PIOTR CHOMA

Kanonier Piotr Choma.

W 1940 r. z piątku na sobotę, 10 lutego o godz. 2.00 w nocy, milicja sowiecka napadła na nasz dom z karabinami. Obstawili okna i drzwi i wszedł komisarz z milicją, zrobił rewizję i odczytał nam wyrok: z rozkazu Stalina zostaliśmy przesiedleni do drugiego rejonu i natychmiast, żeby się wybierać. Takim sposobem zabrali całą kolonię, wszystkich kolonistów. Nie dali nam nic zabrać z domu z żywności.

Załadowali nas do towarowych wagonów jak bydło i tak wieźli na Sybir cały miesiąc, tylko od czasu do czasu dawali nam wody albo śniegu, a chleba raz na trzy dni po trzysta gramów na osobę. Zaczęła się epidemia, w wagonach ludzie umierali na tyfus, z głodu i zimna. Mróz 65 stopni, a w wagonach nie było czym palić. Wieźli do najbliższej stacji, gdzie dzieci załadowali na sanie, a starzy na piechotę i tak gnali pięć dni w głąb lasu w rejon ust-iszimski w omskiej obłasti.

Było nas, Polaków, półtora tysiąca ludzi na tym posiołku i stamtąd nas nigdzie, tylko na robotę pędzali, wszystkich, z wyjątkiem małych dzieci. W barakach było brudno, smród, pluskwy, wszy i komary, że nie było miejsca, gdzie zjeść kawałek chleba z kipiatkom. Znowu epidemia: tyfus i inne choroby. Ludzie umierali jak muchy, po ośmiu, po dziesięciu dziennie. Z głodu i z pracy, i robactwa tak marnie ginęli, a najwięcej młodzież do 20 lat.

Gdy chorzy szli do lekarza, to nie dawał zwolnienia, tylko pisał, że nie chcę robić i nie dawali chleba, i pisali proguł, podawali pod sąd. Sądzili na 3 lata zakluczenia albo 25 proc. z roboty odciągali na dochód rządu sowieckiego.

Tak nas gnębili cały czas aż do amnestii, gdy my otrzymali udostowierienija. Z wielką trudnością – nie chcieli nas wypuścić z tego lasu i nie dawali nam warunków wyjazdu. Do