STEFAN WANCERZ

Stefan Wancerz
kl. V
Publiczna Szkoła Powszechna w Maziarzach
pow. Iłża
16 listopada 1946 r.

Chwila dla mnie najbardziej pamiętna z czasów okupacji

W [czasie] wojny byłem jeszcze młodym chłopcem, a przeżyłem tyle, ile nawet może mój pradziad nie widział przez całe życie. Wojna ta obfitowała w momenty bardzo tragiczne. Pewnego dnia moja mamusia kazała mi uciekać z krową do lasu, gdyż spodziewaliśmy się jak zwykle grabieży bydła. Wraz z innymi dziećmi pognaliśmy krowy głęboko w las. W pewnej chwili usłyszeliśmy warkot samochodu. Przestraszeni nadsłuchiwaliśmy, skąd on pochodzi. W tym momencie padł blisko strzał i [okrzyk:] Halt. My w pisk. Nie pomogły lamenty i płacze. Zaprowadzili nas [Niemcy] przed lufami karabinów, wśród przekleństw i pogróżek z powrotem do wsi. Zamknięto nas u pierwszego gospodarza w pustej oborze.

Siedzieliśmy tam [spłakani] może pół godziny. Było nas pięcioro. Słyszeliśmy poprzez zamknięte drzwi płacz gospodarzy tego domu i gęste strzały. Naraz wszystko ucichło. Po chwili wyprowadzono nas z obory i zaprowadzono na koniec wsi. Nigdzie nie widziałem naszych ludzi. Wszędzie [było] pusto. Dalej zauważyłem tłum ludzi ustawionych w dwa szeregi: mężczyźni w jednym, a kobiety i dzieci w drugim. Dołączyli nas do szeregu kobiet. Przed nami leżało dwóch zabitych ludzi. Ze wszystkich stron na ziemi [były rozłożone] karabiny maszynowe. Zobaczyłem i moją mamusię z młodszą siostrą. Bardzo płakała. Wszyscy płakali i ja płakałem. Niemcy coś długo mówili, wygrażali i od czasu do czasu strzelali.

W końcu zdjęli ubrania z zabitych dwu ludzi i zabrali kilku młodych mężczyzn na stojące samochody, wśród pisku i płaczu ludności, strzelając często, odjechali. Pobiegłem do mamusi, która trzymała na ręku drżącą i płaczącą z zimna i ze strachu młodszą siostrę. Dziś Niemców się nie boję, bo już ich nie ma. Aby dał Bóg, żeby ich nie było [już] nigdy!