BARBARA SZUMSKA

Sekcyjna Barbara Szumska, 20 lat, uczennica, niezamężna.

20 czerwca 1941 roku nocą zastukano silnie do drzwi i okien. Wystraszona otworzyłam drzwi i do mieszkania wdarło się pięciu NKWD-zistów. Przeprowadzono w całym domu szczegółową rewizję, tej nocy został aresztowany brat.

Po 20 min, ze wszystkich stron otoczone konwojem, matkę i mnie odprowadzili na dworzec. Do wagonu weszłam pierwsza, miałam więc możność obserwowania wszystkiego. I zaraz zaczęły zajeżdżać ze wszystkich stron auta, dał się słyszeć płacz małych dzieci, matek i starców. W wagonie średnio jechało 65 osób. Okna były zakratowane, drzwi ciągle zamknięte, czasem wpychano kogoś i tak staliśmy na dworcu przez dwa dni. 22 czerwca transport ruszył. Gdzieś kilka kilometrów od dworca zauważyliśmy żegnającą nas ludność.

Jechaliśmy przez cały miesiąc. W 12 dniu otrzymaliśmy po raz pierwszy ciepłą strawę i trochę chleba. Odczuwaliśmy straszny brak wody, ponieważ dostaliśmy dwa wiadra na cały wagon, na przeciąg dwóch dni.

Zatrzymaliśmy się wreszcie w Ałtajskim Kraju, na stacji Baranuł, skąd wozami rozwieziono nas po kołchozach. Byłam 200 km od stacji, nie mając w ręku gazety ani żadnej książki. Codziennie o świcie przychodził predsiedatiel, ściągając nas z łóżka, wymyślał w okropny sposób, narzekał na nasz rząd itd. Pracowaliśmy przy uprawie pól. Do domu przychodziliśmy późnym wieczorem, ponieważ musieliśmy chodzić 16 km do pracy. Zmęczona po całodziennej pracy, nie byłam w stanie przygotować nawet jedzenia i tak upływały ciężkie dni. Warunki mieszkaniowe były okropne. Mieszkało nas sześć osób w małym pokoiku. Mieszkanie brudne, z jednym małym okienkiem.

W kołchozie było 15 rodzin Polaków, przeważnie rodziny wojskowych. Poziom umysłowy wysoki, moralny bardzo dobry.

Stosunki koleżeńskie były bardzo przyjazne. W chwilach wolnych zbieraliśmy się, śpiewaliśmy piosenki, szeptem rozmawialiśmy o sprawach dotyczących polityki, o naszych rodzinach, o kraju i wówczas płynęły wszystkim łzy z oczu. W milczeniu rozchodziliśmy się do domów.

W tym czasie zaaresztowano panią Bućkową, która mieszkała razem z nami, a która zostawiła 11-letnią dziewczynkę, kalekę sparaliżowaną na lewą stronę. Nie do opisania są chwile rozpaczy tego dziecka.

Stosunek władz NKWD do Polaków był negatywny. Rozsiewali wśród ludności polskiej propagandę, mówiąc że do Polski więcej nie wrócimy, żeby być tak zwanymi czlienami kołchozow, a tym samym przyjąć obywatelstwo sowieckie. Jednakowoż propaganda nie odniosła żadnego skutku.

Pomocy lekarskiej nie było. Przez cały czas naszego pobytu w kołchozie nie widział nikt lekarza.

Łączności z krajem nie utrzymywałam, po[nieważ] w tym czasie wybuchła wojna.

Zostałam zwolniona w miesiąc po amnestii. Władze sowieckie robiły nam wielkie trudności z wydaniem dokumentów, odwlekając termin wyjazdu, a namawiając nas do pozostania w kołchozie i obiecując złote życie.

Zrezygnowaliśmy jednak z sowieckiego raju i po upływie dwóch miesięcy (czas trwania podróży) przyjechałam do Samarkandy. Tu dowiedziałam się o utworzeniu armii polskiej na terenie Rosji i wyjechałam do Kermine, gdzie zostałam przyjęta do szeregów Wojska Polskiego 16 grudnia 1942 r.