ZYGMUNT MICHELIS

Trzynasty dzień rozprawy, 23 stycznia 1947 r.

(Początek posiedzenia o godz. 9.40).

Przewodniczący M. Günter: Wznawiam posiedzenie Najwyższego Trybunału Narodowego dla osądzenia sprawy przeciw Ludwigowi Fischerowi, Ludwigowi Leistowi, Josefowi Meisingerowi i Maksowi Daumemu, oskarżonym z dekretu z 21 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy.

Przesłuchani zostaną świadkowie: ks. Michelis, prof. Pieńkowski, prof. Warchałowski, Jaworski, Orzeszek.

Świadek Michaelis jest duchownym wyznania uznanego prawnie przez państwo.

Prokurator Siewierski: Wnoszę o przesłuchanie świadka zgodnie
z obowiązującymi przepisami.

Przewodniczący: Czy pozostali świadkowie zostali już zaprzysiężeni?

Świadek Pieńkowski: Nie.

Świadek Warchałowski: Nie.

Przewodniczący: Wobec tego proszę o złożenie przysięgi. (Zaprzysiężenie świadków Pieńkowskiego i Warchałowskiego).

Obecnie przesłuchany zostanie świadek Michelis. (Pouczenie świadka o obowiązku mówienia prawy i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania).

Świadek Zygmunt Michelis, urodzony w 1880 r., zamieszkały w Warszawie, wyznania ewangelicko-augsburskiego, proboszcz z kościoła ewangelicko-augsburskiego w Warszawie, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Proszę o przedstawienie Trybunałowi, co świadkowi wiadomo w sprawie.

Świadek: Mogę mówić o stosunku władz okupacyjnych w ogóle do polskiego Kościoła ewangelickiego w kraju, a w szczególności w stolicy.

Natychmiast po kapitulacji, jeszcze przed oficjalnym zajęciem miasta przez wojska okupacyjne, zjawiła się kilkunastoosobowa ekipa oficerów gestapo na plebanii i spisała urzędujących w Warszawie duchownych ewangelickich.

W szczególności poszukiwano biskupa naszego Kościoła śp. Juliusza Burschego. Byłem jako proboszcz parafii przesłuchiwany przez tych panów i musiałem zeznawać i dawać odpowiedzi na ich pytania. Przy tym była to ekipa gestapo, jak stwierdziłem z rozmów między nimi, z Monachium. Na czele stał wyższy oficer nazwiskiem Bonifer (?). Obchodzono się z nami bardzo brutalnie. Zwracano się do nas tylko per ty i per polska świnio i w toku wypytywania rzucano ironiczne słowa: „Waszego biskupa żywego już nie zobaczycie”.

Przewodniczący: Jakie zarzuty stawiano arcybiskupowi?

Świadek: Stawiano zarzut, że Kościół ewangelicki był narzędziem polonizacji obywateli polskich narodowości niemieckiej wyznania ewangelickiego. W szczególności biskupowi stawiano zarzut, że w chwili wybuchu wojny wydał orędzie antyniemieckie i kazał odczytać we wszystkich świątyniach. Potem oświadczono, że „biskupa waszego żywego już nie zobaczycie”, a do nas zwrócono się ordynarnie: „Wy wszyscy jesteście dosyć winni, ażeby was również zlikwidować”.

Przewodniczący: Mówił ksiądz proboszcz, że obchodzono się brutalnie. Proszę opisać, jak to wyglądało.

Świadek: W sposób ordynarny zwracano się do nas i używano obraźliwych wyrazów.

Przewodniczący: Czy znieważono kogoś?

Świadek: Przy tej okazji nie.

Przewodniczący: Jak długo trwało to przesłuchanie?

Świadek: Jakieś pół godziny. Potem udano się do kancelarii kościelnej i kazano otworzyć skarbiec parafialny, zabrano wszystkie pieniądze i wszystkie cenne rzeczy, naczynia kościelne złote i złocone. Zabrano bez liczenia, bez obrachunku i kiedy zaprotestowałem i chciałem te rzeczy zasłonić, odepchnięto mnie brutalnie i powiedziano, że jeżeli się nie uspokoję, to i mnie zabiorą. Kiedy zażądałem, ażeby przeliczono pieniądze protokolarnie, odpowiedziano, że takie żądanie jest obrazą władz niemieckich, bo u nich nigdy nic nie ginie. To było na samym wstępie.

Po kilku dniach ten sam oficer przybył w asyście i wszystkich nas aresztował. Zostaliśmy zawiezieni na ul. Daniłowiczowską do więzienia. Tam nas trzymano, przesłuchiwano, czasem grożono, a nawet przy tej okazji ja osobiście zostałem czynnie znieważony, zostałem uderzony przez tego oficera Bonifera. Wywierano na nas nacisk, ażebyśmy jako rzekomo pochodzenia niemieckiego – chociaż to się nie do wszystkich stosowało – podpisali deklarację lojalności, a następnie w stosunku do mnie żądano, ażebym zgodził się na mianowanie mnie komisarycznym zarządcą Kościoła ewangelickiego z ramienia władz niemieckich, wobec aresztowania biskupa. Gdy odmówiłem, grożono mi, że cała moja rodzina zostanie wywieziona. Zostałem [też] odseparowany od innych księży, którzy siedzieli w zbiorowej celi, zostałem umieszczony w osobnej celi, skazany na głodówkę – przez pierwsze trzy dni nie dawano mi w ogóle jeść i oświadczono, że tak długo będę siedział w tej celi, jak długo nie podpiszę deklaracji. Tymczasem do parafii przybyli księża niemieccy i przeprowadzano akcję namawiania i zmuszania ludzi do wpisywania się na listę volksdeutschów. To trwało do końca 1939 r. Następnie wypuszczono ówczesnego proboszcza, ks. Lotha, z powodu jego sędziwego wieku i choroby – miał ponad 70 lat, nas zaś przewieziono na Pawiak, a potem zostaliśmy przewiezieni do Oranienburga, skąd niektórzy wrócili, ale niektórzy dopiero po wojnie – ci, którzy zostali przy życiu.

Przewodniczący: Czy dużo księży zmarło w więzieniu i obozie w Oranienburgu?

Świadek: Ogółem ze stu księży zostało przy życiu 60. W 1940 r. Generalne Gubernatorstwo w Krakowie wydało rozporządzenie, że kasuje się władze Kościoła ewangelickiego, Kościołowi odbiera się osobowość prawną, a majątek kościelny przekazuje się nowo powstałym parafiom niemieckim. Tak że nie pozostało ani [jednego] kościoła ewangelickiego do użytku polskich ewangelików i w całym kraju tylko w pięciu miejscowościach wolno było, to jest tolerowano odprawianie nabożeństw w języku polskim. Kościół oficjalnie nie istniał, nie miał żadnych władz kościelnych, przy czym wielokrotnie mówiono, że to jest tylko na okres przejściowy do końca wojny, bo po wojnie śladu z polskiego Kościoła ewangelickiego nie pozostanie.

Przewodniczący: Czy oprócz kościoła i urządzeń kościelnych dysponował Kościół ewangelicki jakimiś instytucjami o charakterze charytatywnym, przytułkami itp. i co się z nimi stało?

Świadek: Owszem dysponował, ale wszystkie zostały przejęte i skonfiskowane z wyjątkiem Warszawy, gdzie pozostawiono dwa najmniejsze – bo Warszawa miała liczne zakłady – więc dwa najmniejsze pozostawiono do użytku Polaków, a inne przekazano do użytków Niemców. Na prowincji wszystkie zostały przejęte i skasowane. Księża na prowincji zostali tak samo jak w Warszawie wszyscy aresztowani, większość wywieziono do obozów. Najgorzej obchodzono się z księżmi w byłym zaborze pruskim, na ziemiach pomorskich, w Poznańskiem i na Śląsku.

Przewodniczący: Co się stało z ks. bp. Burschem?

Świadek: Został aresztowany zaraz w pierwszych dniach w Lublinie. Następnie został wywieziony do więzienia w Radomiu. Potem wywieziono go do Oranienburga i tam trzymano go już w oddzielnym bunkrze, izolowano, tam też go przypadkowo dwa razy widziałem i tam zmarł w okolicznościach, które nam nie są znane.

Przewodniczący: Podobno został zatłuczony.

Świadek: Słyszałem o tym od kolegów, którzy wrócili z obozu, tylko opowiadali nie o nim, a o jego bracie, profesorze teologii. Nosił długą brodę, która działała podniecająco na gestapowców i kiedy go przywieziono, to w straszliwy sposób go zbito. Katowano [go], miał dziury w głowie, wyrywano mu włosy z brody, a przy przebieraniu w strój więzienny urządzono [mu] taki „sport”, że wsadzono go do wąskiej szafy, zamknięto ją [i] kazano ją więźniom przetaczać i tak się obijał w tej szafie. Wyszedł pobity i potłuczony z tej operacji. Potem, po jakichś sześciu tygodniach, został przesłany z Oranienburga do Mauthausen. Tam, ponieważ trzymał się z godnością, został zatłuczony.

Prokurator Siewierski: Czy te represje dotknęły całą rodzinę bp. Burschego?

Świadek: Tak jest. Zostali aresztowani wszyscy męscy członkowie tej rodziny. A więc prof. Bursche, który został zatłuczony, adwokat Bursche, który umarł w Mauthausen, a trzeci brat, architekt Bursche, jedyny wrócił z Mauthausen ze zrujnowanym zdrowiem, a syn biskupa, który był w Łodzi, po aresztowaniu zginął bez wieści. Nie ma najmniejszego śladu – widocznie zaraz został zamordowany.

Prokurator: Czy były próby stworzenia polskich parafii ewangelickich?

Świadek: W czasie okupacji, kiedy myśmy prywatnie zwracali się do nowego kierownictwa kościelnego i mówili, że przecież mamy wszędzie swoje grupy wyznaniowe i chcielibyśmy przynajmniej roztoczyć opiekę duszpasterską, choćby dojazdową, to niemieccy duchowni nam odpowiedzieli: „Tak, to byłoby możliwe, ale musicie pierw wystąpić do władz okupacyjnych, złożyć akt lojalności i prosić o zalegalizowanie polskiego Kościoła ewangelickiego i otrzymanie zezwolenia na utrzymywanie władz kościelnych. Przed tym nie wolno wam nigdzie działać”.

Myśmy na te sugestie odpowiedzieli odmownie, że nie uznajemy rozwiązania Kościoła. Kościoła żadna władza nie może rozwiązać, aktu lojalności nie będziemy składać, nie uznajemy rozwiązania Kościoła, który uważamy, że istnieje dalej, aczkolwiek nie może działać wobec przemocy. Nie mieliśmy możności roztoczenia opieki duszpasterskiej, nasi wyznawcy nie tylko na terenach przyłączonych, ale i na innych umierali i byli chowani bez żadnej asysty duchownej bądź przez duchownych katolickich, o ile miejscowy proboszcz katolicki – co się często zdarzało – na to się godził.

Prokurator: Czy zagadnienia religijne i organizacja Kościoła ewangelickiego podlegały urzędowi dystryktu, a więc na stopniu Gubernatorstwa, czy też na stopniu Stadthauptmanna?

Świadek: To podlegało dystryktowi. O ile sobie przypominam, otrzymywaliśmy pisma z dystryktu z podpisem SS-mana Kreubego, który był referentem w sprawach kościelnych. Stadthauptmann nie miał z tym nic wspólnego. Głównym motorem było zawsze gestapo. Był taki wypadek, że złożono na mnie, po moim powrocie z Oranienburga, anonimowe doniesienie do dystryktu za antyniemiecką działalność przedwojenną. Byłem redaktorem, dołączono wycinki z pism przeze mnie redagowanych, wezwano mnie do gestapo i tam mi oświadczono, że to jest złożone w oddziale kościelnym dystryktu, specjalnie przesłane dla dochodzeń gestapo. Miałem wrażenie, że jednak sprawy kościelne były pod specjalną opieką gestapo.

Przewodniczący: Droga do gestapo wiodła przez dystrykt.

Świadek: Tak jest.

Przewodniczący: Ksiądz mówił, że pisma kierowano z dystryktu.

Świadek: Tak jest. Z wydziału kościelnego.

Prokurator Siewierski: Tu ksiądz widział współpracę obu czynników: policyjnego i administracyjnego.

Świadek: Zdarzało się tak, ja osobiście nie [widziałem] tego, gdy zwracano się do dystryktu, to odsyłano do gestapo, i odwrotnie, nieraz z gestapo odsyłano do dystryktu. Jedna władza bez drugiej o tych rzeczach nie decydowała. Był specjalny referent o nazwisku, zdaje mi się, które [wyżej] podałem, który się tymi sprawami zajmował.

Przewodniczący: W dystrykcie był specjalny organ.

Świadek: Wydziały kościelne były w dystrykcie i w gestapo.

Prokurator Siewierski: Czy były jakieś oficjalne wypowiedzi programowe, co Niemcy zrobią z polskim Kościołem ewangelickim, czy też ograniczało się to tylko do takich rozmów z brutalnymi urzędnikami, którzy dawali swoją wypowiedź?

Świadek: Oficjalnie było rozporządzenie Generalnego Gubernatorstwa o rozwiązaniu władz naszego Kościoła i stwierdzeniu, że Kościół ten prawnie nie istnieje. Poza tym do mojej wiadomości nie doszły żadne oficjalne enuncjacje.