanie oczu żołnierzom niemieckim, przeto nastawienie do nich w fabrykach było z reguły wrogie. W tym czasie zostają wprowadzone tzw. premie, zarówno w fabrykach, jak i na terenie naszego obozu. Polegały one na wypłacaniu więźniarkom kuponów, za które można było nabyć przedmioty znajdujące się w kantynie. Zarząd obozu przypuszczalnie dlatego kładł nacisk na pobieranie tych premii, że wśród cywilnej ludności niemieckiej szerzył wiadomości, że więźniowie są wynagradzani za swoją pracę i wypadki nieprzyjmowania premii wprawiały w zdumienie pracowników Niemców w fabrykach, którzy dopiero wtedy dowiadywali się, że są to więźniarki polityczne. Na terenie obozu Polki i Rosjanki z Armii Czerwonej premii na ogół nie przyjmowały, poza tym pojedyncze wypadki innych narodowości również.

Od stycznia 1945 roku są prowadzone w obozie selekcje, polegające na tym, że całe bloki kobiet zostają ustawione przed budynkami i po przeglądzie dokonanym przez komisję składającą się z lekarza obozu męskiego i kilku SS-manów kobiety starsze, ze spuchniętymi lub okaleczonymi nogami, są odsuwane na stronę i następnie w liczbie przeszło 4 tys. odesłane do obozu znajdującego się w pobliżu, tzw. Jugendlager. Kobietom tam przeprowadzonym zabrane są płaszcze, sypiają one na gołej podłodze, a całymi dniami stoją przed blokiem. Skarżące się na brak sił do tego ustawicznego stania są zabierane i znikają nie wiadomo gdzie.

Równocześnie trzy kominy krematorium dymią bez przerwy i swąd spalonego ciała dusi dzień i noc. Opowiada się, że kobiety te są gazowane w specjalnych wagonach albo w gazowni znajdującej się obok krematorium, za Politische Leitung. Gazownia jest wadliwie urządzona, niedokładna i mówi się, że ofiary tam wprowadzane męczą się po 24 godziny, krew występuje im porami i że pół jeszcze żywe są palone. Trwa to do końca kwietnia 1945 roku.

Co się tyczy egzekucji, dokonywanych przez rozstrzelanie w obozie w Ravensbrück na Polkach w czasie od marca 1942 do lutego 1945 roku, to zginęło ich w przybliżeniu kilkaset. Tracone były bez wyroku i sądu, brane partiami od 6 do 12, w odstępach nieregularnych, co kilka dni, tygodni, miesięcy, częściej w okresach, gdy zaostrzały się stosunki w Polsce. Na podstawie wyciągu z papierów biura politycznego, zrobionego skrycie przez kilka Polek, mogę podać następujące dane tyczące obozu w Ravensbrück: od 6 września 1939 do 31 stycznia 1945 roku przeszło przez obóz 32 445 Polek, z ewakuowanej Warszawy 12 217. Na miesiąc przed zlikwidowaniem obozu stan jego liczebny, łącznie z pracującymi w tzw. komandach (kolumny zapisane w obozie, a pracujące i mieszkające na zewnątrz) wynosił przeszło 13 tys. kobiet. Straconych w Jugendlager 4 375. Z końcem kwietnia 1945, gdy front był już bardzo blisko Ravensbrück, nastąpiło zarządzenie przymusowej ewakuacji obozu. Wszystkie kobiety zostały popędzone w kierunku Lubeki. Pozostały tylko chore, kilka lekarek i nieliczna obsługa. Komendant zapowiedział że Dachaubetrieby (pracownie dla wojska), bunkier i gmach biura politycznego zostaną wysadzone w powietrze. Zapowiedzi tej nie zdążono już wykonać i 30 kwietnia 1945 roku pierwsze oddziały Armii Czerwonej weszły do Ravensbrück. Przez obóz w Ravensbrück przeszło ogółem powyżej 120 tysięcy więźniarek.

Na tym kończę swoje zeznania.

Odczytano.