HENRYK PORĘBSKI

Dnia 28 sierpnia 1947 r. w Oświęcimiu, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia apelacyjny śledczy Jan Sehn, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, w charakterze świadka niżej wymienionego [byłego] więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Henryk Porębski
Wiek 36 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód urzędnik
Miejsce zamieszkania Państwowe Muzeum [Auschwitz-Birkenau] w Oświęcimiu
Do oświęcimskiego obozu zostałem przetransportowany z więzienia w Tarnowie 8 października
1940 r. i przebywałem tam do 18 stycznia 1945 r. jako polski więzień polityczny nr 5809. Od
lutego 1942 r. przebywałem w Brzezince i od tego czasu do końca mego pobytu zatrudniony

byłem jako elektryk.

Bezpośrednio po przeniesieniu mnie do Brzezinki zatrudniony byłem przy urządzeniu ogrodzenia. Ogrodzenie to było naładowane prądem elektrycznym w trzech fazach po 220 V. Na tej samej zasadzie oparte było ogrodzenie elektryczne w obozie macierzystym. Obozowe pomieszczenia dla więźniów w Brzezince nie miały być oświetlone i na zelektryfikowanie ich kierownictwo obozu nie wydawało żadnych materiałów. Prace te wykonaliśmy własnym przemysłem z materiałów „zorganizowanych” przez więźniów. Druty były naelektryzowane do wysokości człowieka, rozpięte były one w odstępach 15 cm w partii dolnej do wysokości pięciu izolatorów, a następne izolatory w górę rozpięte były w odległościach 30 cm. Na co trzecim słupie umieszczona była lampa stuwatowa, zwrócona światłem do wnętrza obozu. Dopiero w 1943 r. na skutek wybuchu pożaru w jednym baraku obozu kobiecego, który to pożar powstał z powodu zwarcia w prowizorycznej, założonej przez nas instalacji, kierownictwo obozu zdecydowało się na założenie prawidłowej instalacji oświetleniowej w barakach. Oficjalnie dozwolono założyć [po] trzy lampy na jednym bloku.

Byłem elektrykiem samodzielnym, podległym jednak majstrom z komanda elektryków. Do moich obowiązków należała konserwacja pomp wodnych FKL [Frauenkonzetrationslager] i w krematoriach IV i V, konserwacja motorów we wszystkich krematoriach oraz konserwacja ogrodzenia.

Mieszkałem na [terenie] Frauenkonzetrationslager. Wśród więźniarek znany byłem jako Mały Heniu. Ponieważ konserwowane przeze mnie urządzenia wymagały stałej reperacji, miałem swobodę poruszania się po Brzezince przez całą dobę. Na miejsce pracy chodziłem zawsze z postem, względnie – o ile chodzi o krematoria – z szefem któregoś krematorium.

Próba sprawności krematoriów i komór gazowych w Brzezince przeprowadzona została na krematorium II. Instalacja elektryczna w tym krematorium i w jego komorze gazowej poprowadzona została początkowo wierzchem, nie była zabezpieczona i w czasie gazowania stłoczone w komorze ofiary zerwały ją. Gaz wrzucano do komory gazowej przy tym pierwszym gazowaniu przez zwykłe otwory w powale. Gazowani dla ratowania swych towarzyszy pożerali cyklon, tak że gazowanie trwało długo, nie przyniosło [spodziewanych] rezultatów i [ostatecznie więźniów] stłoczonych w komorze SS-mani musieli wystrzelać. Po tej próbie przełożono instalację elektryczną pod tynk oraz dla zabezpieczenia cyklonu przygotowano filary z siatki drucianej, w którą przez otwór w powale wrzucano zawartość puszek z cyklonem.

Po zagazowaniu obcinano kobietom włosy i ze wszystkich zwłok wyrywano zęby ze złota i [innych] metali szlachetnych. Więźniowie z Sonderkommanda sabotowali te prace. W wielu wypadkach wyrywane złote zęby wpychali zwłokom do gardła. Tym tłumaczy się, że w popiołach ze spalonych zwłok znajduje się obecnie złoto.

Do jednej retorty ładowano troje do pięciu zwłok. Spalanie takiego ładunku jednej retorty trwało około pół godziny. W okresie silnego wzmożenia pracy zwłok nie dopalano dokładnie, tak że część mięśni odpadała od ciała i spadała do popielnika. Kapo Heizerów Mieczysław Morawa mówił mi, że te niedopalone, przypieczone mięśnie wybierano z popielnika i wywożono do Harmęży, do stawów rybnych jako pożywienie dla ryb. Część zupełnie miałko spalonego i potłuczonego popiołu składano w stodole w pobliżu krematorium V i rozsiewano po polach jako nawóz. Większość popiołów wywożono do tej właśnie stodoły, [a] gdy ta była przepełniona, resztę wywożono do Wisły i tam topiono w nurtach. Popioły ludzkie używane były również dla użyźniania ogródków jarzynowych, założonych na krematoriach II i III. Drzewka posadzone na tych dwóch krematoriach dla stworzenia żywopłotu sadzone były na popiołach ludzkich.

Przypominam sobie, że w połowie 1944 r. pojawiła się na terenie krematoriów w Brzezince nowa obsługa, która przybyła z obozu na Majdanku. Wówczas właśnie przybył do Brzezinki Niemiec kapo Karl. Przybyło [też] wówczas kilkunastu jeńców rosyjskich, których zatrudniono w obsłudze krematoriów. Szefa ich, Muhsfeldta, z nazwiska sobie nie przypominam. Na okazanej mi fotografii rozpoznaję go, wiem, że pełnił on funkcje w Sonderkommandzie, widywałem go w towarzystwie Houstka-Erbera z Oddziału Politycznego. Szczegóły jego działalności będę mógł opisać po okazaniu mi Muhsfeldta.

Mieszkając w budynku pomp, które mieściły się w saunie odcinka I B, a więc tuż przy rampie kolejowej i w pobliżu krematoriów, miałem możność obserwowania przybywających na tę rampę masowych transportów. Przy przybyciu takiego transportu byli obecni: komendant obozu, Lagerführer, szef Oddziału Politycznego oraz lekarz.

SS-Untersturmführer Grabner, który pełnił funkcję szefa Oddziału Politycznego do listopada

1943 r., przybywając na rampę, pozostawiał sobie motocykl lub rower w budynku pompy, w którym mieszkałem. Jeździł on z teczką, w której miał zawsze maskę gazową. Motocykl odbierał od nas dopiero po załatwieniu całego transportu, a więc po wysłaniu ofiar do komór gazowych, względnie – wybranej części – do obozu.

Sonderkommando, stanowiące obsługę komór gazowych i krematoriów, było mu podległe. On zarządzał zabijanie za pomocą gazu członków więźniarskiego Sonderkommanda. Pierwsze takie komando więźniarskie w Brzezince zorganizowane zostało w kwietniu lub maju 1942 r.

Liczyło ono 20 osób. Mniej więcej do czerwca 1942 r. [członków] Sonderkommando zmieniano co dwa tygodnie, zabijając należących do niego [więźniów]. Od połowy 1942 r. komando to stale się powiększało i doszło na początku grudnia 1942 r. do liczby 800 więźniów. 8 grudnia 1942 r. na rozkaz Grabnera wyprowadzono całe to komando o godz. 9.00 rano do obozu macierzystego i tam, w komorze gazowej starego krematorium, zagazowano. Część zwłok spalono w krematorium I w obozie macierzystym, a część na stosach w Brzezince.

Grabner darzył zaufaniem Morawę, a z drugiej strony Morawa wierzył Grabnerowi. Wielokrotnie prosił Grabnera, żeby przeniósł go do innego komanda. Ten zapewniał go, że nic się mu nie stanie i że może być spokojny. Wiem od Morawy, że Grabner przyjmował od niego prezenty, między innymi przebywający [obecnie] w Krakowie Józef Dyntar, zamieszkały [przy] ul. Kraszewskiego 11, dostarczył Morawie dla Grabnera wykonany przez siebie model Messerschmitta. Morawa wraz z kilkoma innymi, m.in. ze Stanisławem Ślęzakiem z obsługi stacji rentgenowskiej Schumanna, 5 stycznia 1945 r. został wywieziony do Mauthausen, tam osadzono ich w bunkrze i około Wielkiej Nocy zostali rozstrzelani.

Również następca Hößa na stanowisku komendanta w Oświęcimiu, Liebehenschel, odbierał na rampie w Brzezince transporty przeznaczone do zagazowania, był obecny przy przeprowadzaniu selekcji takich transportów. To samo odnosi się do Schutzhaftlagerführera z Oświęcimia, Aumeiera, który odznaczał się małym wzrostem, przez co nazywaliśmy go Łokietkiem, oraz do Lagerführerki Marii Mandl, która również była obecna na rampie przy odbieraniu takich transportów, a ponadto sama w podległym jej obozie żeńskim przeprowadzała selekcje. Wybrane przez nią w obozie więźniarki gromadzono na bloku 25., skąd wywożono je następnie samochodami do gazu. [Informacji] o działalności wszystkich wspomnianych przeze mnie funkcjonariuszy obozowych – przypuszczam, że także o Muhsfeldcie – udzielić może Bilan, który pełnił w obozie funkcje do października 1944 r.

Odczytano. Na tym przesłuchanie i niniejszy protokół zakończono.