LUDWIK NAWOJ

Ludwik Nawoj, Lubienie, pow. jaworowski.

Wywieziono mnie 7 lutego 1940 r. wraz z rodziną na Ural, swierdłowska obłast, rejon [nieczytelne], posiołek. Tutaj wszystkich nas było 110 familii i od pierwszego dnia przybycia na miejsce wypędzili do przymusowej roboty, a to do kopalni platyny i złota. Warunki były bardzo kiepskie, bo robota była bardzo ciężka, a wyżywienie złe. Robotnik, który pracował bez przerwy rok, nie był zdolny do dalszej roboty i musiał ginąć z głodu i zimna, bo mróz sięgał 50–60 stopni. Gdy ludzie wyznania polskiego nie wyszli do roboty, wypędzili przymusowo groźbą, że nie dostaną ani kawałka chleba.

Z głodu, zimna i ciężkiej pracy do roku zmarło 30 proc. Z mojej rodziny rodzice Tadeusz Jamroz [?] i dwóch braci Jan i Stanisław zginęli śmiercią głodową.

Co do traktowania przez władze sowieckie, to było straszne, bo nie liczono nas za ludzi, tylko za stado zwierząt. Jeśli robotnik – a najwięcej się zdarzało na młodych dziewczynach, że idąc do roboty dziesięć kilometrów po śniegu, który sięgał zawsze do dwóch metrów – spóźnił się pięć minut, wracano go z powrotem i odsyłano do sądu, gdzie z góry odciągano 60 proc. zarobionych pieniędzy. Przez sześć miesięcy zmuszali też Polaków do pracy tajnej, a jeśli ktoś nie chciał zdradzać swoich rodaków, to grozili karą śmierci. Wszystkie protokoły [przesłuchania] tajne, jakie ściągali z Polaków, odbywały się z bronią w ręku.

Co do Ukraińców, którzy byli wywiezieni razem z nami, odnosili się [do nas] w 80 proc. gorzej jak Rosjanie. Bardzo nas gnębili na każdym kroku i mimo tego, że ich było tylko kilku, potrafili do tego stopnia być wrogo usposobieni, że wzięli nad nami górę i do ostatniego dnia dokuczali w bezczelny sposób.

Do wojska wstąpiłem 7 stycznia 1942 r. w Taszłaku [?] do 9 Dywizji 26 Pułk Piechoty.