LUDWIK SMROKOWSKI

Dnia 15 listopada 1947 r. w Radomiu Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich z siedzibą w Radomiu w osobie adwokata Zygmunta Glogiera, członka Komisji, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Ludwik Smrokowski
Wiek 42 lata
Imiona rodziców Franciszek i Maria
Miejsce zamieszkania ul. Sienkiewicza 18, Radom
Zajęcie profesor
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

27 września 1943 roku zostałem aresztowany przez radomskie gestapo. Po zaaresztowaniu zostałem zaprowadzony na ul. Kościuszki, gdzie po spisaniu personaliów zaprowadzono mnie do więzienia. Tam ulokowany zostałem na tak zwanej celi zbiorczej, w której znajdowało się około 80 osób. Przebywałem w tej celi cztery dni i następnie przydzielony zostałem do celi numer trzy w tak zwanym Sonderabteilung u Kocha. Stan Sonderabteilung, o ile mogę się orientować, wynosił około 300 osób, przy czym wobec częstego wywożenia więźniów i nowych aresztowań ciągle się zmieniał. W celi siedziałem wraz z adw. Czaplickim, mjr. Fabrycem, Surmą i Młodeckim. Pierwszy raz na badanie na ul. Kościuszki zostałem wezwany po sześciu dniach. Wtedy zawieziono [razem] mniej więcej 30 osób wszystkich skutych. W samochodzie musieliśmy klęczeć. Po przywiezieniu na Kościuszki umieszczono nas w jakiejś celi, skąd pojedynczo wywoływano na badania na górę, na pierwsze lub drugie piętro. Na badanie wprowadzano [nas] zawsze skutych – ręce skute w przodzie, bądź w tyle. W czasie badania nie rozkuwano.

Badano mnie ogółem pięć razy, w tym raz na tak zwanej górce na trzecim piętrze, gdzie był urządzony pokój do badań specjalnych. W czasie zwykłych badań bito mnie bykowcami, kastetem i laską. Gdy zaś byłem badany na trzecim piętrze to wtedy zakładano mi pętle na nogi i wieszano do góry nogami, podciągając za pomocą korby. W trakcie wieszania wlewano do nosa wodę i spirytus, bijąc przy tym pejczami. Ponadto zaznaczam, że w czasie badań na drugim piętrze wbijano mi drzazgi i szpilki pod paznokcie oraz przytrzaskiwano ręce w drzwiach. Wszystkich tych czynności dokonywali ryży – wysoki, barczysty – oraz tłumacz mówiący po polsku, zdaje się, że nazywał się Stasio Ganderman – tak go przynajmniej nazywano. Oni najwięcej znęcali się nade mną. Muszę podkreślić, że większość przywożonych z badań więźniów była tak pobita, że musiała korzystać z tak zwanej pomocy lekarskiej, [od] kolegów. Tak strasznie pobici przez gestapo byli: inż. Żubiński z Ostrowca, Kazimierz Zając z Radomia i Lao z Kielc. Przypominam sobie, że jednego z więźniów z naszej celi, Wierzbowskiego z Końskich, jeden z gestapowców kopnął tak, że wdała się gangrena. Wobec tego że nie pozwolono, by się leczył – umarł. Koch jak mógł, tak się znęcał nad więźniem, bijąc go za byle błahostkę. Specjalnie zaś znęcał się nad jednym z Żydów, byłym redaktorem z Sandomierza, któremu kazał skakać i śpiewać, pić ze spluwaczki, samemu się wieszać na sznurku w celi i tym podobne zabawy z nim wyczyniał.

16 lutego 1944 roku wywieziono nas z więzienia, około 600 osób, na transport. Przed transportem musieliśmy leżeć nieruchomo na korytarzach. Do wagonów załadowano nas po 60 osób i zawieziono do Groß-Rosen. Zostałem uwolniony z Mauthausen 5 maja 1945 roku przez Amerykanów.

Dodaję że [w więzieniu w Radomiu, znajdujący się na] na trzecim piętrze pokój tortur był urządzony mniej więcej w ten sposób. Na środku była szubienica ze sznurem, oraz korba do podciągania. Stał stolik z płynem, wodą i spirytusem, oraz leżały laski do bicia, pejcze i bambusy. Fotel dentystyczny stał z boku. Skrzynia do której wsadzano więźniów po uprzednim założeniu maski gazowej na twarz stała koło ściany.

Tak zeznałem.

Odczytano.