HELENA SELIGA

Warszawa, 11 lutego 1946 r. Sędzia Alicja Germasz, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała przysięgę na zasadzie art. 109 kpk.

Świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Seliga Helena
Imiona rodziców Adam i Marianna
Data urodzenia 6 czerwca 1901 r.
Zajęcie robotnica kolejowa
Wykształcenie -
Miejsce zamieszkania Armatnia 3 bud. 52
Wyznanie rzym.-kat.
Karalność niekarana

Mieszkałam wraz z rodziną przy ul. Wolskiej 123. W pierwszych dniach powstania w dzielnicy naszej było spokojnie. Słychać było tylko z daleka strzały. Dom nasz był stale zamknięty, siedzieliśmy wszyscy w mieszkaniach, nie wychodząc.

5 sierpnia o godz. 9.00 rano dozorca zawołał z podwórza, że mamy wszyscy opuścić dom. Zeszłam wraz z córką na dół.

Wyszliśmy wszyscy przed bramę (mężczyźni, kobiety, dzieci) około 300 osób. Tu z dwóch stron stał szpaler z żołnierzy niemieckich z karabinami. Między tym szpalerem przeszliśmy na drugą stronę ul. Wolskiej. Tu już leżało parę trupów mężczyzn i dzieci.

Kazano nam wszystkim położyć się na ziemi. Następnie sprowadzano coraz to nowe grupy osób z sąsiednich domów, wszyscy się kładli na ziemię.

Było nas kilkaset osób. Żołnierze niemieccy chodzili między nami i strzelali do poszczególnych osób. Na ulicy stał karabin maszynowy i jeździł tam i z powrotem czołg.

Czy z czołgu tego strzelano, nie wiem.

Ja leżałam na ziemi bokiem i przez palto, którym byłam przykryta, widziałam, co się dzieje.

Widziałam, jak żołnierz strzelił do leżącej przede mną sąsiadki, a następnie do maleńkiego jej dziecka leżącego w wózku.

Poza tym kolejno szli od strony ulicy i zabijali leżących. Gdy podszedł do mnie żołnierz, strzelił i zranił mnie w rękę. Na nogach moich leżała jakaś zabita kobieta.

Około godz. 7.00, gdy prawie wszyscy zostali zabici, strzelanina ustała. Wtedy Polacy, którzy przyszli sprzątać zabitych, powiedzieli, by wstali ci, co żyją.

Wtedy się podniosłam. Córki mojej nie było koło mnie, widać ciało jej zostało już zabrane. Ciała zabitych były zabierane na sąsiednią posesję, gdzie układane były w stos i podpalane.

Robili to Polacy, popędzani, by się śpieszyli, przez Ukraińców. Żołnierze niemieccy zaprowadzili mnie na jezdnię, gdzie stało już kilkanaście osób – mężczyzn, kobiet i dzieci. Wszystkich nas wprowadzono do kościoła św. Wawrzyńca na Woli, skąd do Pruszkowa do obozu.

Protokół odczytano.