FRANCISZEK KAZIMIERSKI

Dnia 12 września 1947 r. w Warszawie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia apelacyjny śledczy Jan Sehn, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Franciszek Kazimierski
Wiek 39 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowości i przynależności państwowa polska
Zawód urzędnik kuratorium
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Hoża 88

W oświęcimskim obozie koncentracyjnym przebywałem od 7 stycznia 1941 r. do 29 października 1944 r. Posiadałem numer więzienny 8060. Przez cały czas przebywałem w obozie macierzystym, z tym że przez półtora roku byłem odkomenderowany do obozu w Budach. Zatrudniony byłem jako rozwożący jedzenie (Essenfahrer) oraz przy pracy na roli. Spośród SS-manów, których fotografie wystawiono na widok publiczny, rozpoznałem SS-Unterscharführera Ludwiga, którego znałem z czasu, gdy był on stajennym (Stalmeister) stajni drugiej, a następnie jak dozorował komanda kobiet, zatrudnionych przy pracy na roli. W czasie pracy na roli w Budach osobiście zostałem przez niego dotkliwie pobity za drobne uchybienie w bronowaniu, które nawet najsprawniejszemu rolnikowi trafić się może, mianowicie brona opuściła kawałek roli. Ludwig pobił mnie wówczas kijem. Z czasu mego pobytu w Budach pamiętam dwóch SS-manów o nazwisku Bülow. Aleksander był dokuczliwy i w przystępie złego humoru szykanował więźniów, napędzał ich do pracy ponad miarę. W tym czasie, gdy pracowałem w Budach, SS-mani zastrzelili tam 19 więźniów (może co do liczby mylę się, w każdym razie było ich kilkunastu), zatrudnionych w komandzie leśnym. Zbiegło z niego dwóch Cyganów. W odwet za to wystrzelali oni wszystkich Żydów i Rosjan z tego komanda, pozostawiając przy życiu tylko kapo reichsdeutscha i Polaka zatrudnionego jako woźnicę. Ja przydzielony zostałem wraz z innymi kolegami do ładowania na wóz zwłok zastrzelonych. Zwłoki te zwieziono do obozu. Opowiadano, że jeszcze następnego dnia rano słyszał ktoś rzężenie czy też kaszel jednego z leżących w grupie rozstrzelanych. Był więc widocznie postrzelony tylko. W sprawie tej kapo złożył zeznanie, z treści którego wynikało, że rozstrzelania dokonano w czasie ucieczki czy też buntu. W rzeczywistości rozstrzelani nie uciekali, a SS-mani wystrzelali ich w odwecie za ucieczkę Cyganów.

Odczytano. Na tym przesłuchanie i protokół niniejszy zakończono.