MIECZYSŁAW SIEKIERKOWSKI

Przebieg życia od czasu aresztowania do zwolnienia

1. Aresztowany w 1939 r. Zostałem osadzony w więzieniu w Krzemieńcu 24 marca 1940 r. W sierpniu 1940 r. wywieziono mnie do więzienia w SSSR.

2. [Dane osobiste:]

Plutonowy Mieczysław Siekierkowski, 44 lata, st. posterunkowy Policji Państwowej, żonaty.

3. [Data i okoliczności aresztowania:]

Aresztowany 17 września 1939 r., jako niebezpieczny element [dla] SSSR, [który] jako funkcjonariusz Policji zwalczał komunizm.

4. [Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:]

Osadzony w więzieniu w Krzemieńcu, w 1940 r. wywieziony do więzienia w Kirowgradzie w SSSR, po czym do Dniepropietrowska, po wyroku ośmiu lat ciężkich robót przymusowych przesłany zostałem do obozu pracy w Talicy, rejon Iwdel (Ural).

5. [Opis obozu, więzienia:]

Warunki bardzo fatalne: baraki drewniane postawione na bagniskach, dojście z jednego baraku do ubikacji lub drugiego baraku tunelami w śniegu, letnią porą wśród bagna i wody. Zimą baraki nieogrzane, drzewa nie przydzielano nam, mimo że mieszkaliśmy w lasach o obszarze do stu kilometrów kwadratowych. Podłogi w barakach dziurawe, ściany – wiatr jednym końcem wiał z śniegiem, a w drugim końcu woda zamarzała w wiadrze. Posłania nie mieliśmy, nawet słomy, w izbie ok. 30 więźniów, a nawet i do 70. Jeden obok drugiego na pryczach brudnych, a czasem bywało, że z powodu braku miejsc spanie na podłodze lub bliżej pieca, o ile gdzieś można było kilka kawałków drzewa dostać za wynagrodzeniem od kucharzy i rozpalić piec, by mokre ubrania po pracy wysuszyć i obok pieca odpocząć. Podczas takiego odpoczynku trzeba kilka chwil zużyć na pocieranie po ciele i zgarnianie wszy, a potem łowienie pluskiew i karaluchów, bo więźniowie byli dla nich pokarmem. A gdy można było choć dwie lub trzy godziny odpocząć, NKWD przeprowadza kontrole więźniów i rewizje. I tak niektóre noce odpoczynku przeszły. Rano o godz. 4.00 pobudka, spożyłem ćwierć litra rzadkiej zupy i o 6.15 do apelu. O godz. 7.00 wymarsz do pracy, głodny marsz do lasu na odległość pięć do ośmiu kilometrów. W drodze powrotnej, o godz. 7.00 wieczorem, o ile ktokolwiek ze zmęczenia pragnął odpocząć po drodze, był popychany kolbą, a nawet i bagnetem. Tak pomagali żołnierze pilnujący więźniów. Po drodze z pracy w pierwszych dniach marca 1940 r. zmarło ok. 15 Polaków. Dopiero po wniesieniu przez Polaków skarg na takie złe traktowanie, udało nam się i traktowanie się zmieniło. Poniżej 35 stopni [mrozu nie] wysyłano do pracy i nie pozwalano na pędzenie nas do pracy na daleką odległość. Mrozy dochodziły do 65 stopni w tym czasie.

6. [Skład jeńców, więźniów, zesłańców:]

W więzieniu przebywał ze mną starosta powiatu Krzemieniec Zanfal (45 lat), burmistrz Kamieńca Beaupré (52 lata), buchalter liceum krzemienieckiego Szwacz (60 lat), urzędnik Kasy Chorych w Krzemieńcu Sułkowski, porucznik Tarkowski, komendant Związku Strzeleckiego Krzemieniec, poza tym z policji, przodownik Adam Adamczyk, st. posterunkowy Aleksander Saron, Łukasz Łukowski, Hornostaj, Górny, Piasecki, posterunkowy Libera, Mazurek i mechanik elektryk Skalski z Krzemieńca. Stosunki koleżeńskie dobre, duch patriotyczny nie słabł. Wyżej wymienieni, jak i ja, wsadzeni i wywiezieni jako element podejrzany dla okupantów i jako zwalczający przed wojną w Polsce komunizm.

7. [Życie w obozie, więzieniu:]

Więźniowie, ok. 800, po przebyciu 65 km pieszo ze stacji do obozu koncentracyjnego Talica, rejon Iwdel (Ural), wśród mrozu 60-stopniowego i śniegu do pół metra, lasami pędzeni, popychani kolbami i bagnetami dotarli do obozu. Baraki zimne, drzewa na rozpalenie w piecach nie dano, dopiero za wynagrodzeniem od kucharzy otrzymaliśmy kilka kawałków drzewa i tym ogrzaliśmy częściowo baraki. Było to 17 lutego 1941 r. Następnego dnia rozpoczęła się istna katorga. Rano po tak długiej podróży o piątej musiano wstać, o szóstej sprawdzenie i po przeznaczeniu i odseparowaniu więźniów politycznych od kryminalnych, rozpoczęło się jakoby badanie zapatrywania się [naszego co] do władz sowieckich, a gdy który z więźniów wypowiedział się, że rząd sowiecki nie ma prawa karania nas, więźnia tego odseparowano i osadzono do karceru. Nastąpiło przygotowanie do pracy, po południu na swych barkach przynieśliśmy drzewo z lasu świeżo przez nas ścięte i tym opalaliśmy piece, lecz był tak duży mróz, że nie było mowy o ogrzaniu całkowicie izby.

Na drugi dzień rozpoczęła się praca w lesie. Wypędzono nas do pracy o godz. 7.00, mróz 55 stopni, dochodził do 60. W lesie nastąpiło rąbanie drzewa, norma 200 proc. na dzień. Za wyrobienie tej normy można otrzymać 750 g chleba, rano trochę gęstej zupy, na obiad zupę, na wieczór kawałek ryby lub rybek do 20 g i co drugi dzień bułeczkę z razowej mąki 15 g – to był tak zwany pierwszy kocioł. Kto wyrobił 150 proc. – 500 g chleba, rzadsza zupa, 10 g ryby i rzadka zupa na kolację, to drugi kocioł. A kto z powodu osłabienia nie był w stanie wyrobić choć 100 proc., otrzymywał 200 g chleba, rzadką zupę na obiad, a na wieczór rzadką zupę i ten ostatni uważany był za największego wroga, obchodzono się z takim źle, bo nawet za niewyrobienie nakazanej normy komendant obozu dawał dodatkową karę, tak zwany karcer. Kara była taka: 100 g chleba na dzień, rano i wieczór woda, a na obiad zupa, spanie bez ubrania, tylko na deskach lub na ziemi i w dodatku mokry, bez nakrycia.

Pracę trzeba było wykonywać od godz. 7.00 rano do 7.00 wieczorem i przy pięciu więźniach stał wartownik. Porozumiewać się jeden z drugim nie mógł. Stałe przeziębienie, odmrożenia nóg i uszu były na porządku dziennym. Co drugi lub trzeci dzień przynosiliśmy z pracy zamarzniętego lub umarłego z wycieńczenia Polaka (nazwisk ich nie przypominam sobie, lecz byli to ludzie w wieku od 25 do 30 lat).

8. [Stosunek władz NKWD do Polaków:]

Członkowie partii NKWD, jak i żołnierze sowieccy, obchodzili się z więźniami nie po ludzku, lecz porównać można ich było do rozszalałego bydła. Popychanie kolbą, kopanie, bicie, przekleństwa bez granic. Za wyrażenie się z więźniami, że nieludzkie nas traktowanie, został osadzony na dodatkową karę karceru na trzy – siedem dni. Bluźnierstwo, szczególnie przez dowódców pododdziałów lub nadzorców, nie miało granic. Nie chciało się uszom wierzyć, że człowiek, istota żyjąca na świecie, może się dopuścić takich wyrazów, że: Chrystus był złodziejem, że Maria Najświętsza to była kobieta o złym prowadzeniu się, że Boga w ogóle nie ma. Co do propagandy, stanowczo wmawiali, że już Polski oglądać nie będziemy i nie mamy prawa już osiągnąć Polski. Lecz wśród Polaków ducha patriotycznego nie zdołali i tym załamać, a obiecywali przy tym, że po wyrażeniu zgody na przyjęcie obywatelstwa sowieckiego będziemy mieć bardzo dobrze pod względem wyżywienia, pracy i w ogóle egzystencji w ich raju.

Co do badań przed wydaniem wyroku. Badany w sprawie politycznej co do rządów w Polsce oraz spraw konfidencjonalnych byłem pięć razy. Trzecie i piąte badanie jako ostatnie było dla mnie najcięższe. Z powodu bicia i kopania straciłem przytomność. Po przyjściu do przytomności poznałem, że zostałem ocucony tylko wodą, bo cały byłem mokry, a z nosa płynęła krew. Na to dali mi odpowiedź, że widocznie chciałem spać i w nos się uderzyłem. Następnie ustawił mnie jeden z lejtnantów (sędzia) pod ścianą, mierząc do mnie z rewolweru, że do mnie będzie strzelał, o ile się nie przyznam i nie dam mu konkretnych odpowiedzi na jego pytania. Gdy te tortury nie odniosły skutku, wyprowadzili mnie żołnierze do specjalnych korytarzy i pozostawili w szafie zamkniętego na przeciąg trzech godzin, po czym wyprowadzili do sędziego. Sędzia poprzednio mnie badający podsunął papier – po rosyjsku na nim kilka słów napisanych – do podpisu, a gdy podpisać nie chciałem, popędzono mnie karabinem do samochodu i odwieziono (poprzednio świnią polską mnie nazwano) do więzienia. Wyrok: trzy lata ciężkich prac. W identyczny sposób postępowali lejtnanci sędziowie, względnie przesłuchujący, z innymi więźniami Polakami.

9. [Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:]

Z powodu przeziębienia zachorowałem na zapalenie płuc. W szpitalu w „Ural” Talicy opieka lekarska była względna, a szczególnie troską otaczała chorych Polaków staruszka lekarka, osadzona w tym więzieniu, pochodząca z bogatej rodziny sprzed 1920 r., zamieszkałej w Moskwie. W szpitalu w tym czasie zmarło sześciu Polaków, jeden z nich kapitan Markut z 7. Baonu Samochodowego [z] Warszawy. Nazwisk pozostałych Polaków nie pamiętam (lat od 20 do 30, dwóch z Małopolski i trzech z woj. lubelskiego), w obozie tym zmarli z powodu wycieńczenia st. posterunkowy Jan Soran z komisariatu Policji Państwowej Krzemieniec, posterunkowy Zdoliński z I komisariatu PP Równe.

10. [Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?]

W obozie otrzymałem jeden list z Polski, od kolegi, który mnie powiadomił o rodzinie, lecz osobiście nie mogłem skontaktować się z rodziną, która została aresztowana i wywieziona do północnego Kazachstanu.

11. [Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?]

Z obozu pracy zostałem zwolniony we wrześniu 1941 r. W lutym 1942 otrzymałem wiadomość o organizowaniu się polskiej armii na terenie SSSR i po zgłoszeniu się do przedstawiciela organizacji w Dżalalabadzie zostałem przyjęty i wcielony w szeregi armii polskiej (9. Dywizja).