MICHAŁ SOKÓŁ

Ostrowiec, 29 stycznia 1947 r. Mieczysław Radwan, p.o. sędziego okręgowego, członek Okręgowej Komisji dla Badania Zbrodni Niemieckich, badał niżej wymienionego w charakterze świadka, który uprzedzony o odpowiedzialności za fałszywe zeznanie zeznał:


Imię i nazwisko Michał Sokół
Imię ojca Józef
Wiek 57 lat
Zajęcie dyrektor Banku Przemysłowo-Rolnego w Ostrowcu
Miejsce zamieszkania Ostrowiec

Do wybuchu wojny byłem prezydentem m. Ostrowca. W październiku 1939 r. objąłem kierownictwo Miejskiego Komitetu Aprowizacyjnego w Ostrowcu, którą to funkcję pełniłem do czasu swego aresztowania przez Niemców w dn. 11 czerwca 1940 r. Aresztowany zostałem bez żadnego widocznego powodu razem z 29 innymi mieszkańcami m. Ostrowca i okolicy. Aresztowani zostali wówczas: Florian Szozda – nauczyciel gimnazjum, Stefański Walenty, kierownik szkoły w Knurowie, Szajla [?] Bolesław – nauczyciel szkoły powszechnej z Bodzechowa, Sajkiewicz Łukasz – nauczyciel szkoły powszechnej z Wyszmontowa, Sadej Józef – nauczyciel szkoły powszechnej z Włonic, Zieliński Czesław – nauczyciel szkoły powszechnej z Kunowa, Szczużyński Henryk – rzemieślnik z Ostrowca. Miniora Józef – majster Zakładów Ostrowieckich, Sala – robotnik tychże Zakładów, Tedeczak [?] – robotnik Zakładów, Bronisław Filus – nauczyciel gimnazjum, Błachogiński Janusz – nauczyciel Szkoły Handlowej w Ostrowcu, Precht Włodzimierz – kupiec z Ostrowca, Ligas Zdzisław – inspektor szkolny z Ostrowca, Pietrzak Józef – wysiedlony z Poznańskiego, Kłosowski – pocztylion z Ostrowca, dr Doktór Włodzimierz z Ostrowca – lekarz, Lisicki Kazimierz – robotnik z Ostrowca, Szwat – robotnik z Ćmielowa, Kabała z Ćmielowa, Nowak Włodzimierz – nauczyciel szkoły powszechnej z Kunowa, Wojciech Oleksy – naczelnik poczty w Ostrowcu, Przybędak – robotnik Zakładów, Pluta – sekretarz Związku Pracowników Rolnych, Kusek Władysław – nauczyciel szkoły powszechnej z Lasocina, Kordian Głowacki – przemysłowiec.

15 lipca 1940 r. wywieziono nas do Skarżyska, gdzie dołączono nas do innego transportu aresztowanych z innych miast: Radomia, Kielc i in., i 17 lipca 1940 przywieziono nas do obozu w Oranienburgu, gdzie przebywałem do 21 kwietnia 1945 roku, tj. do likwidacji obozu. Z wyżej wymienionych powróciło jedynie dziewięciu. Nikt z aresztowanych nie otrzymał żadnej wiadomości, za co został zatrzymany, a następnie wywieziony. Po przybyciu do obozu zabrano nam ubranie, a wydano pasiaki i przez pięć tygodni odbywaliśmy kwarantannę, polegającą na tym, że cały dzień musieliśmy stać na baczność i czas od czasu robiliśmy „sportowe” ćwiczenia, „żabki”, rolowanie po placu itp.

Od 13 sierpnia 1940 przez dwa tygodnie woziłem cegły po 4 sztuki na odległość 3 km, w powrotnej drodze biegiem. Po dwóch tygodniach przydzielony zostałem do karczowania lasu i razem z innymi zwoziłem kloce. Kloc taki, zależnie od wielkości, niosło 20 lub 30 więźniów. Który z więźniów ustał, bito go i zakopywano w ziemi po usta. Po dwóch miesiącach przydzielono mnie do partii robót ziemnych, a następnie pracowałem przy budowie baraków do lutego 1941 r. W lutym 1941 r. z powodu wycieńczenia dostałem wrzodów na nogach i ciele i po skierowaniu na tak zwany rewir zostałem zwolniony od pracy poza obozem i skierowany na blok. Zamiast pracy musiałem cały dzień stać w ustępie, opatrunki robiono mi co 10–12 dni. Kierownikiem „rewiru” był tapicer dekorator. Po dwóch miesiącach przydzielono mnie do kuchni obozowej, gdzie przez cały rok skrobałem kartofle. Ponieważ nogi nie goiły się, odesłano mnie do szpitala i po 12 dniach wróciłem na blok, i w czerwcu 1942 r. dostałem się do fabryki obuwia, gdzie pracowałem do końca. Za byle drobne przekroczenie regulaminu, bito do nieprzytomności, wystawiano na mróz bez płaszcza, oblewano zimną wodą, często bez żadnego powodu zarządzano karne ćwiczenia, „żabki”, rolowanie, stanie godzinami i całymi dniami na baczność.

Ze straży obozowej najwięcej znęcał się nad nami SS-man Szubert, imienia nie wiem: bił bez powodu, kogo dopadł, ludziom starszym kazał skakać na szafki i zeskakiwać. Takim samym sadystą był również Zajfert, który bił ludzi bez powodu ręką, kijem, czym popadło. Również Gustaw Zorge bił przy każdej sposobności, wystawiał ludzi zimą na mróz bez płaszcza, z gołą głową. Bili wszyscy, oficerowie, inżynierowie, komendant. W 1942 r. na skutek pożaru baraku nr 13 wszystkich więźniów z tego baraku przez dwa tygodnie trzymano na mrozie całymi dniami bez płaszczy, skutkiem czego wszyscy wyginęli. W 1941 na konferencji komendanta z blokowymi komendant, nazwiska nie pamiętam, oświadczył, że za mała śmiertelność. Skutkiem tego blokowi przejawili swoją gorliwość w ten sposób, że bito więźniów do śmierci, wystawiano pod prysznic, a następnie na mróz i istotnie śmiertelność wzrosła. Blokowymi byli wyłącznie Niemcy i volksdeutsche, kryminaliści i polityczni. Jeńcy rosyjscy byli w oddzielnych barakach, byli głodzeni, bici, spali na gołej ziemi. Co rano przed ich barakami leżało po 80 trupów z połamanymi rękami, nogami, z rozbitymi głowami. W ciągu dwóch zimą [?] tygodni wymordowano 12 000. Pamiętam wypadek, jak jednego z więźniów, który ukradł kawałek skały, skazał Himmler na karę śmierci, lecz przed egzekucją wymierzono dodatkową karę 50 batów i 15 batów na dodatkowe zarządzenie Kolba. Egzekucja odbywała się w obozie i wszyscy więźniowie musieli być obecni.

Wyżywienie stanowiło dziennie: 200–350 g chleba, rano, godzina 4–5, czarna kawa, rzadko polewka z mąki, obiad – litr wodnistej zupy z brukwi, rzadko z kawałkami kartofli, wieczorem kawa. Od listopada 1942 r. można było otrzymywać paczki. W 1940 r. więźniowie, którzy nie pracowali za obozem, chodzili do grudnia tylko w pasiakach, z gołą głową. W grudniu pozwolono nosić swetry i czapki.

21 kwietnia 1945 r. sformowano grupy po 500 osób. Każdy otrzymał 1,5 kg chleba i 10 dkg kiełbasy i pod strażą SS-manów popędzono nas w kierunku Szweryna [Schwerina]. Byliśmy w drodze 12 dni. Żywiliśmy się trawą, pokrzywami, korzeniami tataraku, wodę do picia czerpano z rowów przydrożnych. Spaliśmy na gołej ziemi. Robiliśmy 30–40 km dziennie. Kto ustał, tego straż dobijała i rzucano do rowów. 6 kilometrów przed Szwerynem straż znikła, zostawiając nas na drodze, i tam spotkały nas wojska alianckie.