JÓZEF SETNER

Dnia 8 maja 1945 r. w Oświęcimiu, sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, członek Komisji Badania Zbrodni Niemiecko-Hitlerowskich w Oświęcimiu, na wniosek, w obecności i przy współudziale wiceprokuratora Sądu Okręgowego dr. Wincentego Jarosińskiego, na zasadzie art. 254, 107 kpk, przesłuchał w charakterze świadka Józefa Setnera, byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu nr 63 016, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Józef Setner
Data i miejsce urodzenia 25 listopada 1908 r. w Niepołomicach, pow. Kraków
Imiona rodziców Józef i Anna z Oleksowiczów
Zajęcie giser
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość polska
Obywatelstwo polskie
Miejsce zamieszkania przed aresztowaniem Kraków, Płaszów, ul. Gromadzka 31
Obecne miejsce zamieszkania Oświęcim

20 września 1939 r. w czasie łapanki ulicznej w Krakowie zostałem przez policję niemiecką zatrzymany i przetransportowany do więzienia na Montelupich. Tam przebywałem do 29 października 1939 r. i stąd bez żadnego przesłuchania wywieziono mnie wraz z innymi 39 więźniami do obozu koncentracyjnego w Dachau. Przebywałem tam do 17 grudnia 1941 r., a później przewieziono mnie do obozu koncentracyjnego w Mauthasuen.

21 kwietnia 1942 r. przewieziono mnie do obozu w Oświęcimiu I. Tu pracowałem przy Strassenbaukommando do grudnia 1942 r., w którym to czasie przetransportowano mnie wraz z innymi więźniami do nowo budującego się obozu w Brzezince. Komando, do którego mnie przydzielono, nazywało się Firma Brandt-Kommando. W tym komandzie pracowałem również przy budowie dróg. Kapo komanda był Żyd-Holender. Był to człowiek stosunkowo dobry, bo bez powodu nikogo nie bił. Pracowałem jako Vorarbeiter wraz z grupą 20 więźniów. Vorarbeiterem zostałem dlatego, ponieważ umiałem mówić po niemiecku, a poza tym po otrzymaniu z domu paczki i okupieniu się odpowiednio u kapo, udało mi się chwilowo otrzymać tę funkcję w czasie której nie musiałem tak ciężko pracować jak inni.

Pewnego dnia w styczniu czy lutym 1943 r. był bardzo silny mróz. Więźniowie zatrudnieni w mej grupie tak pomarzli, że nie mogli pracować. Wówczas ja razem z nimi udałem się do pustego baraku, by się trochę ogrzać. Niepostrzeżenie wszedł [do środka] Obercharführer Miller, a zastawszy nas wszystkich niezajętych żadną pracą polecił kapo naszego komanda, by wezwał mnie jako Vorarbeitera. Gdy zgłosiłem się na wezwanie Miller polecił kapo, by ten wymierzył mi karę 25 uderzeń w pośladek. Po otrzymaniu tej kary postanowiłem zbiec z obozu. Plan swój wykonałem w kilka dni później. Przed apelem wieczornym zbiegłem dołami, które były przeznaczone do umieszczenia rur kanalizacyjnych i dotarłem aż do ostatniej Postenketty. Tu czekałem, aż nastąpi zmiana postów, w czasie której zamierzałem przebiec linię Postenketty. Rzeczywiście w momencie zmiany wybiegłem i już mijałem linię Postenketty, gdy poczuł mnie pies, który przybiegłszy obalił mnie na ziemię. Na szczekanie psa nadbiegł także SS-man, który zauważywszy mnie pchnął w plecy bagnetem, a następnie kopnął kilka razy w twarz, że do dnia dzisiejszego mam blizny pod oboma oczami. Na skutek upływu krwi, zesztywniała mi zupełnie noga. Bez żadnego opatrunku, czy pomocy przeleżałem na ziemi aż do rana, pilnowany przez psa i SS-mana, który się obok przechadzał. Rano współwięźniowie przenieśli mnie do ambulatorium. Przyjął mnie dr Zenkteler. Był to człowiek zupełnie bezwzględny, zarówno wobec chorych, jak i współpracowników oraz personelu szpitalnego. Zenkteler również mną zupełnie się nie zaopiekował, a jedynie oświadczył: „Chciałeś s...synu uciekać, to zdechnij”. Następnie zalepił mi ranę plastrem. Bezpośrednio po tym zabiegu odstawiono mnie do bloku Strafkommando, gdzie przebywałem trzy dni. Po tym czasie rana zaczęła mi silnie ropieć, wskutek czego udałem się z powrotem do ambulansu do dr. Zenktelera. Wówczas on polecił mi udać się do szpitala, gdzie leczył mnie chirurg dr Herman z Warszawy. Po upływie 18 dni, mimo iż nie byłem jeszcze zupełnie wyleczony, dr Zenkteler polecił wypisać mnie ze szpitala i przekazać do pracy w obozie.

Wówczas dostałem się do komanda DAW [Deutsche Ausrüstungswerke], gdzie pracowałem przez dwa tygodnie. W tym czasie zachorowałem na tyfus, a równocześnie na skutek przemrożenia gnił mi wielki palec lewej nogi. W szpitalu w bloku 18., jako chory na tyfus, przebywałem sześć tygodni. Po upływie tego czasu, gdy mogłem się już poruszać, a chorowałem jedynie na nogę, blokowy Juliusz Ganszer, polecił mi pełnić funkcje szreibera ambulansowego. Ganszer był dobrym człowiekiem, „najlepszy Polak-blokowy w Brzezince”.

W Brzezince pozostawałem aż do opuszczenia obozu przez SS-manów, a następnie wkroczenia wojsk radzieckich. Pełniłem wówczas różne funkcje: blokowego, magazyniera i kucharza, ponieważ w obozie pozostali tylko ludzie chorzy, niemogący pracować. Z Brzezinki, w chwili zupełnej jej likwidacji, przeniesiono mnie do Oświęcimia I, gdzie dotychczas pełnię funkcję kucharza. Wiadomo mi, że do zup polecono dosypywać jakieś środki osłabiające potencję. Po tych proszkach kobiety traciły menstruację. Oprócz tego do zup, buraków, czy w ogóle jakiegokolwiek pożywienia, dorzucano surowe, przemielone w maszynce kartofle, których już nie zagotowywano, a po których spożyciu w zupie więźniowie dostawali różnych chorób, jak czerwonki, Durchfallu itp. Jeszcze dzisiaj znajdują się w kuchni te proszki i przyprawy do zup oraz maszynki, w których mielono surowe ziemniaki. Próbki tych przedłożę.

Za moich czasów najgorzej z więźniami obchodzili się funkcyjni Niemcy. Osobiście za największego bandytę uważam dr. Zenktelera z Poznania. Oprócz niego wymienić mogę Niemca Hansa Kocha z Hamburga, który był jakiś czas blokowym w bloku 18. i laufera Franciszka Nowaka, z zawodu nauczyciela, nr 150 208, Polaka, którzy specjalnie znęcali się nad współwięźniami. Nowak pełnił funkcję magazyniera, a następnie laufera w głównej Schreibstubie. Jako laufer przynosił do bloku paczki z poczty, które przychodziły do nas od rodzin. Stwierdziliśmy na własne oczy, że Nowak z paczek tych wykradał artykuły spożywcze i inne przedmioty, krzywdząc w ten sposób więźniów. Pochodził on z Tomaszowa Mazowieckiego. Nazwisk innych osadzonych, którzy w stosunku do współwięźniów postępowali w sposób brutalny i nieludzki, a których było dużo, obecnie sobie nie przypominam.

Na tym protokół zakończono i jako zgodny z treścią zeznań świadka Józefa Setnera podpisano.