STANISŁAW NOWOCIEŃ

Dnia 16 grudnia 1947 r. w Radomiu Sędzia Śledczy Rejonu Sądu Okręgowego w Radomiu w osobie p.o. Sędziego B. Papiewskiego przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi Sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 254 KPK, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stanisław Nowocień
Wiek 27 lat
Imiona rodziców Michał i Stanisława z Gutkowskich
Miejsce zamieszkania Radom, ul. Chłodna 80
Zajęcie bez pracy
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Od 25 października 1941 r. do dnia 6 maja 1942 r. byłem w obozie oświęcimskim. Oskarżony Chmielewski do lutego 1942 r. był komendantem powyższego obozu, po nim nastąpił Seidler, który w dniu 6 maja 1942 r., tzn. kiedy wywieziono mnie do Mauthausen, Seidler nadal pełnił funkcję komendanta obozu. Od początku mego pobytu w obozie oświęcimskim Palicz był wykonawcą kierownika Politische Abteilung. Wszelkie rozkazy wychodziły od Chmielewskiego, tak dla obsługi – straży obozowej, składającej się wyłącznie z SS-manów, jak i dla więźniów, pełniących pewne funkcje, jak np. kapowie, vorarbeitrzy. Należy zaznaczyć, że Chmielewski był kiedyś Polakiem, ożeniony był z Polką, pochodził ze Lwowa, on i żona, która względem więźniów [była] życzliwie usposobiona, czemu bardzo sprzeciwiał się Chmielewski i w wypadku gdy zauważył, że żona jego dała komuś z więźniów jedzenie – odbierał je, wolał rzucić psu, a więzień ponosił za to karę chłosty.

Pod koniec grudnia 1941 r. byłem świadkiem, jak pewien więzień z głodu chwycił zamarzniętą brukiew, leżącą obok kuchni, co zauważył Chmielewski, który kazał przyprowadzić tego zgłodniałego przed siebie, pobił go niemiłosiernie rękami, skopał już leżącego na śniegu tak, że wkrótce więzień zmarł.

Słyszałem od współtowarzyszy, którzy pracowali na komandach w pobliżu Politische Abteilung, że Chmielewski miał się wyrazić, iż on sam nie chce krwawić rąk krwią ludzką, bo od tego ma ludzi, którzy tę czynność wykonają. Za czasów mego pobytu w Oświęcimiu Chmielewski i Palicz tak instruowali swych podwładnych, że więzień najdłużej może żyć pół roku, a Żyd do 24 godzin. Śmiertelność była tak wielka, że pogubili się oni w ewidencji więźniów i wprowadzili metodę tatuażu.

O Seidlerze w czasie mego pobytu w Oświęcimiu mogę powiedzieć tyle, że śmiertelność była równie wielka jak za Chmielewskiego i rozstrzeliwania na bloku 11 (izolacji) były też nie mniejsze. Tak za czasów komendantury Chmielewskiego, jak i Seidlera rozstrzeliwania miały miejsce niemal co dzień, w grupach nieustalonych liczebnie.

Palicza można by nazwać „katem”, ponieważ on sam osobiście rozstrzeliwał więźniów z broni automatycznej, w asyście SS-manów. Gdy była grupa mniejsza – Palicz zabijał pojedynczo, w większych natomiast grupach dokonywał rozstrzeliwań po 3 osoby jednocześnie.

Raz kazano mi wykopywać ziemię obok ściany śmierci, a właściwie spod ściany; stwierdziłem wtedy, że na głębokość około 1 metra ziemia była przesiąknięta krwią ludzką, co dowodzi o ilości dokonywanych egzekucji.

W końcu lutego 1942 r. przywieziono grupę oficerów rosyjskich w liczbie około 40 osób. W dniu tym zabroniono nam wychodzić z bloków i cały dzień trzymali nas o głodzie; słychać było wtedy częste strzały; było to również na bloku 11, gdzie obecny był Palicz z SS-manami. Na drugi dzień rannym apelem stanęliśmy na podwórku bloku 11, gdzie na ścianach bloku 10 i 11 były ślady krwi i strzępy porozrywanych ciał.

W początku kwietnia [19]42 r. widziałem, jak na blok 11 przywieziono 4–5 aut ciężarowych mężczyzn, kobiet i dzieci. Egzekucja trwała cały dzień, do późnej nocy. Na podwórku można znaleźć było korale i inne drobiazgi, znaczki [?] itd., a na strychu przy sprzątaniu widziałem leżącą w większej ilości bieliznę i ubranie damskie oraz buciczki dziecięce.

W grudniu 1941 r. nazbierałem odpadków z chleba z magazynu w ilości około 4 kg, włożyłem to w nogawki od spodni, [żeby] zanieść na blok, aby ratować się od głodu. Zauważył to pewien SS-man i doprowadził mnie przed Palicza, który coś mówił po niemiecku, czego nie zrozumiałem, a po tym kazał mi zjeść wszystek ten chleb. Gdy nie mogłem zjeść takiej ilości, Palicz zaczął mnie bić rękoma, a następnie rozkazał wlepić mi 25 bykowców, po czym zaprowadził mnie na blok 11 na strych, gdzie powieszono mnie za skrępowane ręce w tył na słupku, z nogami w pewnej odległości od ziemi, tak że ręce pod wpływem ciężaru ciała wykręcane w tył wyprostowały się do pionu; wisiałem tak około ½ godziny. Po wykonaniu tej kary chodziłem do pracy, lecz około 3 miesięcy nie miałem władzy w rękach, tak że karmili mnie i ubierali koledzy.

Metody bicia i katowania, stosowane wobec więźniów w Oświęcimiu, są trudne do wypowiedzenia.

Zeznałem wszystko. Oczytano.