STEFAN STASZEWSKI

Dnia 24 stycznia 1946 r., sędzia śledczy II rejonu Sądu Okręgowego w Warszawie, w osobie p.o. sędziego Haliny Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności za fałszywe zeznanie i o treści art. 107 kpk oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrała od niego przysięgę na zasadzie art. 109 kpk po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Stefan Staszewski
Data urodzenia 2 kwietnia 1891 r.
Imiona rodziców Bolesław i Jadwiga
Zajęcie naczelnik Wydziału Administracyjno-Gospodarczego Resortu Zdrowia i Opieki Społecznej Zarządu Miejskiego m. st. Warszawy
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Puławska 12a m. 16 (adres biurowy: Warszawa, ul. Bagatela 10)

W czasie Powstania Warszawskiego [w] 1944 r. byłem kierownikiem administracyjnym szpitala im. Karola i Marii przy ul. Leszno 136 w Warszawie. Szpital im. Karola i Marii był szpitalem dla dzieci, miał osiem pawilonów, 150 łóżek, a prócz tego ambulatorium dla przychodzących, które obsługiwało do 150 osób dziennie.

W chwili wybuchu Powstania w szpitalu było do 60 chorych dzieci. W pierwszych dniach Powstania, wobec wielkiego napływu rannych spośród ludności cywilnej i walczących, dzieci zostały zgrupowane w pawilonie oznaczonym literą „S”. 6 sierpnia 1944 r. było u nas ponad stu rannych, w tym kilkunastu Niemców wojskowych. Niemcy ci byli obsługiwani i opatrywani tak samo jak ranni Polacy, bez żadnej różnicy.

W chwili wybuchu Powstania była w okolicy szpitala krótka strzelanina, po czym Niemcy się wycofali. Ofensywa szła od strony ul. Górczewskiej i Wolskiej, przez teren szpitala św. Łazarza. Od początku Powstania na wszystkich budynkach szpitala były wywieszone flagi Czerwonego Krzyża. Z terenu szpitala wobec Niemców nie było żadnych akcji zaczepnych i nikt stąd do Niemców nie strzelał.

W nocy z 5 na 6 sierpnia 1944 r. powstańcy wycofali się z okolic terenu szpitala im. Karola i Marii. Rano 6 sierpnia 1944 r. na teren naszego szpitala wkroczyło trzech SS-manów w pełnym uzbrojeniu i przeszło wszystkie oddziały szpitala. Zapytywali, kim są ranni. Otrzymali odpowiedź, że wśród rannych są powstańcy i ludność cywilna. Porozumiewali się z rannymi Niemcami, którzy zaświadczyli, że szpital dobrze ich traktował, bez robienia różnic w dopatrywaniu ich i Polaków. Odchodząc, [SS-mani] powiedzieli, że tu są wszystko Polacy bandyci i że wszyscy zostaną zastrzeleni.

Około godz. 15.00 tegoż dnia, po opanowaniu sąsiedniego terenu przez wojska niemieckie, szpital został zajęty przez liczne oddziały niemieckie, które otoczyły każdy budynek. Szeregowymi tych oddziałów byli przeważnie Kałmucy, oficerowie i podoficerowie Niemcy. Wszyscy byli w pełnym uzbrojeniu, weszła na teren szpitala lekka artyleria, która stad prowadziła ofensywę na dalsze tereny.

W tym momencie byłem w budynku administracyjnym, gdzie znajdował się personel szpitalny i rodziny. Padł rozkaz, że wszyscy mają opuścić pawilon gospodarczy, przy czym żołnierze brutalnie, siłą wyrzucali obecnych. Zostałem zrewidowany bardzo dokładnie i doszczętnie obrabowany z pieniędzy, złotego zegarka, obrączki, wiecznego pióra, wiecznego ołówka, podeptano mi okulary. Znalazłem się w grupie mniej więcej 60 osób, którą skierowano ul. Leszno [i] Górczewską do fortu Bema. Idąc ul. Górczewską i Wolską, widziałem leżące na jezdni, chodnikach i w oknach domów popalone trupy zastrzelonych mężczyzn, kobiet i dzieci. Trupów tych widziałem wtedy co najmniej 50, leżały pojedynczo i grupami w różnych pozycjach.

W forcie Bema zwalniano personel szpitalny w fartuchach i starsze osoby wiekiem ponad 60 lat. Udało mi się zwolnić ze względu na wiek, po czym udałem się przez Jelonki do Milanówka polami. Znacznie później dowiedziałem się od współpracowników, że jeszcze 6 sierpnia 1944 r. w drugiej grupie zostali wyprowadzeni z pawilonu głównego szpitala im. Karola i Marii personel lekarsko-pielęgniarski i obsługa sali, natomiast ranni pozostali w szpitalu – zostali zastrzeleni na miejscu. Słyszałem również, że grupy Polaków wykorzystywanych do rozbierania barykad miały uprzątać zastrzelonych rannych. Mogliby o tym coś powiedzieć Feliks Soczewko i Andrzej Kokiet. Kilka osób z personelu szpitalnego, m.in. Kostyra i dr Marta Cebrzyńska z mężem, schroniło się do kanału kanalizacyjnego pod szpitalem. Doktor Cebrzyńska zatem mogłaby ewentualnie ustalić los rannych pozostałych w szpitalu. O ile mi wiadomo, dr Cebrzyńska przebywa obecnie w Prusach Wschodnich, jej adres dostarczę ob. sędzi w najbliższych dniach. Rannych w naszym szpitalu mogło być ponad sto osób. O ewakuacji części dzieci ze szpitala i o losie pozostałych nic konkretnego nie słyszałem. Może o tym zeznać Wanda Wenke i Zofia Siekielska.

Nad ranem 6 sierpnia 1944 r., gdy stało się jasne, że teren zostanie opanowany przez wojska niemieckie, p.o. dyrektora dr Jan Bogdanowicz zawiadomił wszystkich pracowników, że pozostawia im wolną rękę co do opuszczenia szpitala, ewentualnie pozostania przy pracy, nie chcąc brać odpowiedzialności za mogące ich spotkać następstwa – tym bardziej, że doszły nas wiadomości o ekscesach i morderstwach w Szpitalu Wolskim. Pomimo to niezbędny personel pozostał, by pełnić obowiązki w szpitalu. Słyszałem od wielu osób spośród pracowników szpitala, że w czasie opanowania przez Niemców pawilonu głównego miał miejsce gwałt dokonany na jednej z pielęgniarek szpitala im. Karola i Marii. Nazwisko jest mi znane.

W październiku 1944 r., gdy pracowałem w Wydziale Szpitalnictwa Zarządu Miejskiego w Milanówku, ustaliłem z całą pewnością, że na skutek zarządzeń ówczesnego lekarza urzędowego m.st. Warszawy Niemca dr. Janika ze wszystkich szpitali, a w szczególności ze szpitala im. Karola i Marii, zostało zorganizowane wywożenie cennych urządzeń rentgenowskich i aparatów do światłolecznictwa. Pod koniec października 1944 r. byłem w szpitalu im. Karola i Marii z urzędu i stwierdziłem na miejscu w ocalałych od pożaru pawilonach brak urządzeń całego gabinetu rentgenowskiego, urządzeń sterylizacyjnych, pralni chemicznej, motorów centralnego ogrzewania, ocalałej części magazynów aptecznego i żywnościowego. Szczegóły zabierania, zwłaszcza aparatów rentgenowskich, może podać dr Marian Rogalski.

Odczytano.