JÓZEF HABRAJSKI

Dnia 29 sierpnia 1947 r. w Oświęcimiu, członek krakowskiej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia grodzki dr Henryk Gawacki, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Józef Habrajski
Wiek 32 lat
Zajęcie elektromonter
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Miejsce zamieszkania Państwowe Muzeum [Auschwitz-Birkenau] w Oświęcimiu

W obozie oświęcimskim przebywałem od 30 października 1942 r. do 18 stycznia 1945 r., z nr. więziennym 72 048. Do Oświęcimia przywieziono mnie z więzienia w Mysłowicach, gdzie pozostawałem od 9 października 1942 r. po aresztowaniu mnie w Radzionkowie, gdzie mieszkałem na stałe. Z Oświęcimia przewieziono mnie do obozu w Groß-Rosen, a potem, po ewakuacji, do obozu w Litomierzycach.

Zaraz po przybyciu do obozu oświęcimskiego wymierzono mi przy Blockführerstubie 25 kijów na stołku, a następnie skierowano mnie na blok 9., gdzie przeszedłem dwudniową kwarantannę. Potem przydzielony zostałem do komanda Bauhof na cztery dni pracy i Holzhof, również na cztery dni, a od tego czasu przydzielony byłem do Maurerkommanda.

Dochodziłem codziennie z obozu macierzystego do obozu w Brzezince, gdzie pracowaliśmy przy budowie wielkiej stodoły. Trwało to do 25 stycznia 1943 r. Potem przeniesiono mnie do obozu w Brzezince i przydzielono do drużyny roboczej pracującej przy budowie murowanych ustępów na odcinku II. Pracowałem tam przez około trzy miesiące. Potem w marcu 1943 r. przeszedłem do drużyny roboczej elektryków i pracowałem przy zakładaniu światła elektrycznego w blokach na odcinku I i II. Następnie od maja 1943 r. do 5 października 1944 r. pracowałem w obozie męskim na tzw. Saunie, przy obsłudze trzech pomp elektrycznych. Niezależnie od tego w tym ostatnim okresie dochodziłem do krematoriów II i III, położonych przy rampie kolejowej, i tam wykonywałem różne prace elektromonterskie w miarę potrzeby. Kilka razy byłem też w krematorium IV, również dla robót związanych z naprawą przewodów elektrycznych. 5 października 1944 r. osadzono mnie w bunkrze bloku 11. obozu macierzystego w związku z „organizacją” żywności i pieniędzy. Jak się zdołałem potem dowiedzieć, miałem stanąć na rozprawie, do tego jednak nie doszło, ponieważ w związku z ewakuacją obozu 18 stycznia 1945 r. zostałem przewieziony do Groß-Rosen.

Jak wspomniałem, do krematoriów II i III dochodziłem często, nieraz nawet dwa razy w tygodniu. Miałem tam znajomego więźnia, nieżyjącego już dzisiaj Mieczysława Morawę, który pełnił tam służbę Heizerkapo [palacza]. Ten umożliwiał mi dokładną penetrację tych krematoriów. Przypominam sobie dokładnie, że do krematoriów II i III przybył w okresie Zielonych Świątek 1944 r. SS-Oberscharführer Muhsfeldt. Twarz jego zapamiętałem sobie dobrze, a szczególnie utkwiły mi w pamięci jego jasne, jak gdyby kocie oczy. Jego też spotykałem prawie zawsze w tych krematoriach. Niemal zawsze był pijany, a jak opowiadał mi Mietek Morawa, więźniowie obsługujący te krematoria zmuszeni byli dostarczać mu alkohol, Muhsfeldt bowiem, jeśli nie miał wódki, po prostu szalał i był postrachem nie tylko samych więźniów, ale także SS-manów przydzielonych do Sonderkommanda.

W krematoriach tych pracowałem niejednokrotnie w czasie przybycia transportów i gdy krematoria te były czynne. Kręcąc się i podpatrując krematoria, widywałem, że niektóre transporty więźniów kierowane były do szatni i do komór gazowych spokojnie, bez użycia siły; więźniowie, w dobrej wierze wprowadzeni w błąd odpowiednimi przemówieniami i urządzeniami krematoriów, udawali się do szatni i stosownie do zapowiedzi Niemców w porządku składali swe ubrania. Inne transporty Niemcy siłą zapędzali do szatni i komór gazowych. Z zachowania SS-manów wyczekujących takich transportów wnioskowałem, że byli oni przedtem już uprzedzani, że z takim transportem należy postępować, używając siły.

Wówczas Muhsfeldt – pijany, jak zresztą i inni SS-mani – z pistoletem w jednej ręce, a z patykiem czy też kijem w drugiej, biegał i zapędzał więźniów, i dyrygował innymi SS-manami. Słyszałem przy tym strzały i widziałem leżące trupy więźniów. Czy sam Muhsfeldt któregoś więźnia zastrzelił, zauważyć nie mogłem. Po rozprawieniu się z takim transportem Muhsfeldt pił jeszcze więcej.

Przypominam sobie również dobrze, że razu pewnego będąc w krematorium II, spotkałem tam Grabnera, którego zresztą znałem dobrze. Grabner ubrany był w maskę gazową.

W Brzezince widywałem niejednokrotnie Aufseherin Brandl, przechodzącą z psem. Widziałem ją bijącą ręką więźniarki.

Znam również dobrze Oberaufseherin Mandl i widywałem ją, jak ręką biła więźniarki, te prawie zawsze pod tymi razami upadały na ziemię, a wówczas Mandl kopała leżące butami. Razu pewnego natknąłem się, jak Mandl razem z Hösslerem „oprawiała” w taki sposób jakąś więźniarkę. Widziałem również, jak Mandl w toku odczytywania wyroku Żydówce Mali Zimetbaum, którą odprowadzono do krematorium, uderzyła ręką w twarz, gdy więźniarka ta rzuciła się na Unterscharführera Rittera.

Pracując na Saunie przy pompach, nieraz chodziłem z Rottenführerem Woźniczką [Wosnitską] do krematorium II po gaz potrzebny nam na Saunie do odwszawiania. Pudełka z gazem zabierał z magazynu sam Woźniczka [Wosnitska] lub też wydawał mu Lehrer [Lechner?] albo Voss, a później również Muhsfeldt.

Odczytano. Na tym czynność i protokół zakończono.