JAN WERYK

Strz. Jan Weryk, ur. w 1917 r., piekarz, kawaler.

17 września 1939 r. Zostałem wzięty do niewoli 17 września 1939 r. przez oddziały wojsk sowieckich, maszerujących w kierunku Wilna, dokąd i ja w towarzystwie 40 innych żołnierzy szedłem po złożeniu broni, do domu. Po dwóch dniach pieszego marszu doszliśmy do miejscowości Kozielszczyzna (Rosja), gdzie osadzono nas w przejściowym obozie koncentracyjnym. Do pracy przymusowo nikt nie chodził. W obozie było ok. trzech tysięcy wosjkowych wojskowych. Z początkiem listopada wysłali nas do Krzywego Rogu. Praca przymusowa, normy tak duże, że wypracować nie można było.

Pracowałem w kopalni rudy żelaznej jako [borszczyk?]. Aby wypracować normę, należało wyborować osiem dziur, każda o głębokości metra. Baraki były drewniane, opalane węglem, prycze, moc wszy i pluskiew. Po wyrobieniu normy otrzymywałem dziennie 600 g chleba, dwa razy gorącą strawę i do siedmiu rubli gotówką. Kto miał swoje ubranie i trzewiki w dobrym stanie, temu nic nie dawali, natomiast kto nie miał, otrzymał watowaną kurtkę, spodnie, trzewiki i płócienną bieliznę. Żyliśmy gromadą w jak najlepszej zgodzie. Życia kulturalnego w tym słowa znaczeniu nie było.

Przy badaniu przez NKWD wypytywano nas o urodzaj, jaki był w Polsce, podkreślając, że sowiecka władza wybawiła nas od ucisku „panów”, że Polska już nigdy istnieć nie będzie, żebyśmy starali się pracować jak najwydajniej dla Związku Sowieckiego, to nas zwolnią itp. Tortur ani bicia nie stosowali w stosunku do mnie. Pytali o nazwiska ludzi służących w żandarmerii, policji i oddziale drugim, grożąc karami za niewyjawienie ich. Po sześciomiesięcznym pobycie wysłano mnie, razem z innymi podkreślającymi swoją narodowość, pod Workutę do miejscowości Komi – Uchta, do pracy przy budowie kolei żelaznej. Warunki na Północy były stokroć gorsze niż w Krzywym Rogu. Praca po 12–14 godzin na dobę, norma: nasypanie 10 m3 żwiru na platformę. Przy 45-stopniowym mrozie trzeba było pracować.

Pomoc lekarska mało znacząca z braku środków leczniczych. Szpital mieścił się w płóciennym baraku. W barakach mieszkalnych było zimno, gdyż dwa małe piecyki z blachy nie mogły dać ciepła. Śmiertelność duża, na 1 110 ludzi rozmieszczonych w dwóch koloniach w okresie jednego roku zmarło do 100 ludzi. Po większej części z wycieńczenia, głodu i chorób, jak szkorbut, czerwonka i inne. Pamiętam kolegę, który zmarł, Romanowski ze Lwowa, z zawodu piekarz. Przy ucieczce trzech żołnierzy Polaków zostało zabitych, dwóch lotników z Warszawy, nazwisk nie pamiętam.

Zwolniony zostałem w lipcu 1941 r. W obozie, dokąd wszystkich odwożono po zwolnieniu –Wiaźniki – byłem ok. miesiąca. Po otrzymaniu dokumentów i pieniędzy na podróż wyjechałem do Tocka [Tockoje], gdzie we wrześniu 1941 r. wstąpiłem do polskiej armii.

Miejsce postoju, 18 stycznia 1943 r.