WACŁAWA SZLACHETA

Warszawa dnia 26 lutego 1946 r., p.o. sędzia okręgowa śledcza II rejonu Sądu Okręgowego w Warszawie Alicja Sermosz, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Wacława Szlacheta
Data i miejsce urodzenia 23 września 1900 r. w Warszawie
Imiona rodziców Teresa i Jakub
Wykształcenie szkoła powszechna
Miejsce zamieszkania wieś Czerwonka, gm. Chodaków, pow. Sochaczew
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Od 1935 r. zamieszkiwałam wraz z moją rodziną w domu przy ul. Wolskiej 129. Pierwsze dni po wybuchu Powstania w Warszawie upłynęły spokojnie, działań bojowych w naszej dzielnicy wówczas nie było, powstańców w naszym domu też nie.

Zupełnie niespodziewanie w nocy z 4 na 5 sierpnia wpadli do naszego domu żandarmi niemieccy z rewolwerami w ręku, rozeszli się po poszczególnych mieszkaniach i przeprowadzili rewizję. Do naszego mieszkania weszło trzech żandarmów, kazali podnieść ręce do góry i przeszukiwali wszystkie szafy, sprawdzali dokumenty. Rano dowiedziałam się od sąsiadów, że wszędzie robili rewizję i jeśli znaleźli biżuterię i zegarki, [to je] zabrali – np. mojej sąsiadce Natalii Aksamit zdjęli zegarek z ręki i zabrali.

5 sierpnia ok. godz. 10.00 rano na podwórze naszego domu wpadło kilkudziesięciu żandarmów uzbrojonych w „rozpylacze” i granaty. Kazali wszystkim wyjść z domu. Wszyscy jego mieszkańcy – było nas wtedy ok. 500 osób: mężczyzn, kobiet i dzieci – wyszli na podwórze, skąd żandarmi kazali nam iść na ul. Wolską. Ja wyszłam z moim mężem Michałem, dwoma synami – 23-letnim Józefem i 21-letnim Marianem – oraz dwiema córkami – 18-letnią Lucyną i 15-letnią Aliną. Niemcy kazali nam wszystkim przejść na drugą stronę ul. Wolskiej i tu nas ustawili pod płotem parku Sowińskiego, bliżej bramy postawili grupę kobiet i małych dzieci, dalej w kierunku ul. Elekcyjnej stanęli mężczyźni, do których zaliczono i chłopców od lat 14.

Na jezdni na wprost nas ustawili dwa ciężkie karabiny maszynowe i jednocześnie z obydwu oddali do nas salwę. Padłam na ziemię, chociaż nie zostałam ranna. Wokoło mnie leżały ciała kobiet zabitych i rannych, nogi miałam przyciśnięte przez jakieś ciała. Leżałam w ten sposób do zachodu słońca. Przez cały ten czas widziałam i słyszałam, jak żandarmi chodzili między ciałami, sprawdzali, kto żyje, i dobijali pojedynczymi strzałami.

Zaraz po salwie z karabinów maszynowych wołałam do młodszej córki, czy żyje, odpowiedziała, że tak, głosu drugiej córki nie słyszałam. Następnie widziałam, jak leżącą koło mnie kobietę żandarm kopnął, by sprawdzić, czy żyje. Widziałam również, jak żandarm podszedł do wózka, w którym leżały płaczące maleńkie dzieci mojej sąsiadki Jakubczyk i strzelił do nich. Przez cały czas słyszałam jęki i krzyki rannych spośród leżących.

Około godz. 8.00 żandarmi powiedzieli: „Kto żyje, niech wstaje i idzie”. Podniosło się wtedy z całej grupy pięć kobiet wraz ze mną i pięcioro dzieci. Były to Leokadia Thorek, Alina Jakubczyk (adresów nie mam), Danuta Korchel, nazwiska czwartej [kobiety] nie znam. Wszystkie dzieci były [dziećmi] sąsiadów z domu. Zaopiekowałam się dziewczynką, córką sąsiadki Fedorowskiej, które została trzykrotnie postrzelona przez żandarmów. Z mężczyzn nie widziałam wtedy nikogo.

Zaprowadzono nas najpierw do cerkwi, potem do kościoła św. Wawrzyńca. Tu sprowadzono mnóstwo innych osób z Woli, cały kościół był przepełniony. Następnego dnia rano bp Niemira odprawiał mszę i udzielał komunii św. – wpadli wówczas do kościoła żandarmi, zgasili świece na ołtarzu i zaczęli krzyczeć do księży z kościoła. Tego dnia wieczorem, tj. 6 sierpnia, pognano nas wszystkich pieszo do Pruszkowa.

Nadmieniam, że do dziś nie mam żadnych wiadomości ani o moim mężu, ani o dzieciach. Nie słyszałam [też nic] o nikim z dawnych mieszkańców domu nr 129 przy ul. Wolskiej. Dodaję, że gdy podniosłam się po egzekucji na ul. Wolskiej, widziałam leżące zabite następujące moje sąsiadki: Stanik, Tomaszewską, Szczebakow, Leszczyńską.

[Załącznik:] szkic orientacyjny (rysunek).

Odczytano.

Postanowienie

W związku z oględzinami terenów przyległych do parku Sowińskiego z 28 maja 1948 r. zostało ustalone, że szkic sytuacyjny zamieszczony w protokole zeznań Wacławy Szlachety z 26 lutego 1946 r. nie odpowiada rzeczywistości.

Ze względu na powyższe sędzia postanowiła nie załączać do akt sprawy parku Sowińskiego protokołu zeznań Wacławy Szlachety z 26 lutego 1946 r., natomiast świadka przesłuchać ponownie.