ADOLF MACIEJOWSKI

Dnia 4 września 1947 r. w Chorzowie, Sąd Grodzki w Chorzowie, Oddział V, w osobie sędziego grodzkiego J. Goettlicha, z udziałem protokolantki B. Wartakówny, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Adolf Maciejowski
Wiek 9 lutego 1910 r.
Imiona rodziców Wilhelm i Franciszka z d. Wadowska
Miejsce zamieszkania Chorzów, ul. Chrobrego 19
Zajęcie restaurator
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron obojętny

Byłem więźniem politycznym w Oświęcimiu od 1940 r. do końca okupacji. Z biegiem czasu zostałem zatrudniony jako buchalter w magazynie żywnościowym. Gdy byłem na tym stanowisku w marcu 1943 r. został przydzielony na zastępcę szefa magazynu podejrzany Hans Schumacher, SS-Rottenführer. Stykałem się z nim codziennie i niekiedy rozmawiał ze mną, mówiąc o sobie i o swoich dzieciach. W ten sposób dowiedziałem się od niego, że już od 1932 r. był partyjnikiem i należał do SS, że jako taki brał udział w napadzie na Polskę [w chwili] wybuchu wojny, że był wówczas ranny, przebywał tu na Śląsku, w Chorzowie i w Katowicach, i za swoje zasługi na rzecz Niemiec został przydzielony do obozu w Oświęcimiu, pełniąc funkcję zwykłego dozorcy. Ponieważ na tym stanowisku znęcał się nad więźniami, co słyszałem i sam widziałem, dostał się właśnie na wyżej wspomniane stanowisko zastępcy szefa. Wówczas go bliżej poznałem. Znęcał się wówczas jeszcze bardziej nad więźniami. Stosował wyszukane tortury, a nawet [miał] specjalną izbę z różnymi narzędziami, jak garnki, miski. W izbie tej więźniowie przechodzili [przez] specjalne tortury, bo ich krzyk rozlegał się na cały obóz. Więźniowie wychodzili stamtąd na półżywi, a nawet i ginęli w niedługi czas potem. Poza tym przy każdej sposobności, jak tylko coś mu się nie podobało lub jakiś więzień wpadł mu w oko, to bił czymkolwiek, co mu wpadało w ręce, czy [to] siekiera, czy młotek, czy kawał żelaza, czy też bat lub jakikolwiek przedmiot i katował więźniów, a gdy ci padali z omdlenia to jeszcze [ich] kopał. Sami nawet SS-mani, jak byli świadkami tych katuszy, to dziwili się i mówili, że to jakiś sadysta.

Jeden wypadek szczególnie wrył mi się w pamięć. Jakoś w maju 1944 r., gdy Hamburg, w którym Schumacher ostatnio mieszkał, był bombardowany, w niedzielę, zwołał całe komando magazynu i wynalazł zupełnie niepotrzebną pracę przesuwania worków z mąką. Było [ich] ok. 2000 sztuk i przy tej pracy specjalnie katował więźniów w ten sposób, że pojedynczo wybierał tego, który mu się nie podobał do wspomnianej izby. W tym dniu 28 więźniów zostało właśnie w ten straszny sposób pobitych, na półżywych, z których kilku w krótkim czasie zmarło.

O jego działalności mogą powiedzieć: Mieczysław Kotlarski [zam.] w Chorzowie, ul. Stalmacha 9, Marian Rubach [zam.] przy ul. Powstańców, hurtownia piwa, oraz Kazimierz Skassa z Grójca k. Warszawy, pl. Stalina 18. Co do wyżywienia więźniów to Schumacher na to nie miał wpływu. Z nazwisk pokrzywdzonych to nikogo specjalnie nie pamiętam, chyba tylko wyżej wspomniany świadek Kazimierz Skassa. Ja nie mogłem znać nazwisk choćby z tego względu, że nie mogłem wyjść z kancelarii i kogokolwiek zapytać się, jak dany, pobity więzień się nazywa. Poza tym nie przypominam sobie specjalnie nic takiego, co bym mógł jeszcze zeznać. Okazane mi zdjęcie przedstawia właśnie podejrzanego, o którym wyżej zeznałem.

Przed podpisaniem przeczytano.