MIKOŁAJ LASOTA

Ujazd, dnia 14 kwietnia 1949 r. o godz. 15.30 ja, komendant posterunku Bech Jan z Posterunku MO w Ujeździe, działając na mocy: art. 20 przep. wprow. KPK, z polecenia ob. Wiceprokuratora Rejonu Prokuratury Sądu Okręgowego, wydanego na podstawie art. 20 przep. wprow. KPK, zachowując formalności wymienione w art. 235–240, 258 i 259 KPK, przy udziale protokolanta milicjanta Sobkiewicza Mariana, którego uprzedziłem o obowiązku stwierdzenia swym podpisem zgodności protokołu z przebiegiem czynności, przesłuchałem niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadek po uprzedzeniu o prawie odmowy zeznań z przyczyn wymienionych w art. 104 KPK, odpowiedzialności za fałszywe zeznanie w myśl art. 140 KK oświadczył:


Imię i nazwisko Mikołaj Lasota
Imiona rodziców Tomasz i Antonina z d. Sulma
Data i miejsce urodzenia 30 listopada 1891 r., Skrzynki, gm. Łazisko, pow. Brzeziny
Wyznanie rzymskokatolickie
Zawód rolnik
Miejsce zamieszkania Skrzynki, gm. Łazisko, pow. Brzeziny
Stosunek do stron obcy

Daty dokładnie nie pamiętam, było to w czasie okupacji niemieckiej, w roku 1942/43. Niemcy zabierali Polaków masowo do obozów za najmniejsze przewinienie, jak również zabrali około 40 ludzi ze wsi Skrzynki, gm. Łazisko, pow. Brzeziny, do karnego obozu pracy w Zawadzie, gm. Łazisko, pow. Brzeziny. W obozie tym było kilku Niemców, którzy mieli nadzór nad ludźmi, spośród których znam nazwiska: Wesołowscy, dwóch braci, którzy prawdopodobnie pochodzili z Dębniaka, i Bartkowicz, bliższych danych brak. Było jeszcze kilku Niemców, których nazwisk nie znam.

Obchodzili się oni z Polakami w okrutny sposób. Trzeba było pracować cały dzień w wodzie, bez względu na to, czy to było ciepło, czy zimno. Nie wolno było rozmawiać z nikim z rodziny. Byliśmy ogrodzeni kolczastym drutem, przy pracy nie wolno było rozmawiać pomiędzy sobą. Za małe przewinienie, a najczęściej bez podstawy, bili nas w okrutny sposób, nie zważali na wiek i zdrowie. Jeść dawali trzy razy dziennie potrawy bezwartościowe i szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, od których można się było nabawić choroby, a nie posilić. Całe szczęście, że byli tam ludzie z bliskich okolic i otrzymywali paczki od swych rodzin, co uratowało każdego z nas od śmierci głodowej, ponieważ Niemcy robili to celowo, aby jak najwięcej Polaków wygnębić i pozbawić życia.

Pewnego dnia, kiedy jeden z Niemców powrócił z urlopu, nazwiskiem Bartkowicz, przy zbiórce wieczorem wyraził się tymi słowy do nas: „Wy, cholery, jeszcze żyjeta, ja myślałem, że już was cholera wydusiła w tej wodzie” i wiele innych Niemców wyrażało się do nas w ten sposób, lecz żaden z nas nic się nie odezwał, obawiając się bicia lub też wysłania do Oświęcimia. Poza tym nie byłem świadkiem innych zbrodni dokonywanych przez Niemców.

Na tym protokół zakończono i po przesłuchaniu podpisano.