JÓZEF ROJKO


Strz. Józef Rojko; pluton ochrony, dowódca kompanii sztabowej przy Ośrodku Zapasowym i Etapów Armii [Polskiej na Wschodzie].


28 lutego 1940 r. zostałem aresztowany przez bolszewików w mieście Lida, woj. nowogródzkie, przy ul. Cichej. Zarzucono mi, że zostałem powołany do Straży Obywatelskiej. Że należałem do organizacji rezerwistów. Że byłem organizatorem Związku Byłych Ochotników Armii Polskiej. Brałem udział jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej w 1918 r. i [w latach] 1919–1920. Sprzyjałem rządowi polskiemu. Prześladowałem komunistów i oddawałem w ręce władzy. Pracowałem społecznie.

Za nieprzyznanie się do powyższego byłem [torturowany na] rozmaite sposoby w NKWD w Lidzie. Po 24 godzinach zostałem wywieziony 1 marca 1940 r. do aresztu przy kolei w Białymstoku, gdzie było prowadzone w dalszym ciągu śledztwo. W areszcie tym było nas tyle, że naprawdę nie mogliśmy usiąść, tak że musieliśmy przez 24 godziny stać na nogach. Był to areszt malutki, zbudowany z pustaków. Ciemno, woda lała się z sufitu z ludzkiej pary, [utrudnione] było oddychanie. Brak powietrza. Dosłownie, zapałka nie chciała się palić. Stamtąd byłem wzywany co cztery godziny do śledczego na badanie, a były wypadki, że trzymano mnie po osiem godzin. Przy badaniu było używane radio, a w tej chwili [gdy] zaczynano bić, dlatego żeby przechodnie nie słyszeli jęku. Bito gumą, wsadzano palce do oczu, układano krzyżem, odwracano twarzą do ściany i strzelano nad głową [nieczytelne] było to, co chcieli. Tak się znęcali na [nieczytelne]. Siedziałem w ciemnicy rozebrany do bielizny dwie godziny, następnie byłem wsadzony do pojedynki, gdzie nie pozwalali mi się położyć przez cały dzień, a w nocy o godz. 0.00 wzywano mnie powtórnie na badanie. 21 marca zostałem przeniesiony w więzieniu do ogólnej celi, gdzie się mieściło 150 osób, było duszno i ciasno. Leżeliśmy jak w bece śledzi, musieliśmy przewracać się na komendę. Opanowały nas wszy. Panował głód – dostawaliśmy strawę samą wodę i 400 g chleba.

Po zakończeniu śledztwa dostałem wyrok skazujący mnie na osiem lat isprawicielnych trudowych łagrow i konfiskatę majątku i zostałem przeniesiony do drugiej celi do sutereny, gdzie spaliśmy na betonie bez żadnego posłania, gdzie bardzo dużo ludzi dostało reumatyzmu. Warunki życia były beznadziejne. 6 maja 1941 r. zostałem zabrany na transport. Przyprowadzono nas z więzienia białostockiego na stację kolejową i zamknięto do wagonów. Stąd odjechaliśmy na daleką Północ. Podróż nasza była ciężka. Karmiono nas tylko samą słoną rybą. Dawano nam sto gramów sucharów i raz dziennie pół litra brudnej wody. Gdy była podawana woda, to czterech konwojentów z bagnetami stało w drzwiach i nie wolno było się poruszać. Uprzedzali: kto się poruszy do drzwi, to będą strzelać. Podróż koleją trwała przeszło trzy tygodnie.

Po przybyciu do stacji Kożwa zostaliśmy wysadzeni z wagonów i załadowani na barki na rzekę Pieczara [Peczora] w Komi ASSR i zawiezieni do łagru Workuty, gdzie pracowaliśmy po 12 i 14 godzin przy ładowaniu i rozładowaniu barek. Praca była tam ciężka, warunki wypoczynku złe, bo nie mieliśmy posłań. Po zawarciu umowy rządu polskiego [z sowieckim] warunki jednakże nie poprawiły się do chwili zwolnienia 17 września 1941 r. Zostałem zwolniony na wolność, dostałem skierowanie do Buzułuku do armii polskiej. Rodzina moja pozostała w domu, a może być i więziona, bo od dnia aresztowania nie mam żadnej wiadomości, gdzie ona się znajduje.

[Miejsce postoju], 7 marca 1943 r.