JAN GRABCZYŃSKI

Dnia 30 września 1946 r. w Krakowie, sędzia okręgowy śledczy Jan Sehn, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, na ustny wniosek i w obecności członka tejże Komisji, wiceprokuratora Edwarda Pęchalskiego, przesłuchał na zasadzie i w trybie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko dr Jan Grabczyński
Data i miejsce urodzenia 21 maja 1908 r. w Tarnowie
Imiona rodziców Julian i Helena
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zawód lekarz
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Smoleńsk 1

W obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przebywałem od 15 grudnia 1942 r. do 30 marca 1944 r., jako więzień w nr 83 864. Pod koniec marca 1944 r. zostałem zwolniony z więzienia i zatrudniony jako pracownik cywilny (Ziwilarbeiter) do dyspozycji lekarza garnizonowego (Standortarzta) dr. Wirthsa. 6 sierpnia 1944 r. zbiegłem z obozu i ukrywałem się do czasu ucieczki Niemców.

Od początku pobytu w obozie pracowałem jako lekarz w bloku 21. Był to blok chirurgiczny, gdzie leżało przeciętnie około tysiąca chorych. Blok podzielony był na część czystą (parter) i część ropną (piętro). W części czystej nie wolno było kłaść Żydów. W części czystej leżeli Niemcy bez względu na to, czy byli ropni czy czyści.

Do października 1945 r. ilość łóżek była za mała, tak że chorzy musieli leżeć po dwóch na łóżkach szerokości ok. 90 cm. Jeszcze gorzej przedstawiały się warunki w tzw. Stubach żydowskich, gdzie wielokrotnie trzech chorych przypadało na jedno łóżko. Ilość leków i opatrunków dostarczana dla chorych była absolutnie niewystarczająca. Gdyby nie nieoficjalnie dostarczanie leków przez kolegów pracujących w aptekach, leki oficjalnie dostarczane wystarczałyby tylko dla znikomej liczby chorych. To samo odnosi się do środków znieczulających i opatrunków. Ilość leków w aptece SS była bardzo duża i w zupełności wystarczyłaby dla więźniów, gdyby nie wysyłanie tych leków do Rzeszy. Moim zdaniem w związku ze zmniejszona odpornością organizmu i z niedoborem białkowym wywołanym obozowym wyżywieniem, drobne nawet rany ropne przeradzały się w rozległe ropowice, które stanowiły okoliczności schorzeń chirurgicznych w bloku. Żywienie wywoływało również zanik tkanki tłuszczowej, które predysponowało do powstawania przepuklin, które również bardzo często u więźniów występowały. Niedostateczne ubranie, długa praca pod gołym niebem bez względu na stan pogody i temperatury powodowały odmrożenia o niewidzianej dotąd rozległości, bardzo długo gojące się, na skutek czego chorzy cierpiący z tego powodu byli wybierani do selekcji.

Do marca 1943 r. było przeprowadzone wybieranie do gazu (selekcje) spośród wszystkich chorych z wyjątkiem reich- i volksdeutschów. Od marca 1943 r. przeprowadzane były tylko wśród więźniów-Żydów i rzadziej niż poprzednio. Selekcje przeprowadzał niemiecki lekarz obozowy, wybierając na oko, absolutnie bez żadnego badania, ludzi źle wyglądających i leczących się ponad cztery tygodnie. Gdy liczba wybranych chorych była stosunkowo mała uśmiercani byli zastrzykiem fenolu, jeśli większa – w komorze gazowej. W trakcie pierwszej selekcji, jak pamiętam, wybranych zostało z bloku 180 chorych. Chorych, którzy zostali w jeden lub dwa dni po wybiórce wywiezieni do krematorium, odpisywano ze stanu szpitala po kilkudziesięciu w dniach następnych, aż do wyczerpania całej liczby uśmierconych. W kartach kartoteki szpitala obozowego podawano urojone przyczyny zejścia śmiertelnego. Wiem o tym z własnego spostrzeżenia, mianowicie więzień Calan rodem z Sandomierza, który przyszedł razem ze mną do Oświęcimia tym samym transportem, został wybrany do zagazowania i uśmiercony w komorze gazowej, a rodzina dostała zawiadomienie, iż zmarł on z powodu osłabienia mięśnia sercowego. Wymieniam ten przypadek tylko przykładowo, a znam ich bardzo wiele.

Ze względu na absolutny brak ochrony oraz niefrasobliwość pracujących, bardzo wysoka była liczba nieszczęśliwych wypadków przy pracy, skomplikowanych złamań. Blok chirurgiczny nie rozporządzał dostateczną ilością klamr i drutów wyciągowych oraz szyn, którymi nowoczesna chirurgia w leczeniu tych chorób się posługuje. Brak tych środków pomocniczych przedłużał leczenie, na skutek czego chorzy byli narażenia na wybiórki do gazu. Nadmienić również należy, iż w pierwszych latach istnienia obozu, za komendantury Hößa, dawał się w szpitalu odczuć wielki brak fachowych sił lekarskich i personelu pomocniczego. Była to wina władz obozowych, gdyż w obozie wśród więźniów było pod dostatkiem lekarzy i personelu pomocniczego, lecz nie wszyscy zostali przydzieleni zgodnie z ich fachowym wykształceniem do szpitala, natomiast pracować musieli przy innych zwykłych zajęciach, na których częstokroć wcale się nie znali. Ten brak lekarzy w szpitalu przyczyniał się również w wysokim stopniu do śmiertelności chorych, gdyż zabiegi lekarskie wykonywali częstokroć ludzie niefachowi, którzy miast pomóc szkodzili zdrowiu chorego. Tak np. niejaki Pańszczyk z Krakowa, który z zawodem lekarskim nie miał nic wspólnego, był w szpitalu Pflegerem (pielęgniarzem) w bloku 20. i tam dokonywał lekarskich zabiegów operacyjnych, z których dwa widziałem na własne oczy – na skutek wykonanego przez niego nacięcia ropowicy przedramienia porażona została kończyna górna (przecięte nerwy).

Śmiertelność do października 1945 r. była bardzo wielka. Liczby nie mogę podać. Poza tym dochodziła do sześciu procent chorych leczonych (procent podałem w obliczeniu miesięcznym). W bloku tym niemiecki lekarz obozowy wykonywał również sterylizacje więźniów. [Działo się to na mocy] wyroków sądu niemieckiego lub też z wyroku władz obozowych. Pamiętam nazwisko więźnia – Niemca, Johann Meu, który został wysterylizowany z powodu pederastii.

Wiadomo mi, że w bloku 10. profesor uniwersytetu w Królewcu – Clauberg przeprowadzał jakieś badania na narządach rodnych kobiet. Badania polegały na wstrzykiwaniu nieznanych mi substancji do jamy macicy, kontroli rentgenowskiej i następującym po tym badaniu histologicznym pobranych wycinków z dróg rodnych kobiety. Wycinki te pobierano przez otwarcie jamy brzusznej. Jakieś prace podobne prowadził również w tym bloku brat lekarza garnizonowego w Oświęcimiu, dr Wirths (młodszy). O Claubergu wiem, iż został odkomenderowany przez partię na Śląsk w celu podniesienia niemieckiej rozrodczości na tych terenach. Był on również dyrektorem szpitala w Katowicach i w Królewskiej Hucie. W Oświęcimiu blok 10. był jego stacją doświadczalną. Lekarzom-Niemcom członkom SS absolutnie nie zależało na zdrowiu chorych, a nawet znane mi są przypadki, gdzie operowanych przez siebie chorych przy najbliżej selekcji w kilka dni po operacji kierowali do gazu, nie wykazując nawet najmniejszego zainteresowania wynikiem operacji. W tych warunkach nic więc dziwnego, że bardzo często chorzy wypisywali się wcześniej ze szpitala, który nie tyle przynosił im pomoc w chorobie, ile narażał ich na niebezpieczeństwo posłania do gazu.

Odczytano. Na tym czynność i protokół niniejszy zakończono.