WALERIA NIEDZIELSKA


Waleria Niedzielska, 45 lat, żona urzędnika wojskowego, ostatnio w Oficerskich Domach Wypoczynkowych w Zaleszczykach.


Mąż mój wstąpił do wojska jako ochotnik i brał udział w walkach we Francji, skąd przedostał się z częścią polskiej armii do Szwajcarii, gdzie przebywa do tej pory.

Po wkroczeniu armii sowieckiej do Zaleszczyk wypędzono mnie wraz z dwiema córkami z zajmowanego mieszkania. Po kilku dniach kazano mi opuścić miasto. Zamieszkałam więc w miasteczku Tłuste oddalonym od Zaleszczyk 21 km. Stąd już 13 kwietnia 1940 r. wywieziono nas do Kazachstanu, semipałatyńskiej obłasti, nowoszulbińskiego rejonu, sowchozu im. Lenina.

Warunki pracy były bardzo ciężkie – na przykład moje córki (jedna wówczas lat 18, druga 17) musiały kopać doły głębokości czterech metrów, kazano im doić krowy – a że nie mogły przezwyciężyć strachu przed krową i nauczyć się doić – za karę kazano im pracować na kombajnie, gdzie przedtem pracował silny mężczyzna (sołomokopilszczyk). Młodsza córka zemdlała raz ze zmęczenia i omal nie wpadła pod kombajn. Mieszkaliśmy w lepiankach i ziemiankach jak tubylcy. Poza tym pusty step, bez żadnego bodajże drzewka. Paliliśmy uzbieranym na stepie nawozem i uschniętym piołunem, którego musieliśmy uzbierać sobie na zimę. Miałam zawsze plecy sine od dźwigania tego cennego „opału”.

Było nas tam ok. 200 rodzin wywiezionych, przeważnie kobiety i dzieci, rodziny oficerów i urzędników. Zmarło dużo ludzi, przeważnie dzieci, nie wszystkie nazwiska pamiętam. Między innymi zmarła pułkownikowa Nakoniecznikoff (lat ok. 38) na płuca; Józefa Pietrusiewiczowa (lat 82), matka pułkownika, zmarła z nędzy.

Stosunek NKWD ograniczał się tylko do rejestrowania nas co pewien czas, czy kogoś nie brakuje. Poza tym aresztowano parę osób z przyczyn zupełnie niewiadomych.

Pomoc lekarska prawie żadna, ponieważ lekarstw nie było zupełnie. Wpajano w nas natomiast, że „pańskiej Polski” już nigdy nie będzie i my zostaniemy tam na wieczność, a dzieci nasze mogą być nawet „dobrymi komunistami”, jeżeli będą pilnie uczęszczały do ich szkoły. Życie kulturalne żadne.

Łączność z krajem, tj. z częścią okupowaną, przez korespondencję, która dochodziła do rąk prawie zawsze.

O amnestii dowiedzieliśmy się od funkcjonariusza NKWD, który przyjechał z rejonu i powiedział, żebyśmy w ciągu godziny oświadczyli, gdzie chcemy zamieszkać. Wszyscy oczywiście, z małymi wyjątkami, przenieśli się do Semipałatyńska. Ja wraz z córkami pracowałam w Semipałatyńsku w szwalni od września do 20 marca 1942 r. 22 marca [1942 r.] wyjechałyśmy z por. Bałandiukiem do G’uzoru, gdzie wstąpiłyśmy do Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet. Córki moje pracują w Komendzie Uzupełnień 3 Dywizji Armii Polskiej na Wschodzie, ja pracuję na poczcie polowej [nr] 112 i cieszę się, że mogę jeszcze pracować dla naszej drogiej Ojczyzny.