LEON USZACKI


Strz. Leon Uszacki, ur. w 1918 r. w majątku [nieczytelne], pow. Święciany, woj. wileńskie, kierowca mechanik, kawaler.


W 1939 r., gdy bolszewicy oddali Litwie Wilno i część woj. wileńskiego, majątek rodziny został przepołowiony granicą litewsko-sowiecką. Rosjanie swymi rabunkami nam często dokuczali, uciekliśmy więc do Litwy. Podczas ucieczki mnie bolszewicy na granicy aresztowali i zawieźli do NKWD w Oszmianie. Tam NKWD prowadziła śledztwo w barbarzyński sposób: bicie po twarzy, trzymanie na mrozie przez cztery doby. 15 grudnia 1939 r. zamknęli mnie do więzienia, na piąty dzień dali mi do jedzenia pół litra zimnej wody i 50 g chleba. W więziennej celi było nas 40. Spaliśmy wszyscy na waleta na gołej podłodze. W więzieniu w Oszmianie przebyłem do 15 czerwca 1940 r., [kiedy] zostałem wywieziony do Rosji do więzienia Homel.

Tam warunki jeszcze się pogorszyły. Mieliśmy celę bardzo malusieńką. W celi było nas 24, wielkość celi była dwa na cztery [metry], podłoga cementowa. Spało 12, a 12 siedziało. Okno w celi było bardzo małe, 30 na 30 cm. Ze ścian woda się lała od wilgoci, która nigdy nie wysychała. W ubraniach mieliśmy tyle wszy, że ubranie ruszało się samo. W więzieniu ze mną siedzieli państwowi urzędnicy i gospodarze rolni. Powód aresztowania był, że jedni pracowali w urzędach, a drudzy, że byli posiadaczami ziemi. Dni w więzieniu spędzaliśmy na biciu wszy. Jedzenie nam dawali postne, po pół litra zupy dwa razy dziennie.

W więzieniu w Homlu siedziałem do 1 lipca 1940 r., [kiedy to] zostałem wywieziony do więzienia w Orszy. W czasie podróży byliśmy zamknięci w wagonach więziennych. Były przepełnione, brakowało powietrza, jedzenia i nie dawano wody, tylko soloną rybę. W Orszy byłem do 15 sierpnia 1940 r. Życie z wszami prowadziliśmy bez zmian.

Z Orszy zostałem wywieziony do portu Archangielsk. Tam wszystkich nas, Polaków, załadowali do okrętu towarowego [nieczytelne], razem z więźniami bolszewików i zawieźli na Północ, nad rzekę Peczorę. W czasie podróży więźniowie ruscy chodzili po okręcie i wszystkich Polaków, którzy mieli ubranie, bieliznę, pieniądze, rabowali do naga.

Na Peczorę przyjechaliśmy 15 września 1940 r. Tu nas rozdzielono po obozach pracy. W obozie 47., gdzie ja byłem, było nas 400 Polaków. Przyszliśmy na miejsce obozu w nocy, godz. 20.00, deszcz padał, ludzie na pół nago, bosi, głodni. Patrzymy, że w naszym obozie nie ma domu ani namiotu. Wszystkim kazali się zejść do gromady i tak siedzieliśmy całą noc na deszczu. Konwój NKWD rozpalił ognisko wokół nas, z którego nie można było nawet przypalić papierosa i tak spędziliśmy pierwszą noc w obozie. Następnego dnia zaczęliśmy sobie budować z gałęzi i mchu domki, w których mieszkaliśmy z półtora miesiąca. Śniadanie i chleb dostaliśmy na drugi dzień pobytu w obozie, po 50 g, i pół litra postnej zupy – to był dwudniowy posiłek. Pocieszała nas NKWD, że jak wybudujemy drogę żelazną do gór Ural, to warunki się polepszą.

Pracę w obozie mieliśmy: kopanie rowów. Normy były strasznie wysokie, 12 m kubicznych, wyrabialiśmy je zaledwie w 50 proc.. Za niewyrobienie normy dawali po 300 g chleba i raz zupę, rozbierali do bielizny i zamykali na noc do izolatora przy 40 stopniach zimna. Następnego dnia prosto z izolatora brano do pracy. Kto nie mógł o własnych siłach iść do pracy, to przywiązywali do sań i ciągnęli na trasę, gdzie robiliśmy wykop. Do obozu, gdzie ja byłem, przysłali trzy konie do wożenia drzewa, wody i produktów. Tymi końmi wyciągano ludzi na trasę, a z powrotem zmarłych do trupiarni. Na pracę nas wyganiali przy 55 stopniach zimna, w porwanym ubraniu i butach, bez rękawic. Ludzie odmrażali ręce, nogi, twarze. Gdy do lekarza się zgłosiło z odmrożonymi rękami lub nogami, nie dawali żadnej pomocy, tylko straszyli, że będą nas sądzić i dodadzą po pięć lat łagru.

O rodzicach żadnych wiadomości nie miałem. Pisałem 50 listów, ale te listy widocznie wszystkie szły do kosza.

Jak NKWD i więźniowie ruscy byli do nas wrogo usposobieni – mówili nam: „Choć na trupach, a drogę musicie wybudować do gór Ural”. Mówili, żebyśmy zapomnieli już o Polsce, że nigdy Polski nie zobaczymy, część, jaką Rosjanie zabrali, to do nich należała, a druga część do Niemiec, jesteśmy na terenie Rosji – jesteśmy ich obywatelami. W Rosji wszystko jest, nie ma panów jak w Polsce. Że siedzimy w obozach pracy osiem lat wyroku, to nic na opinii nie szkodzi, po odbyciu kary będziemy obywatelami Rosji, a tymczasem nauczymy się pracować.

Nad rzeką Peczorą byłem do wybuchu wojny między Rosją a Niemcami. Wszystkich Polaków [wtedy] zebrali i wieźli dalej na Północ, do Workuty. W drodze NKWD ogłosiło amnestię dla Polaków, transport został zawrócony do punktu zbornego w Kożwie. Tam 26 października 1941 r. dali nam zaświadczenia i skierowanie do armii polskiej.

Irak, 2 marca 1943 r.