EDWARD PYŚ

Dnia 29 września 1947 r. w Krakowie, wiceprokurator Sądu Apelacyjnego w Krakowie Edward Pęchalski, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, działając na zasadzie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), z udziałem protokolantki, aplikantki Krystyny Turowiczówny, przesłuchał w trybie art. 20 przepisów wprowadzających kpk, w związku z art. 106, 107 i 115 kpk, niżej wymienionego świadka, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Edward Pyś
Data i miejsce urodzenia 11 czerwca 1922 r. w Rzeszowie
Imiona rodziców Stanisław i Justyna z d. Świder
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Zajęcie student Akademii Handlowej
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Juliusza Lea 7b m. 4
Karalność niekarany

Do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu zostałem wysłany pierwszym transportem i przybyłem tam 14 czerwca 1940 r. Otrzymałem numer więzienny 379.

Przez pierwszy rok zatrudniony byłem w różnych komandach roboczych, a od 1941 r. aż do końca mego pobytu w obozie, tzn. do 18 stycznia 1945 r., pracowałem w szpitalu dla SS‑manów, zwanym na terenie obozu SS-Revier. Był to gmach murowany znajdujący się obok gmachu komendantury. Naprzeciwko tego szpitala znajdowało się pierwsze zbudowane na terenie obozu oświęcimskiego krematorium. Pracując więc w gmachu szpitalnym, miałem możność obserwowania wszystkiego, co się działo obok tego krematorium. Należałem do komanda, które w liczbie kilku więźniów zajmowało się sprzątaniem gmachu szpitalnego oraz [znajdujących się w nim] mieszkań niektórych SS‑manów. Mieszkał tam przez pewien czas m.in. SS-Unterscharführer Hans Koch. Na terenie rewiru widziałem go prawie codziennie, gdyż należał on do tzw. komanda dezynfektorów, podległego służbowo naczelnemu lekarzowi obozowemu. Bezpośrednim przełożonym tego komanda był SS-Oberscharführer Klehr. Komando dezynfektorów zajmowało się dezynfekcją budynków oraz ubrań i bielizny załogi SS, a także gazowaniem więźniów. Hans Koch przychodził więc służbowo codziennie do rewiru SS bądź to do swego szefa Klehra, bądź też do Standortarzta. Znam go bardzo dobrze i wiem, że był on jednym z SS‑manów którzy osobiście zatrudnieni byli przy gazowaniu więźniów. Zarówno Koch, jak i inni SS‑mani nie kryli się z tym i o gazowaniach głośno rozmawiali. Ponieważ język niemiecki znam bardzo dobrze, niejednokrotnie słyszałem, jak Koch żalił się swoim kolegom, że noc miał bardzo pracowitą, bo w krematoriach w Brzezince musiał gazować większą liczbę więźniów.

Koch nazywany był powszechnie w rewirze SS Gasmeistrem. Tak samo nazywano i kilku innych SS‑manów zatrudnionych przy gazowaniu, z których z nazwiska pamiętam jeszcze Woźniczkę [Wosnitzkę], Frankego, no i oczywiście samego Klehra.

Sam raz widziałem na własne oczy, jak gazowano więźniów oświęcimskich w krematorium położonym naprzeciwko rewiru SS w obozie macierzystym. Było to jakoś pod koniec lata czy też na początku jesieni 1942 r. Wówczas to w porze południowej spędzono przed krematorium ok. 200 więźniów, samych Żydów w starszym wieku. Kazano im się rozebrać do naga, a następnie wejść do wnętrza krematorium. Gdy to się stało i drzwi zostały zamknięte, na płaski dach krematorium weszli Koch, Wosnitzka i jeszcze trzeci SS‑man – zdaje się, że był nim Franke – i nałożywszy maski gazowe na twarz, otworzyli puszki z gazem, a następnie ich zawartość wsypali przez otwory w dachu do wnętrza krematorium, po czym otwory te szczelnie zamknęli. Gaz w ilości kilku puszek przyniósł wówczas w koszu osobiście Koch. Scenie tej przyglądało się wielu dygnitarzy z załogi oświęcimskiego obozu, znajdowali się wśród nich m.in. komendant obozu Höß, szef Oddziału Politycznego Grabner, Rapportführer Palitzsch, naczelny lekarz [obozowy] Wirths, Klehr i wielu innych. Widziałem to wszystko dokładnie przez okno w budynku szpitalnym, a ściśle mówiąc – z kancelarii naczelnego lekarza Wirthsa, w której się wówczas znajdowałem dla robienia porządku. Bezpośrednio po wsypaniu gazu do wnętrza krematorium rozległ się stamtąd przeraźliwy krzyk więźniów, który trwał około dwóch minut, a po tym [czasie] ucichł. Wiem, że więźniów gazowano wówczas cyklonem. Gaz ten, znajdujący się w okrągłych puszkach, znajdował się na składzie w budynku teatralnym obok obozu. Jedną z takich puszek widziałem raz przypadkowo w samym rewirze SS. Znajdowała na niej się żółta papierowa naklejka, na której widniało m.in. słowo „Zyklon”.

Jeżeli chodzi o stosunek Kocha do więźniów zatrudnionych na terenie rewiru SS, to nie zauważyłem z jego strony jakichś przejawów wyjątkowego znęcania się. Więźniowie go nie interesowali, gdyż był on stale zajęty akcją gazowania – bądź to ludzi, bądź też odzieży i bielizny.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.