MIKOŁAJ ŁĄCKI

22 maja 1946 r. w Warszawie wiceprokurator Zofia Rudziewicz przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Mikołaj Łącki
Data urodzenia 30 października 1888 r.
Imiona rodziców Paweł i Anna
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Chmielna 25
Miejsce urodzenia Łojów nad Dnieprem
Wyznanie rzymskokatolickie
Zajęcie lekarz, urzędnik Zarządu Miasta Warszawa
Stosunek do stron obcy
Karalność niekarany
Wykształcenie wydział lekarski uniwersytetów w Krakowie i Moskwie

Podczas wojny byłem kierownikiem miejskiej służby zdrowia; w resorcie tym pracowałem jeszcze przed wojną.

Po wkroczeniu Niemców (2 października 1939) z ramienia Wehrmachtu nadzór nad resortem sprawował dr Richter, Niemiec. Po ustanowieniu niemieckich cywilnych władz administracyjnych nadzór wykonywał dr Schrempf (Amtsarzt) z niemieckiego zarządu miejskiego (Deutsche Stadtverwaltung). Od 15 stycznia 1941 Schrempf został zastąpiony przez dr. Hagena ,Niemca, który pracował do lutego 1943, kiedy to jego następcą został dr. Janik, również Niemiec. Amtsartzt, jako członek zarządu miejskiego, podlegał pośrednio dystryktowi warszawskiemu.

Schrempf był niewiarygodnie brutalny, bezwzględny i okrutny; bywały wypadki, że w rozmowie ze mną wyjmował rewolwer i kładł na stole, aby zrobić na mnie wrażenie. Osoba, która się z nim stykała, nigdy nie była pewna, czy nie zostanie aresztowana. Hagen był o wiele przyzwoitszy od niego. Co do Janika odniosłem wrażenie, że działał na korzyść Niemców, lecz nie chciał zrazić sobie Polaków.

Osobiście stykałem się z Amtsarztami oraz z zastępcą Leista, Fribolinem. Z Fischerem ani z urzędnikami dystryktu nie miałem styczności. Jednakże zarządzenia, które otrzymywałem od Amtsarztów, służyły realizacji ogólnej polityki władz administracyjnych niemieckich, a więc dystryktu.

Według mnie Niemcy odpowiedzialni są za następujące działania na szkodę polskiej ludności Warszawy:

1. Schrempf zmniejszył znacząco zakres opieki lekarskiej nad dziećmi w szkołach, wydając zlecenie zredukowania personelu lekarskiego i pomocniczego lekarskiego w szkołach. Redukcja wynosiła prawie 80 proc. Na skutek tego zarządzenia dzieci były pozbawione opieki lekarskiej. Było to niszczenie szkolnictwa również na odcinku zdrowia.

2. Brak dożywiania w szkołach powszechnych. Na początku wojny sytuacja finansowa ludności była bardzo ciężka; w tym okresie Niemcy zupełnie pozbawili dożywiania dzieci szkolne. Dopiero w 1941 bądź w 1942 roku Rada Główna Opiekuńcza zajęła się tą sprawą, dzięki pozwoleniu władz niemieckich. Lecz i wówczas dożywianie było znacznie gorsze niż przedwojenne. Razu jednego dałem zarządzenie zbadania w Miejskim Instytucie Higieny próbki zup dawanych dzieciom szkolnym; porcja zawierała 120 kalorii. RGO nie mogła dawać lepszego wyżywienia, gdyż Niemcy nie dostarczali na ten cel lepszych przydziałów.

3. Brak kredytów na leki i okulary dla dzieci. Przed wojną rozdawano dzieciom w Warszawie około 50 tys. kg tranu. Niemcy nie dawali w ogóle witamin. Proponowałem zastąpienie tranu tłuszczem, lecz władze niemieckie nie zgodziły się na udzielenie kredytów umożliwiających dokonanie zakupów. Zabrakło również pieniędzy na kupno okularów, których w Warszawie przed wojną wydawano od trzech do czterech tysięcy par.

4. Złe wyżywienie całej ludności, której przydzielono około 700 kalorii dziennie, bez tłuszczów i prawie bez białka zwierzęcego. Produkty dostarczane ludności polskiej były w bardzo złym gatunku, np. ziemniaki na wpół przegniłe, zanieczyszczone dużą ilością ziemi. Skutkiem tego prawdziwa liczba kalorii była znacznie niższa i wahała się pomiędzy 450 a 480 kalorii dziennie na osobę, co stanowi zaledwie 20 proc. normy. Ludność niemiecka w Warszawie otrzymywała około 2500 kalorii dziennie i to pełnowartościowych. Niemcy otrzymywali mleko i masło, których Polacy nie dostawali. Wskutek złego wyżywienia śmiertelność wśród ludności polskiej wzrosła dwukrotnie. Nasilenie gruźlicy zwiększyło się prawie trzykrotnie. Przed wojną liczba zgonów wynosiła 487 na 100 tys. ludności. Zwiększyła się również liczba zgonów niemowląt z powodu niedożywienia bądź też aresztowania matek.

5. Niemcy ponoszą całkowitą odpowiedzialność za rozwój [epidemii] duru plamistego w Warszawie, a szczególnie w getcie. W chwili wprowadzenia getta w grudniu 1940 roku wypadków duru plamistego w całej Warszawie było 12. Epidemię można było uważać za opanowaną. Poczynając od lutego 1941 zaczęto masowo przesiedlać ludność żydowską z miast i miasteczek okolicznych do getta warszawskiego. Spowodowało to zagęszczenie i tak przeludnionych mieszkań w dzielnicy żydowskiej i uniemożliwiło służbie zdrowia prowadzenie akcji zwalczania duru plamistego. Przesiedleńcy przybywali w stanie okropnym; byli już ograbieni z wszystkiego, brudni i głodni. Przynosili ze sobą zarazki tyfusu i nie można ich było odkazić z powodu wielkiej ich liczby i braku dostatecznej liczby kąpielisk. Stworzyło to warunki dogodne do rozwoju epidemii, która wybuchła ponownie w getcie, mając apogeum w lecie, czego nigdy nie obserwuje się przy durze plamistym. Liczba przypadków duru plamistego w getcie w 1941 roku wynosiła – według urzędowych meldunków – około 18 tys. W rzeczywistości, według opinii lekarzy przebywających w getcie, do 100 tys. W dzielnicy aryjskiej liczba chorych na dur plamisty wynosiła w 1941 roku 3 tys. Nakazany nam przez Niemców sposób walki epidemią nie tylko był bezcelowy, ale i czasami szkodliwy. Niemcy nakazywali przymusowe zamykanie domów, gdzie były zachorowania na dur plamisty, a także domów sąsiadujących. Nakazywali przymusową dezynfekcję wszystkich mieszkań i wszystkich mieszkańców domów, w których zdarzył się wypadek duru plamistego. Łączył się z tym przymus dwutygodniowej kwarantanny całego otoczenia chorego. W praktyce te zarządzenia nie mogły być wykonywane i dawały jedynie pretekst do nadużyć. W getcie kwarantanna w ogóle nie mogłaby być przeprowadzona, gdyż wymagałoby to stworzenia zakładu na kilkanaście tysięcy łóżek. Walka z durem plamistym była utrudniona również dlatego, że Niemcy dawali do kąpielisk po 10 gramów mydła szarego płynnego na osobę, poza tym wskutek braku węgla wiele kąpielisk było nieczynnych. Niemcy nie dawali również ręczników, co korzystanie z kąpielisk czyniło uciążliwym.

6. Niemcy przyczynili się do wzrostu chorób wenerycznych, wydając na początku okupacji zarządzenie bezwzględnego szpitalnego leczenia kobiet chorych na rzeżączkę, nawet w wypadkach, gdy była zupełna pewność, że kobieta ta nie stanie się rozsadniczką zarazy. Na skutek tego zarządzenia kobiety przestały się leczyć w ośrodkach zdrowia i w lecznicach prywatnych, co wpłynęło na wzrost liczby zachorowań. Poza tym Niemcy założyli wiele domów publicznych dla wojska i cywilnej ludności niemieckiej.

O szpitalnictwie najlepiej powiedzieć mogą:

1. szef służby zdrowia, dr Rutkiewicz (zam. Bagatela 10),

2. dr Kazimierz Sroczyński (zam. w Łodzi),

3. dr Mockałło (Chocimska 24, Ministerstwo Zdrowia),

4. dr Okolski, dyr. Szpitala Dzieciątka Jezus (ul. Nowogrodzka),

5. dr Janina Misiewicz (Szpital Wolski, ul. Płocka 26).