MARIAN ZBROJA

Dnia 18 października 1947 r. w Końskich członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Końskich w osobie Teodora Tomaszewskiego przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Marian Zbroja
Wiek 29 lat
Imiona rodziców Wincenty i Stefania z domu Szejna
Miejsce zamieszkania Końskie, ul. Jatkowa 13
Zajęcie kowal
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Stosunek do stron syn zabitego Wincentego Zbroi

6 kwietnia 1940 r., w sobotę, żandarmi niemieccy przybyli do wsi Niebo, gdzie z moim ojcem pracowałem w kuźni, i kazali nam iść do sołtysa, by pomagać furmankom jechać, gdyż była ciężka droga i konie nie mogły iść bez pomocy. Kiedy ujechaliśmy pół kilometra drogi, Niemcy wzięli do lasu najpierw mego ojca i tam za chwilę rozstrzelali, potem przyszli po mnie i ja również z nimi udałem się do lasu. Ustawili mnie na polance w lesie i już mieli mnie, z podniesionymi do góry rękami, rozstrzelać. Znaleźli przy mnie mały scyzoryk, który mi oddali. Ja przeżegnałem się i byłem już przygotowany na śmierć. W momencie gdy Niemcy, których było 12, podnieśli karabiny do strzału, skoczyłem w bok, chcąc uciec. Zaczepiłem się o jakąś gałąź czy korzeń i upadłem. Wtedy padła salwa, lecz mnie nie trafiono. Podbiegł jeden z Niemców i chciał mnie przebić bagnetem, lecz poderwałem się i począłem uciekać.

Niemcy dali jeszcze w ślad za mną cały szereg strzałów, lecz na szczęście żaden mnie nie trafił i tak ocalałem. Później mnie już więcej nie szukano, choć wróciłem do swojej wsi Niebo. Z mojej rodziny zginął wówczas mój ojciec i brat stryjeczny Józef Szejna. W tym czasie jeszcze do żadnej organizacji nie należałem; za co Niemcy się mścili – nie wiem. Nazywali nas bandytami bez żadnych ku temu dowodów i podstaw.