KAROL SZATKOWSKI

Warszawa, 4 lutego 1946 r. Sędzia Stanisław Rybiński, delegowany do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Karol Szatkowski
Data urodzenia 13 czerwca 1887 r.
Imiona rodziców Juliusz i Józefa
Zajęcie Kierownik Wydziału Ruchu Tramwajów Miejskich
Wykształcenie średnie techniczne
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wojciecha Górskiego 3.
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

Byłem świadkiem egzekucji publicznej, dokonanej przez Niemców na Polakach około domu numer 2 przy ul. Młynarskiej, a raczej na terenie ogrodu Hosera. Przez cały czas okupacji niemieckiej w Warszawie w tym miejscu odbyła się tylko ta jedna egzekucja publiczna.

Daty, kiedy się ona odbyła, nie pamiętam. Możliwe, że to było 21 października 1943 roku. Był wówczas piękny jesienny dzień. Około godziny 10.00 – 11.00 przed południem pełniłem służbę w gmachu Tramwajów Miejskich, w Wydziale Ruchu. W tym czasie przyszedł woźny i uprzedził z polecenia nadzoru niemieckiego, żeby nikt z gmachu się nie wydalał i do okna nie podchodził. Stałem wówczas w oknie, które wychodziło na ulicę Wolską i Młynarską i zauważyłem wjeżdżający z ul. Wolskiej na Młynarską w kierunku naszego gmachu korowód samochodów. Wpierw nadjechało około pięciu samochodów osobowych, następnie dwa ciężarowe z żandarmami niemieckimi, ubranymi jak zwykle w zielone uniformy, dalej jeszcze kryty samochód, a później jeszcze jeden samochód ciężarowy i para osobowych. Gdy ten korowód się zatrzymał, żandarmi z karabinami maszynowymi obstawili wyloty ulic Wolskiej i Młynarskiej, a niektórzy z nich wleźli na parkan murowany szpitala św. Stanisława na Woli. Następnie pluton egzekucyjny złożony z żandarmów w liczbie 20 i dowodzącego ustawił się twarzą do parkanu ogrodu Hosera pośrodku ulicy i cofnął się następnie o dwa, trzy kroki. Poczym przyjechał samochód ciężarowy, który poprzednio zatrzymał się na podwórzu, i stanął tyłem do plutonu egzekucyjnego. Z samochodu wysiadł pierwszy widocznie młody, bo sprężysty, mężczyzna w brązowym ubraniu cywilnym. Miał on oczy zawiązane trójkątną szmatką czarną, a ręce związane z tyłu. Po nim wyprowadzono jeszcze czterech z takimi czarnymi opaskami na oczach, przy czym dwóch było związanych za ręce razem, a dwóch każdy z osobna. Wszyscy byli w swoich ubraniach, a nie w więziennych, i w skarpetkach, bez obuwia. Tych pięciu żandarmi prowadzili do parkanu ogrodu Hosera i ustawili tyłem do parkanu, a twarzą do plutonu egzekucyjnego. Po ustawieniu rozległa się komenda do strzału. Pluton egzekucyjny dał salwę. Ofiary egzekucji padły na ziemię. Podeszło do nich dwóch oficerów i jeden z nich kopnął nogą każdego leżącego, starając się ich odwrócić, po czym dał jeden strzał, którym dobił jedną z leżących ofiar. Następnie żandarmi wyprowadzili drugą piątkę ofiar egzekucji, ustawili ich obok leżących zabitych i w taki sam sposób stracili ich. Te pięć ofiar egzekucji było tak samo w cywilnych ubraniach, z opaskami na oczach, sami mężczyźni. Po wykonaniu egzekucji na tych dziesięciu ofiarach podjechał do chodnika poza leżącymi samochód ciężarowy z opuszczoną z tyłu klapą, wysypany grubo trocinami. Do tego samochodu trzech ludzi ubranych po cywilnemu złożyło trupy zabitych, po czym cały korowód samochodów odjechał.

Nie wiedziałem wówczas i nie dowiedziałem się później, jak się nazywali zabici. Jak również nie znam nazwisk wykonawców egzekucji, Niemców.

Robiliśmy wówczas, my tramwajarze, przypuszczenia, że to była reakcja okupantów za poprzednio zabitych w naszej okolicy volksdeutschów. Wówczas też był zabity parę miesięcy wstecz niejaki Denel – dawny pracownik Tramwajów – który przy Niemcach szybko zaczął awansować i źle się odnosił do pracowników Tramwajów Polaków.

Odczytano.