MARIAN PRZĄDA

Dnia 9 września 1947 r. w Krakowie, p.o. sędziego, asesor sądowy Franciszek Wesely, delegowany do pracy w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie, przesłuchał na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293) o Głównej Komisji i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, w związku z art. 254, 107 i 115 kpk, niżej wymienioną osobę w charakterze świadka, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Marian Prząda
Data i miejsce urodzenia 12 września 1920 r. w Krakowie
Imiona rodziców Wojciech i Jadwiga z Radoszów
Wyznanie rzymskokatolickie
Zajęcie student budownictwa
Stan cywilny wolny
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Krupnicza 24
Karalność niekarany

19 lipca 1940 r. zostałem przewieziony z ul. Montelupich do KL Oświęcim jako więzień polityczny i otrzymałem numer obozowy 1361. Zostałem skierowany na kwarantannę, której szefem był podejrzany Ludwig Plagge – poznaję go stanowczo na okazanej mi fotografii (okazano świadkowi fotografię podejrzanego Ludwiga Plagge).

Plagge był postrachem wszystkich więźniów, bił ich i kopał bez żadnego powodu. Szczególnie dokuczliwy był przy prowadzeniu tzw. sportu oraz śpiewu. Polegało to na tym, że nakazywał śpiewanie piosenek niemieckich, przy czym więźniowie przeważnie nie znali języka niemieckiego.

Gdy śpiew mu się nie podobał, zarządzał „sport”, polegający przede wszystkim na zmuszaniu więźniów do robienia przysiadów i, gdy już nie mieli sił do ich wykonywania, bił ich kijem po głowie i całym ciele. Osobiście zostałem niejednokrotnie dotkliwie pobity przez Plaggego kijem po głowie i po całym ciele. Często, gdy więzień nie mógł już wykonywać przysiadów i przewracał się z wyczerpania, Plagge wyciągał rewolwer i strzelał mu koło uszu. Sam naocznie widziałem, jak przy tym dwa razy więźniom postrzelił ucho.

Później, już po wyjściu z kwarantanny, spotkałem się z Plaggem w 1942 r. na terenie obozu w Brzezince, gdzie był on Rapportführerem. W tym okresie niejednokrotnie widywałem go w obozie męskim na bloku 7., „bloku śmierci” (Himmelkommando), jak dokonywał selekcji więźniów, przeznaczając ich do zagazowania.

Plagge brał również udział w gazowaniu więźniów tak z selekcji, jak i ze świeżo przybyłych transportów wprost z rampy. Gazowanie w tym czasie odbywało się w Brzezince w dwóch domkach, leżących około dwa kilometry od obozu, przerobionych na komory gazowe z domków wiejskich. Miałem sposobność to zaobserwować, ponieważ byłem zatrudniony w Rollkommando i jeździłem wozem nr 2, odznaczającym się tym, że był na gumowych kołach. W związku z tym jeździłem bardzo często do wymienionych wyżej komór gazowych, wożąc m.in. chlor w beczkach oraz puszki cyklonu. Widziałem, jak Plagge bił więźniów w tych komorach gazowych, zmuszał do rozbierania się i wchodzenia do komór.

Z podejrzanym Hansem Aumeierem zetknąłem się na terenie obozu Oświęcim I. Rozpoznaję go na okazanej mi fotografii. Był on następcą Lagerführera Fritscha [Fritzscha]. Z powodu małego wzrostu więźniowie nazywali go „Łokietkiem”. Odznaczał się wielką złośliwością w stosunku do więźniów i stale bił ich i kopał. Aumeier właśnie budował, a raczej przerabiał domki wiejskie w Brzezince na komory gazowe i na jego polecenie woziłem w czasie przebudowy materiały budowlane i nawet raz przy tej okazji Aumeier zbił mnie ręką oraz pejczem po głowie za to, że jadąc przez bagnisty teren, ugrzęzłem z wozem w błocie.

W Rollkommando pracowałem od września 1940 r. do czerwca 1942 r. i byłem przeznaczony specjalnie do obsługi krematorium w Oświęcimiu I. W związku z tym miałem za zadanie wożenie zwłok więźniów z rewiru do tego krematorium. Ładowałem z trupiarni na bloku 28. zwłoki więźniów, przy czym były one już nagie i ewentualne złote zęby były już z tych zwłok usunięte. Ponieważ początkowo krematorium w Oświęcimiu nie mogło nadążyć z paleniem, więc nadmiar zwłok przewoziłem w nocy do grobów masowych w Brzezince. Ponadto woziłem ubrania oraz inne osobiste rzeczy więźniów zagazowanych w Brzezince do tzw. kanady w Oświęcimiu I, której szefem był SS-Oberscharführer Wiegleb. Ponadto, już po posortowaniu kosztowności w kanadzie, woziłem je w zalakowanych walizach do Häftlingsgeldverwaltung, gdzie odbierał je za pokwitowaniem SS-Unterscharführer Theo Gehri, którego rozpoznaję na okazanej fotografii. Jak wymieniony Gehri odnosił się w stosunku do więźniów, tego nie wiem, w stosunku do mnie był poprawny.

17 września 1941 r., gdy znajdowałem się na kwarantannie potyfusowej na rewirze w Oświęcimiu (blok nr 19), przyszedł więzień-lekarz Suliborski i powiedział, że kto chce zarobić po pół chleba i po dwie porcje kiełbasy, niech się zgłosi. Ponieważ to była niezmiernie korzystna propozycja, zgłosiłem się. Tym, którzy się zgłosili, nakazano wożenie dwoma wozami z bloku 11., z bunkrów, zwłok zagazowanych jeńców rosyjskich. Woziliśmy je od godz. 11.00 w nocy do 4.00 nad ranem. Gdy wszedłem do bunkra w bloku 11., był już przewietrzony i zobaczyłem tam zwłoki jeńców rosyjskich, przeważnie w pozycji siedzącej, przy czym wyglądało to tak, jak gdyby śmierć spotkała ich nagle, gdyż wskazywał na to układ ich ciał. Na przykład niektórzy z nich trzymali w rękach gazety, inni karty do gry. Zagazowanych Rosjan było wówczas ok. 700, ubrani byli w wysokie buty, spodnie i kurtki skórzane oraz mieli czapki z daszkami, z czerwoną gwiazdą. Mówiło się wtedy, że są to komisarze polityczni.

Kto wówczas wydał nakaz zagazowania tych jeńców rosyjskich, tego nie wiem, w każdym razie musiało się to dziać za wiedzą i zezwoleniem podejrzanego Grabnera, który wówczas był szefem Oddziału Politycznego i urzędował na bloku 11. Podejrzanego Grabnera rozpoznaję na okazanej mi fotografii. W czerwcu 1942 r. doniósł na mnie Wiegleb za „organizowanie” żywności. Zostałem wezwany do biura politycznego, mieszczącego się w Blockführerstubie. Grabner, gdy tylko wszedłem, zbił mnie po twarzy ręką, następnie zapytał dla kogo „organizowałem” żywność i nakazał osadzenie mnie w bunkrze na bloku 11. Na drugi dzień wezwano mnie do Schreibstuby i Rapportführer – nazwiska jego dziś sobie nie przypominam – (zastępował on Palitscha [Palitzscha]) – odczytał mi wyrok Grabnera, skazujący mnie na sześć miesięcy Strafkompanii. W Strafkompanii w Brzezince byłem tylko przez cztery miesiące, gdyż 4 listopada dowódcą Strafkompanii, a raczej Rapportführerem w Brzezince został Palitzsch i on mnie zwolnił przedterminowo, a to dlatego, że w czasie, gdy pracowałem w Rollkommando, wybierałem i zanosiłem mu – zresztą na jego polecenie – różne wartościowe przedmioty, jak np. wodę kolońską, mydła, nową bieliznę, kosztowności (pierścionki, bransolety) oraz wina, sardynki itp. Rzeczy te Wiegleb „przydzielał” Palitzschowi, gdyż znaną było rzeczą, że SS-mani dzielą się rzeczami należącymi do Żydów z zagazowanych transportów.

Po zwolnieniu ze Strafkompanii zostałem kalifaktorem w kantynie SS. Przełożonym moim był SS-Unterscharführer Theodor Knietsch. Był to jeden z nielicznych SS-manów, którzy odnosili się do więźniów życzliwie. Pomagał im w ten sposób, że więźniowie dawali mu pieniądze, a on za nie kupował dla nich lekarstwa. Pomagał również przy dostarczaniu korespondencji. Nigdy nie widziałem, by Knietsch uderzył kogokolwiek z więźniów. Zresztą nie miał on nic do czynienia z obozem, gdyż SS-kantyna mieściła się poza obrębem tzw.dużej Postenkette.

Spośród okazanych mi fotografii podejrzanych SS-manów rozpoznaję jeszcze Paula Szczurka, który na terenie obozu Oświęcim I był Blockführerem przy Terpflegerach i nieraz widziałem, jak bił więźniów. Dalej Kurta Müllera, Blockführera, człowieka wysokiego i silnego, który specjalnie okrutnie odnosił się do więźniów, bijąc ich i kopiąc, oraz podejrzanego Richarda Schrödera. Schröder był Blockführerem w obozie męskim w Brzezince. Niejednokrotnie widziałem, gdy bił więźniów – szczególnie przy rewidowaniu na bramie – ręką oraz kopał. Był on bardzo młodym SS-manem i z tego powodu w służbie niezmiernie gorliwym. Nieprawdą jest, że Schröder był pisarzem w Standortverwaltung, przynajmniej w czasie, gdy ja byłem w Brzezince, tj. od 4 czerwca 1942 r. do 12 marca 1943 r. Jeśli Schröder tak się tłumaczy, to kłamie.

12 marca 1943 r. zostałem przetransportowany do KL Neuengamme koło Hamburga.

Zeznałem wszystko, co mi wiadomo o SS-manach wymienionych w wykazie.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.