ANTONI MATERKOWSKI

Dnia 16 września 1947 r. w Chełmie, Sąd Grodzki w Chełmie, w osobie sędziego Stefana Azarewicza, z udziałem protokolantki Marii Tuszewskiej, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Antoni Materkowski
Data urodzenia 14 czerwca 1899 r.
Imiona rodziców Aleksander i Marianna
Miejsce zamieszkania Chełm, ul. Ogrodowa 24
Zajęcie wicestarosta powiatowy – chełmski
Karalność Nie karany, lecz od 1 listopada 1939 r. do 20 lipca 1945 r. przebywał w więzieniu w Lublinie i hitlerowskich obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu, Mauthausen, Gusen i Dachau
Stosunek do stron obcy
Hansa Aumeiera, SS-Hauptsturmf ü hrera, znam od maja 1942 r., gdy po swoim

poprzedniku Fritzschu przyjmował raporty od Rapportführera Palitzscha na placu apelowym. Znałem go z nazwiska. Nazywaliśmy do „Łokietkiem”, gdyż był niskiego wzrostu, głos miał wrzaskliwo-piskliwy. Zajmował w Oświęcimiu stanowisko Schutzhaftlagerführera. Był on prawą ręką komendanta obozu Rudolfa Hößa, [a także] panem życia i śmierci więźniów obozu oświęcimskiego. Z jego rozkazu rozstrzelano na bloku 11., w maju lub czerwcu 1942 r. kilkunastu kolegów z Lubelskiego. Rano, przed wymarszem do pracy, zatrzymano ich w obozie, a gdy wróciliśmy z pracy, już nie żyli.

Spalono ich zwłoki w krematorium. Jeden z nich nazywał się Krukowski z Lublina. Nazwisk pozostałych obecnie nie pamiętam. W maju lub czerwcu 1942 r. widziałem postrzelonego kolegę Malawskiego – elektrotechnika z Chełma, który konając leżał w rynsztoku a wtedy muzyka grała. Malawskiego specjalnie położono w rynsztoku, abyśmy widzieli, gdy szliśmy do pracy. Aumeier stał w pobliżu, rozkoszował się tym widokiem i obserwował nas.

Widziałem kilka razy, jak Aumeier bił więźniów po twarzy. W jego obecności SS-mani kopali i bili więźniów. Czynili to za jego wiedzą. Przywieziony w maju lub czerwcu 1942 r. transport Żydów francuskich, w tym kobiet i dzieci, w większości nie wszedł do obozu, a skierowano ich do komory gazowej obok Führerheimu. Widziałem ubrania męskie, damskie, dziecięce, butelki ze smoczkami, walizki itd., stosy tych przedmiotów leżały przy stajniach w jüdische Friedhof zwei. Żywność przywieziona przez tych Żydów została i nam przydzielona. Widziałem kobiety stare i młode, w większości Żydówki ze Słowacji, które podczas niepogody i deszczów taczkami woziły ziemię obok SS-Küche. SS-manki i kapo Niemki popędzały je przy pracy kijami. Miały one ostrzyżone włosy, a ubrane były w sowieckie spodnie i mundury drelichowe, na nogach bosych [miały] drewniaki. Codziennie z pracy niesiono po kilkadziesiąt więźniarek nieżyjących lub konających z wyczerpania ciężką pracą, głodu i bicia. W bramie wejściowej do obozu z napisem „Arbeit macht frei” stał Aumeier w otoczeniu swojej świty składającej się z oficerów i podoficerów i z zadowoleniem obserwował ten liczny karawan.

Byliśmy głodni stale. Bito nas i szczuto psami przy pracy. Ciężka praca wyczerpywała nas. Trwała ona przeciętnie ok. 11 godzin na dobę. Wszy były naszymi stałymi towarzyszkami. Najgorzej byli bici ci nieszczęśliwcy z 11., tzw. karnej kompanii. Tam też była największa śmiertelność. Pracowali oni i w niedzielę. W razie ucieczki więźniów trzymano nas głodnych na apelu po kilka godzin z rozkazu Aumeiera. Krematorium było czynne dzień i noc.

Aumeier wysłał mnie 7 lipca 1942 r. w transporcie 750 więźniów do kamieniołomów obozu w Mauthausen-Gusen (Austria), gdzie po czterech miesiącach ważyłem ok. 40 kg., a koledzy w większości wyginęli.

Maxa Grabnera, SS-Untersturmführera, znam z Oświęcimia od 14 października 1940 r. Poznałem go z widzenia i nazwiska przy raporcie na placu apelowym w Oświęcimiu. Zajmował on stanowisko szefa Oddziału Politycznego. Powszechnie mówiono w obozie, że jest gestapowcem. Był on postrachem obozu. Wizyta Grabnera w obozie, a były one bardzo częste, była wróżbą jakiegoś nowego dla nas nieszczęścia (egzekucje, gazowanie, transport itp.). Był on najgorliwszym funkcjonariuszem obozu. Wiem od współwięźniów, że wszystkie wyroki na rozstrzelanie, zagazowanie, chłosty, słupki, bunkry stojące, karną kompanię, itd., były wydawane przez Grabnera.

Jako konkretne fakty zbrodnicze podaję:

1) Podkomisarza służby więziennej Stanisława Karczmarka w okrutny sposób bito na placu apelowym. Z powodu bicia zmarł 19 listopada 1940 r. Żył w obozie miesiąc i pięć dni.

2) Starszy posterunkowy policji Adamczyk był bity i żył około dwa i pół miesiąca.

3) Stanisław Tabor, buchalter z Krakowa, za „organizację żywności” został wtrącony do karnej kompanii i tam zginął.

4) 30 października 1940 r. za ucieczkę więźnia staliśmy na placu apelowym przez szereg godzin podczas deszczu i zimna. Plon tej stójki był taki, że ok. 160 więźniów z wyczerpania zginęło lub odniesiono nieprzytomnych do Krankenbaumu. Ja stałem bez czapki, skarpet i płaszcza.

5) Przez dwa tygodnie ćwiczono nas na placu po 11 godzin na dobę. Tam zostałem dotkliwie pobity. Ludzie padali ze znużenia.

6) Do 6 grudnia 1940 r. pracowaliśmy na Industriehofie II lub I przy rozbiórce budynków, wyładunku różnych materiałów z wagonów itp. Praca trwała ok. 11 godzin na dobę. Bito nas przy pracy, ludzie padali z głodu i ciężkiej pracy. Szczuto nas psami. Płaszczy nie mieliśmy. Codziennie przynosiliśmy z pracy po kilkudziesięciu zabitych lub konających kolegów. Wracając z pracy na obiad i wieczorem nosiliśmy po pięć cegieł. Kto nie niósł pięciu cegieł, był bity przez oficerów SS. W biciu brał udział i Grabner.

7) Pracowałem przy rolwadze nr 8 – zwózka żwiru do betoniarki, wywózka śmieci i przywózka węgla lub koksu do krematorium. Byłem koniem pociągowym i robotnikiem. Źle odziany i głodny podczas silnych mrozów nabawiłem się zapalenia płuc. Gdy się zgłosiłem na blok nr 28 do szpitala zawinięto mnie w prześcieradło zmoczone w wodzie z lodem i kazano mi leżeć. To była kuracja. Działo się to 10 grudnia 1940 r., a po dziewięciu dniach znowu do rolu [rolwagi] nr 8 i w pole na mróz.

8) Kolegę Tokarczuka zagazowano z chorymi na płuca, choć nie był chory na płuca. Ucznia Mariana Skórkę też zagazowano.

9) Chłosty na placu apelowym odbywały się bardzo często. Grabner był przy tych egzekucjach.

10) Wieszano kolegów na słupach za drobne przewinienia.

11) Wszy nas zjadały w okrutny sposób. Raz naliczyłem ich na swojej bieliźnie 117 sztuk.

12) Chłopców do lat siedemnastu z bloku 5., później 13. przez całą zimę trzymano na placu. Wielu z nich od zimna zginęło. Pamiętam, jak jeden z tych chłopców – uczeń z Krakowa, zwariował.

13) Wieczorem po pracy gdy wracaliśmy znużeni odbywało się „szukanie wszy”, a następnie śpiew po niemiecku.

14) Spaliśmy na brudnych siennikach rozłożonych na podłodze w strasznej ciasnocie.

15) Kilka razy w tygodniu rozstrzeliwano po kilkadziesiąt ludzi.

16) W styczniu 1941 r. spisywano inwalidów na lekkie roboty. Kolega mój z Chełma Mikołaj Gordziejczyk, jako kulawy od dziecka (choć zdrów), zapisał się. W lipcu 1941 r. wyszedł o własnych siłach z obozu i tegoż miesiąca żona jego w Chełmie otrzymała zawiadomienie z Oświęcimia, że on nie żyje. Poszedł do komory gazowej na „lekkie roboty”.

17) W zimie 1940/41 przywieziono z okolic Krakowa ok. 40 cywilów, których prosto z samochodów wprowadzono do küssgraby [?] naprzeciw krematorium i tam ich rozstrzelano. Widziałem tam krew i wystrzelone pociski z karabinu maszynowego. Miejsce to mogę wskazać.

18) Podczas jednego z apeli brakowało jednego więźnia. Rozpoczęło się poszukiwanie, znaleziono go w jednym z baraków i tam zastrzelono.

19) Za ucieczkę jednego więźnia brano na blok 11. początkowo 20, a później 15 lub 10 więźniów i tak wykańczano. W ten sposób zginęło [dwóch] moich znajomych: Marian Domino były wójt gm. Staw, pow. chełmskiego i Śliwowski z gm. Turka, pow. chełmskiego.

20) W 1941 lub 1942 r. zabrano kilkunastu Ślązaków i wszystkich rozstrzelano. Między innymi zginął młody chłopiec – Bielecki z Katowic, jedyny syn matki wdowy. Tępiono przeważnie byłych powstańców górnośląskich i tych młodych, co nie chcieli być volksdeutschami.

21) W styczniu 1942 r. przywieziono do Oświęcimia ok. 11 tys. jeńców wojennych radzieckich. Spali oni nago kilku na jednym łóżku, głodzono ich i bito. Po trzech miesiącach zostało ich kilkudziesięciu. Widziałem na własne oczy jak chorych zrzucano z wozów i dobijano. Czynili to kapo niemieccy pod nadzorem SS-manów. Grabner przyglądał się tej robocie.

22) Kapo Niemcy z zielonymi winklami wyszukiwali księży w celu specjalnego prześladowania. Było to na Bunie w zimie 1941/1942. My w swojej grupie ukrywaliśmy zakonnika – ojca Jacka, zdaje się Turzanieckiego.

23) Rozbieraliśmy domy w Oświęcimiu przy ul. Legionów. Wszystkie sprzęty, obrazy święte itp. kazano nam znosić na jeden stos do Industriehof II, i tam szło wszystko na opał.

24) Wracając z pracy z Buny od Monowic czy Dworów na przestrzeni sześciu, ośmiu kilometrów od obozu, w zimie 1941/1942 r. mieliśmy śpiewać całą drogę niemieckie pieśni.

25) W lutym 1942 r. za zamiar popalenia niedopałka papierosa wtrącono mnie na pięć nocy do bunkra stojącego. W bunkrze o wymiarach 80–90 cm2, pod blokiem 11., obsadzono siedmiu ludzi i kubeł. Po 12 godzinach bunkra stojącego szedłem na 12 godzin do pracy.

26) W drugiej połowie lutego 1942 r. wtrącono do tego bunkra 11 ludzi. Nie mając powietrza wyrżnęli się nożami. Tak zginął kolega Grabowski, mierniczy z Kutnowskiego.

27) W karnej kompanii na bloku nr 11 w ciągu kilku tygodni zginęli: pisarz hipoteczny z Chełma – Ziemski z kilkunastoletnim synkiem uczniem gimnazjum i zięciem Krukowskim. Gdy chorowali, nie udzielono im pomocy lekarskiej. Pracowali w k üssgrubie [?] aż do śmierci.

28) W karnej kompanii w Rajsku zginęli: podinspektor szkolny z Łucka – Władek Ostrowski, porucznik 7. pułku piechoty Legionów, Dziedzic z Chełma i mierniczy Stefanek z Zamościa za dostarczenie lekarstwa chorym kolegom w obozie, a głowa kapo, Ślązaka Kaweckiego, była podobno umieszczona na bramie.

29) SS-man „Perełka” podczas pracy szczuł wilczurem więźniów, który rwał z nich ciało.

30) Widziałem ubrania, suknie, bieliznę, obuwie, walizki, butelki ze smoczkami Żydów francuskich, którzy bramy obozu nie przeszli, a wprost z wagonów poszli do komory gazowej. W tym czasie widziałem SS-manów z maskami przeciwgazowymi obok komory gazowej.

31) 23 kwietnia 1942 r. przy pracy w betoniarni na Bunie zachorowałem potwornie na zapalenie płuc i nabawiłem się gruźlicy.

32) Chorego na gruźlicę Grabner wysłał mnie do kamieniołomów obozu w Mauthausen-Gusen w dniu 7 lipca 1942 r. Tam straciłem zdrowie i siłę w ciągu czterech miesięcy, ważyłem ok. 40 kg, a z transportu 750 ludzi tylko niewielu żyje. Wśród żyjących wiem, że jest kolega Putek, obecny minister poczt i telegrafów, i Wincenty Brzozowski, nauczyciel w Tomaszowie Lubelskim.

33) Kuzyna Leona Nafalskiego nr więźnia 14 444 Grabner nie wypuścił na transport, pomimo wybrania, do Mauthausen w dniu 7 lipca 1942 r., aby go we wrześniu, czy też październiku 1942 r. rozstrzelano na bloku 11. w grupie ponad 250 więźniów.

W obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przebywałem jako więzień polityczny nr 6015 w okresie od 14 października 1940 r. do 7 lipca 1942 r. pracując dłuższy czas w następujących komandach: Industriehof II (później Bauleitung) Industriehof I, rolwaga nr 8, Kartoffelsch äler SS-Küche i Buna. Kommandof ührerów i wartowników znam z widzenia, i znam ich czyny przestępcze, lecz nazwisk obecnie nie pamiętam. Gdybym ich zobaczył w mundurach SS i ogolonych przypuszczam, że bym nie jednego z nich poznał, a w szczególności wymienionych w przyległym wykazie pod nr. 2, 4, 5, 8, 16, 17, 21, 23, 26, 30, 32, 40, 46, 51, 52, 55, 57, 61, 64, 65, 67, 72, 73, 83, 84, 85, 88, 89. W Chełmie przy ul. Lubelskiej (Pilichonki) zamieszkuje Michał Denkiewicz były więzień obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu od drugiej połowy lipca 1942 r.