HERMANN LANGBEIN

Jedenasty dzień rozprawy, 22 marca 1947 r.

(Po przerwie).

Przewodniczący: Wznawiam rozprawę. Proszę wywołać świadka Langbeina.

Świadek Hermann Langbein, 34 lata, urzędnik, nieżonaty, bezwyznaniowy.

Przewodniczący: (Do tłumacza). Proszę przypomnieć świadkowi o obowiązku prawdomówności ze względu na skutki fałszywego zeznania.

Co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator: Zwalniam z przysięgi.

Adwokat: Zwalniamy z przysięgi.

Przewodniczący: Trybunał postanowił, że świadek będzie zeznawał bez przysięgi. Proszę, niech świadek powie, w jakich okolicznościach znalazł się w Oświęcimiu i co może o nim powiedzieć.

Świadek: W sierpniu 1942 r. dostałem się z Dachau do Oświęcimia na tzw. transport karny.

Przewodniczący: Jak się [świadek] dostał do Dachau?

Świadek: Byłem jako bojownik hiszpański we francuskim obozie koncentracyjnym.

W Oświęcimiu pracowałem jako pisarz w rewirze SS u lekarza tego rewiru. Od samego początku działałem w grupie bojowników Oświęcimia. Otrzymałem od niej polecenie, by kierować przede wszystkim pracą wśród SS-manów. Dzięki temu miałem [dostęp do] wielu informacji dotyczących SS-manów i chciałbym mówić o liczbach, które ustaliliśmy w kwietniu 1944 r. na podstawie pewnych dokumentów, wysłanych [później przez nas] drogą nielegalną do Wiednia. To są liczby dotyczące śmiertelności w obozie Oświęcim, wyrażone w procentach do pogłowia całego obozu.

W 1942 r. w pierwszych trzech miesiącach – 13,8 proc. całkowitej liczby zmarło albo zostało zniszczonych.

W następnych dwóch miesiącach – 14,8 proc.

W trzecim kwartale – 20,5 proc.

W czwartym kwartale 1942 r. – 20,4 proc.

Śmiertelność doszła do punktu kulminacyjnego w lutym 1943 r. i wyrażała się liczbą 25,5 proc. całkowitego stanu obozu.

Te liczby pochodzą z dokumentu, który został napisany przez Józefa Cyrankiewicza i przeze mnie osobiście – wspólnie.

Chciałbym przede wszystkim mówić o tym, jak dalece zachodzi tutaj osobiście wina oskarżonego Hößa. W każdym procesie, w którym SS-mani zasiadają jako oskarżeni, zawsze słychać tę wymówkę, że oni działali tylko z rozkazu. Myśmy w obozie bardzo wnikliwie zajmowali się tym zagadnieniem, czy wszystko bez wyjątku jest zarządzane przez Berlin, czy też dowódcy SS, a przede wszystkim komendant obozu Höß, działają na własną rękę.

Było rzeczą jasną, że obóz w Oświęcimiu był pomyślany przez Berlin jako obóz zniszczenia, ale pomimo to kompetencje komendanta obozu były bardzo wielkie. Chciałbym to wykazać na pewnym przykładzie.

Na początku listopada 1943 r. i Höß, i jego uległy kierownik Wydziału Politycznego Grabner zostali z Oświęcimia odwołani. Według relacji lekarza obozowego przyczyną odwołania było [to], że tak Höß, jak i Grabner nie tylko za dużo mordowali, ale też dopuścili do nieładu w tym mordowaniu, tak że w rezultacie zabrakło w Berlinie danych odnoszących się do kilku tysięcy w ten sposób uśmierconych.

Kiedy później w miejsce Hößa komendantem obozu oświęcimskiego został Liebehenschel, okazało się zupełnie wyraźnie, jakie kompetencje spoczywają w ręku takiego komendanta obozu. Gdy przybył Liebehenschel, blok 11., który był prowadzony jako tzw. bunkier, został opróżniony. Wszystkie zbrodnie dokonane na bloku 11. idą więc na konto komendanta oświęcimskiego Hößa.

Kiedy Liebehenschel został komendantem Oświęcimia, wszyscy szpicle Wydziału Politycznego pewnym transportem zostali wysłani do obozu Flossenbürg. Wszystkie zbrodnie, które zostały dokonane przez szpiclów Wydziału Politycznego, idą więc na rachunek oskarżonego Hößa.

Kiedy Liebehenschel został komendantem Oświęcimia, ograniczył liczbę zagazowań, podczas gdy dawniej naczelny lekarz obozu miewał często ostre dyskusje z Hößem, któremu nigdy nie było dość zagazowanych.

Jest mi wiadomo, że pewien odcinek obozu w Brzezince, który nie miał ani wody, ani ustępów, został określony przez naczelnego lekarza obozu jako miejsce, którego nie można zaludniać więźniami, a pomimo to Höß domagał się, żeby na tym odcinku ich umieszczano i później ulokowano tam tzw. obóz rodzinny.

Na jesieni 1943 r. Hößa przeniesiono do Berlina, ale na wiosnę 1944 r. znowu pojawił się w Oświęcimiu, a ten naczelny lekarz obozowy doniósł mi, że Höß starał się wszelkimi siłami w Berlinie, żeby dostać się z powrotem do obozu oświęcimskiego, żeby móc tam przeprowadzać gazowania, prawdopodobnie dlatego, że w Oświęcimiu można było bardzo wiele rzeczy „organizować”, czyli po prostu kraść.

Poza tym jest mi rzeczą wiadomą, że kiedy powierzono na wiosnę 1944 r. Hößowi likwidację Żydów węgierskich, robił on wszystko, co mógł, żeby tę likwidację przeprowadzić w rozmiarach możliwie jak największych. Kiedy w przebiegu tych masowych zatruwań i zagazowań nie dysponowano już gazem Cyklonem B w dostatecznych ilościach, Höß wydał rozkaz, żeby odtąd zagazowywano mniejszą dawką tego gazu, na skutek czego niektórzy tylko tracili przytomność po zagazowaniu i żywi dostawali się do krematorium. Poza tym wiem, że Höß z powodu braku gazu zarządził, by układano stosy obok krematoriów i żeby tam spalano żywe dzieci, to znaczy bez uprzedniego zagazowania. Rozkazał, by spośród więźniów tworzono specjalne komanda, które te dzieci, a m.in. i własne, musiały wrzucać do płomieni. To wszystko działo się całkowicie z inicjatywy oskarżonego Hößa.

Poza tym wiem, że kiedy ostatecznie ze strony Arbeitseinsatzu wyszło zarządzenie, by również wśród transportów żydowskich wybierać mężczyzn zdolnych do pracy i przekazywać ich do niej, Höß się temu rozkazowi przeciwstawiał i sabotował go w ten sposób, że choć wybrano silnych mężczyzn i kobiety, [to] w takich warunkach zamykał ich w obozie, że po kilku tygodniach nie byli zdolni do pracy i zostawali wtedy zagazowani. Wspólnie z Hauptscharführerem Aumeierem, który był tego samego zdania co i on, sabotował odtransportowywanie tych więźniów do innych obozów.

Sądzę, że tu, w tym procesie i obozie oświęcimskim, nie tylko sam Höß siedzi na ławie oskarżonych – on jest wiernym psem faszyzmu – ale tu, na ławie oskarżonych siedzi faszyzm jako taki, który takim zbrodniarzom kryminalnym dawał tak wielką moc, że mogli w ten sposób dokonywać strasznych zbrodni.

Chciałbym również powiedzieć, że Oświęcim był nie tylko oznaką największych zbrodni faszyzmu niemieckiego, lecz również oznaką walki antyfaszystowskiej. W Oświęcimiu bez względu na narodowość i poglądy polityczne wszyscy antyfaszyści wszystkich krajów znaleźli się w jednym obozie i prowadzili walkę przeciw faszyzmowi w samej jego paszczy.

Była tam przede wszystkim grupa polska, kierowana przez obecnego Premiera Polski Józefa Cyrankiewicza, była grupa rosyjska pod przewodnictwem pewnego oficera rosyjskiego, prowadząca walkę niesłychanie odważną, były grupy czeska i francuska, które współpracowały w przykładnej solidarności. Grupie czeskiej przewodniczył niejaki pan Stal, odpowiedzialną kierowniczką grupy francuskiej była niewiasta, która również została uśmiercona w obozie oświęcimskim.

My, Austriacy, którzy byliśmy świadkami, pod względem politycznym staraliśmy się również w Oświęcimiu wykazać, że nie czujemy się Niemcami i zwalczamy Niemcy tak samo jak wszyscy, którzy zwalczają faszyzm.

To wszystko.

Przewodniczący: Czy oskarżony wobec zeznań świadka chce dać wyjaśnienia.

Oskarżony: Tak jest.

Po pierwsze już tu dość jasno przedstawiłem, z jakiego powodu zostałem odwołany z Oświęcimia. Rzekome nieporządki, które zachodziły w obozie oświęcimskim, co do tych dowodów uśmiercania wielu tysięcy więźniów oświęcimskich – to już zostało wyjaśnione przy okazji procesu wytoczonemu Grabnerowi, prowadzonego przez władze SS. Gdyby mnie wtedy choćby w najmniejszym stopniu można było udowodnić, że przekroczyłem albo zaniedbałem swoje obowiązki służbowe, to na pewno postawiono by mnie od razu przed sądem SS.

Po drugie dyskusji z naczelnym lekarzem obozu nie miałem w ogóle nigdy.

Po trzecie, odcinek obozu, na którym umieszczono transport z Teresina [Terezina – Theresienstadtu], musiał być [przez niego] zajęty dlatego, że nie dysponowaliśmy żadnym innym miejscem na ten cel. Często się zdarzało tak, że podstawiano transport na bocznicę, który to transport trzeba było umieszczać w baraku, w którym nie było nawet dachu. Wszelkie moje przedstawienia bywały odrzucane. Mówiono mi, że te transporty trzeba w każdym wypadku przyjmować, a jeśli nie mielibyśmy baraków, powinniśmy je byli umieszczać pod gołym niebem.

Również nic mi nie wiadomo o tym, że starałem się wszelkimi siłami powrócić (że pchałem się z powrotem) do Oświęcimia.

Ponieważ rzekomo brak było gazu, wydałem rozkaz, żeby używano mniejszej jego ilości. Podczas śledztwa przedłożono mi dowody, które stwierdzają, że niejednokrotnie wysyłałem ciężarówki do Dessau, by sprowadzać odpowiednie ilości gazu, ponieważ nie można było polegać na transportach kolejowych. Gazu więc były dostateczne dawki.

Twierdzenie, jakobym wydał kiedykolwiek rozkaz, by dzieci palono żywcem, jest zupełnie niemożliwe. To nie miało w ogóle miejsca.

Co do kwestii ludzi zdolnych do pracy i Maurera, którego tu wymienił świadek, [a] który rzekomo uniemożliwił wykonanie moich własnych rozkazów, ponieważ potrzebował jak największej liczby ludzi zdolnych do pracy, to tu zachodzi pewna sprzeczność. [Mianowicie] lekarz urzędu Rzeszy, powodowany przez Himmlera, żądał, żeby każdy człowiek zdolny do pracy, nawet więzień, był do niej kierowany i żeby po kilku tygodniach, jeżeli mógł być zdolny do pracy, był do niej wykorzystany. To właśnie Maurer sam kilkakrotnie był w Oświęcimiu, względnie wysyłał tam osobiście pełnomocników, by przyjrzeć się tej selekcji. Kilkakrotnie doszło do zażaleń ze strony Maurera, które szły przez Pohla do Himmlera. [Maurer] podkreślał w nich, że lekarze wyciągali za mało ludzi zdolnych do pracy; że [ci] wybrani ludzie, którzy nadal przebywali w Oświęcimiu, wskutek okropnych warunków życia stawali się znów niezdolni do pracy. To wynikało z tego, że obozy zbrojeniowe, do których [ci ludzie] się dostawali lub mieli się dostać, nie były jeszcze ukończone albo były zbudowane w tak kiepski sposób, że w swej prymitywności przewyższały jeszcze Oświęcim. Tyle miałbym do powiedzenia na ten temat.

Przewodniczący: Świadek zeznał, że oskarżony wykazywał szczególną inicjatywę w gazowaniu i wymordowaniu.

Oskarżony: Tak jest. Mnie Himmler podczas swych wizyt, zwłaszcza podczas drugiej, a poza tym Müller i Eichmann dawali co do tego rozkazy i czynili mnie odpowiedzialnym za to, że muszę zrobić wszystko, co jest możliwe, by transporty przysyłane przez Eichmanna niszczyć. Za każde opóźnienie byłbym odpowiedzialny.

Przewodniczący: Jak oskarżony sobie tłumaczy część zeznania świadka, padło tutaj bowiem tego rodzaju stwierdzenie, że Liebehenschel zmienił zarządzenia Hößa.

Oskarżony: Liebehenschel uczynił to w pierwszych tygodniach. Ja to już konkretnie przedstawiłem, tak samo całą tę sprawę z systemem szpiclów – że to wszystko trzeba było znów wprowadzić w życie i że to jego zachowanie doprowadziło do odwołania go.

Przewodniczący: Czy świadek obstaje przy swoich zeznaniach?

Świadek: Ja nie tylko obstaję, ale mogę je uzupełnić.

Oskarżony podał tutaj, ze nigdy nie miał scysji z naczelnym lekarzem obozu. Sam pewnego razu czytałem protokół napisany z pamięci przez tego lekarza, w którym podał on, że po bardzo burzliwej dyskusji z Grabnerem, który zarzucił mu, że jego zachowanie nie jest godne SS-mana, naczelny lekarz udał się do komendanta Hößa i ten powiedział mu, że nie wolno mu z tego robić żadnej sprawy, gdyż wiązałoby się to z kiepskimi dla niego skutkami. Chodziło wtedy o to, że lekarz obozowy Entress bezustannie podpisywał meldunki śmierci z podawaniem przyczyn naturalnych przy więźniach, którzy byli mordowani na bloku 11. Naczelny lekarz wydał rozkaz, żeby takich zaświadczeń śmierci nie podpisywano, i na tej podstawie doszło do owej dyskusji u Grabnera, i u Hößa. Poza tym lekarz ten powiedział mi, że podczas jednej z konferencji dowódców, która się odbyła u Hößa, Höß „wsiadł” na naczelnego lekarza, gdy tenże powiedział kilka słów odnośnie [do] wielkiej liczby zagazowań. Höß oświadczył, że zagazowanie jest jego osobistą sprawą. Poza tym oskarżony tutaj podał, że rzekomo nie ma świadków, którzy by widzieli osobiście, że oskarżony kazał palić dzieci żywcem. Może ma rację, gdyż on kazał wszystkich tych, którzy to widzieli, uśmiercić.

Oskarżony poza tym oświadczył tutaj, że z Berlina wywierano na niego nacisk i że musiał w tym tempie przeprowadzać te zagazowania. Chciałbym zapytać oskarżonego, dlaczego nie poszedł drogą Liebehenschela, który został przeniesiony z Oświęcimia, ponieważ nie zagazowywał w tych rozmiarach co Höß.

[…]

Przewodniczący: Czy świadek chce dalej zeznawać?

Świadek: Tak.

Chciałbym również złożyć zeznanie odnoszące się do Grabnera, na którego się teraz powołuje były komendant Höß. Grabnera zaaresztowano w Wiedniu. Tam mnie z nim skonfrontowano, a zasadniczy punkt jego zeznań był następujący: gdyby nie było [w Oświęcimiu] Hößa, wszystko byłoby się inaczej działo. Powiedział dosłownie: „Höß był diabłem”.

Poza tym oskarżony Höß powiedział, że w bunkrze na bloku 11. byli tylko tacy więźniowie, którzy przybywali do Oświęcimia z zewnątrz, a mianowicie z polecenia gestapo w Katowicach. Rzeczywiście na pierwszym piętrze tego bloku znajdowali się tacy więźniowie, natomiast w piwnicy, we właściwym bunkrze, byli więźniowie obozowi. Ja sam osobiście przeszło dwa miesiące siedziałem w tym bunkrze na bloku 11. i stale byłem tylko z więźniami obozowymi w tej oto celi. Zdarzyło się tam sześć razy, że przybyła komisja, która wybierała ludzi celem rozstrzelania. Przy tych komisjach zawsze był obecny Obersturmführer Grabner, który aresztowany w Wiedniu zeznał, że każdorazowo komisja ta z polecenia Hößa i za jego wiedzą ten bunkier odwiedzała i tam dokonywała selekcji.

[…]

Adwokat Ostaszewski: Będę miał pytania do świadka.

Przewodniczący: Proszę.

Adwokat Ostaszewski: Ponieważ zeznania świadka są dość rewelacyjne przy końcu tego procesu, zadam mu pytania, na które proszę szczerze odpowiedzieć. Świadek pracował blisko z naszym Premierem Cyrankiewiczem w ruchu oporu?

Świadek: Tak jest.

Adwokat Ostaszewski: Jak świadek wytłumaczy, że Premier Cyrankiewicz, który wczoraj tu zeznawał, jest innego zdania co do zachowania się Hößa i nie jemu przypisuje winę zmiany warunków, kiedy go zastąpił Liebehenschel. A mianowicie Premier Cyrankiewicz uzasadniał zmianę stosunków pracą ruchu oporu na gruncie zagranicznym i zmianą sytuacji na froncie, natomiast Höß – jego zdaniem – był tylko numerem i gdyby na jego miejscu był ktoś inny, byłoby to samo.

Świadek: To się zgadza, że powodem zmiany na stanowisku komendanta była przede wszystkim zmiana sytuacji na frontach, a także było to skutkiem działalności ruchu oporu.

Adwokat Ostaszewski: Czyli świadek stwierdza, że przybycie Liebehenschela zmieniło stosunki w obozie i taka sama zmiana byłaby, gdyby był pozostał Höß?

Świadek: Nie, ja tak nie sądzę. Mam wrażenie, że ta sprawa inaczej się przedstawia i tak myśmy tę sprawę w obozie sobie wyobrażali: zmiana zaszła z jednej strony z powodu bezustannych klęsk ponoszonych przez Niemców, z drugiej jednakże dzięki naszej pracy. Na podstawie naszych danych sporządzano ulotki w Oświęcimiu i Katowicach, a w radiu londyńskim odczytano listę SS-Führerów oświęcimskich i ogłoszono wydane na nich wyroki śmierci. Na podstawie tej zmiany sytuacji dowództwo SS w Berlinie musiało zrezygnować na czas przemijający ze swojego najkrwawszego psa Hößa i zmieniło go na innego, który nie był może tak krwawy i dlatego w danym momencie był dla nich lepszy, zważywszy [na] nową sytuację. Najwyraźniejszym dowodem, że Höß nie byłby przeprowadził zmiany kursu, jest to, że kiedy znów na wiosnę i latem 1944 r. przybył do Oświęcimia, z największą gorliwością przyśpieszył gazowanie, czego nie wymagały żadne przepisy.

Adwokat Ostaszewski: To się też nie zgadza, dlatego że, jak świadkowie ustalili, od 1944 r. kurs w Oświęcimiu złagodniał. Czyli było tak i wtedy, kiedy Höß był w Oświęcimiu z powrotem.

Świadek: Złagodniał tylko do pewnego stopnia, ale jeżeli chodzi o egzekucje na bloku 11., to te wstrzymano dopiero z chwilą, kiedy zniknęli i Höß, i Grabner. Zagazowania zaś spośród więźniów już znajdujących się w obozie zostały znacznie i namacalnie zmniejszone z chwilą, kiedy zniknęli Höß i Grabner. Kiedy Höß na wiosnę i latem 1943 r. znów znalazł się w Oświęcimiu, przybył on z wyraźnym rozkazem przeprowadzenia gazowań. Komendantem zaś obozu w owym czasie był Sturmführer Bär [Baer].

Adwokat Ostaszewski: Następne pytanie. Świadek, składając swoje zeznania przed sądem, opiera je raczej na przesłankach rozumowych, względnie uczuciowych, a nie na dokumentach.

Świadek: Na przesłankach rozumowych i uczuciowych była oparta grupa bojowa w Oświęcimiu, która również w Oświęcimiu nie była pozbawiona uczuć, ale mogę także przedłożyć dokumenty. Mam tu przed sobą odpis pisma, które ta grupa bojowa wysłała w lecie 1944 r. W tym piśmie jest również mowa o Hößie. Muszę najpierw odszukać ten ustęp.

(Po chwili).

Adwokat Ostaszewski: Panie Prezesie, może ze względu na to, że świadkowi trudno odszukać odnośne ustępy, zadałbym kilka pytań, a może świadek, jeśli znajdzie, jutro przedstawi sądowi te dokumenty, o ile Pan Prezes tak zarządzi.

Przewodniczący: Ponieważ to dotyczy pisma, które wysłała grupa oporu w Oświęcimiu, może świadek z pamięci przytoczy treść tego pisma, nie odszukując go?

Świadek: Tak, mogę to zacytować z pamięci. W tym piśmie po opisie stosunków panujących w Oświęcimiu napisane było że złym duchem obozu był Höß.

Adwokat Ostaszewski: Świadek mówił o Grabnerze, który określił Hößa jako diabła. Grabner, jak wynika z procesu, był gestapowcem. Jakie miano dałby świadek Grabnerowi?

Świadek: Diabeł.

Adwokat Ostaszewski: Czyli zdaniem świadka jeden na drugiego mówił to samo?

Świadek: Tak jest.

Adwokat Ostaszewski: Czy Grabner był osobą wiarygodną dla świadka?

Świadek: Nie.

Adwokat Ostaszewski: Czy to, co mówił Grabner, mogło tak nie być?

Świadek: To, co mówił Grabner, jest tak samo wiarygodne jak to, co zeznaje Höß.

Adwokat Ostaszewski: Ale proces opiera się nie na zeznaniach Hößa, ale na zeznaniach świadków i na dokumentach. Dlatego też proszę odpowiedzieć mi jeszcze na jedno pytanie.

Świadek mówił, że obóz w Oświęcimiu został założony właśnie w tym miejscu na skutek nalegań Hößa.

Świadek: Przepraszam, o obozie w Oświęcimiu tego nie powiedziałem.

Adwokat Ostaszewski: Świadek mówił coś o wodzie?

Świadek: To chodziło o pewien odcinek obozu, który został potem zajęty jako część obozu.

Adwokat Ostaszewski: Na terenie Oświęcimia wszędzie była ta sama woda.

Świadek: Nie. W Birkenau było wiele odcinków, gdzie wznoszono budowle. O ile sobie przypominam, to chodziło o odcinek B – BII. Nie było tam jeszcze ustępów ani żadnej możności założenia studni i z tego względu naczelny lekarz obozu określił, że tego odcinka na razie zajmować nie należy. Lekarz ten zażądał, by najpierw stworzono te urządzenia, ale Höß się temu przeciwstawił.

Adwokat Ostaszewski: Opinia o naczelnym lekarzu jako lekarzu niemieckim wyrażona przez świadków była niewątpliwie bardzo nieprzychylna. Czy jego oświadczenia mogą również wpłynąć na pogrążenie Hößa jako jednego ze zbrodniarzy z Oświęcimia, i to najpoważniejszego?

Świadek: Byłoby [to] rzeczą możliwą, ale napisałem kilka listów, które mi dyktował naczelny lekarz i które miały taką treść i które szły do jego urzędu przełożonego do Berlina.

Adwokat Ostaszewski: Dziękuję świadkowi i jeżeli go tak długo pytałem, to nie dlatego, żeby mu zrobić przykrość, ale żeby wyświetlić prawdę materialną.

Jeszcze krótkie pytanie chce zadać świadkowi oskarżony.

Oskarżony: Tutaj różni świadkowie zeznali, że meldunki skierowane przez istniejący w obozie ruch oporu do zagranicy spowodowały moje przeniesienie, moje złożenie z urzędu. Jakże w takim razie jest możliwe, że dostałem się do urzędu naczelnego i że później znów, mimo że był taki skutek, dostałem się do Oświęcimia z powrotem, by tam przeprowadzać zagazowanie?

Świadek: Na to bardzo łatwo można odpowiedzieć, gdyż całe SS było jedną bandą morderców i zbrodniarzy i ponieważ Höß mordował, nie mieli oni nic przeciwko – tylko dlatego, że w tym momencie był w Oświęcimiu niepożądany.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma. Świadek jest wolny.

Zarządzam przerwę do poniedziałku do godz. 9.00 rano.

Koniec posiedzenia o godz. 19.00.