ADAM KREKORA

Dnia 23 stycznia 1948 r. w Kozienicach Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich z siedzibą w Radomiu w osobie adwokata dr. Gustawa Słupińskiego, członka Komisji, na mocy art. 20 przepisów wprowadzających kpk przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, [świadek] zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Adam Władysław Krekora
Wiek 37 lat
Imiona rodziców Michał i Marianna z Baskanków
Zajęcie rolnik
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Janki [?], gm. Brzeźnica

Pamiętam dobrze, że 3 listopada 1943 r. prawie ze wschodem słońca przyjechali do naszej wsi żandarmi w liczbie około lub przeszło stu, obstawili ją z karabinami, a całą ludność spędzili na podwórze domostwa Jana Maraczkiewicza, przy czym kobiety trzymano początkowo w stodole, a potem wypuszczono, a nas, mężczyzn, ustawiono koło domu mieszkalnego na tym podwórzu w dwójkach.

Sąsiednie domostwo należało do Piotra Milczarka i tam pozostało kilku żandarmów. Do tego mieszkania sprowadzono naprzód Jana Koniarka i po strasznych jego krzykach poznałem, że go tam nieludzko bito i katowano. Potem wyprowadzono go zupełnie słaniającego się na nogach, wepchnięto do auta ciężarowego i wywieziono, lecz nie wiem dokąd. Słyszałem później, że go zabili żandarmi.

Oprócz niego do mieszkania Milczarka sprowadzono jego siostrę Katarzynę, pannę z dzieckiem, lecz przedtem chodził z nią po ulicy jakiś cywil, o którym mówiono, że to agent policyjny Billewicz – i nie wiem, co z nią tam robiono. Po dłuższym czasie [Niemcy] wyprowadzili ją za stodołę i po strzale zrozumiałem, że ją zabili, a dziecko, zbroczone krwią, podali przez płot kobietom siedzącym na podwórku. Również i żonę Koniarka Juliannę, którą trzymali prawie cały dzień pod płotem, pod wieczór, zdaje się, po przesłuchaniu zastrzelili.

Po rozprawieniu się z Katarzyną Koniarek ściągnięto do mieszkania Milczarka Adama [?] Zieleniaka, którego przedtem sprowadzono na nasze podwórze, gdzie żandarm głośno po polsku zapytał: „Dlaczego uciekałeś?”. Zieleniak tłumaczył się, że nie uciekał, a jedynie pędził świnię do chlewku sołtysa, do knura, do Starej Wsi. Następnie zaprowadzili go do wspomnianego mieszkania, po czym słychać było straszne jęki i krzyki, a wreszcie skatowanego wyprowadzili do jego własnego mieszkania i tak wieczorem w stodole znalazła jego zwłoki żona, którą podczas powrotu żandarmi wobec jej rozpaczy i krzyku zastrzelili. Na imię jej było Helena.

Po pobiciu Zieleniaka żandarmi sprowadzali po kolei 12 mężczyzn, a mianowicie: Bolesława Głuszka, Jana Stępnia, Józefa Lenarczyka, Władysława Lenarczyka, Stanisława Karasia, Jana Krześniaka, Jana Żuka, Michała Szymańskiego, Jana Śmietankę i Józefa Śmietankę. Wszystkich katowano i bito nieludzko, a następnie, przeważnie pojedynczo, wyprowadzano w okrwawionej bieliźnie za stodołę Milczarka w ten sposób, że dwóch żandarmów prowadziło pod rękę delikwenta, a trzeci strzelał w jego kark.

Odnośnie [do] obu Śmietanków, to ich nie przesłuchiwano, ale żandarm wyszedł na nasze podwórko i wywołał jednego Śmietankę, a wieczorem obecny na podwórzu ich ojciec Antoni Śmietanka wstawił się za synem, używając słów: „Panowie, to są moi synowie”. Na wezwanie tego żandarma ojcu zabrano i drugiego syna – żandarm zabrał obu Śmietanków za stodołę i tam ich zastrzelił.

Gdy już zmierzchało, wystąpił do nas jeden żandarm, którego nasi ludzie nazywali (a ja znałem z nazwiska) Gackim, i ogłosił: „Zabiliśmy 15 najgorszych bandytów, lecz tu [jest] jeszcze więcej niż 30. Jeśli nie oddacie broni – jaką ktokolwiek posiada – to wszystkich ludzi od kolebki wybijemy, a wieś spalimy”. Muszę poprawić, że te słowa mówił po niemiecku żandarm, Niemiec, tłumaczył zaś nam na polski żandarm Gacki, który brał udział w katowaniu.

Następnego dnia nie byłem obecny we wsi, a jedynie słyszałem, że przyjechali żandarmi i zabrali wszelkie mienie po Zieleniakach. Kilku obywatelom kazali zakopać zwłoki zabitych w poprzednim dniu. Antoni Śmietanka przywiózł trumny dla synów, ale żandarmi nie pozwolili na nie i zagrzebano ich tak, jak leżeli.

Jeszcze muszę dodać, że 3 lutego 1943 r. żandarmi kazali dostarczyć sobie kilka podwód parokonnych i wywieźli na nich świnie zrabowane we wsi oraz prawdopodobnie ubrania i inne rzeczy zabitych. O żadnych z tych zabitych nie słyszałem, by był bandytą lub przestępcą. Bardzo porządni byli obaj Śmietankowie, Krześniak, Głuszek, oboje Zieleniakowie i Lenarczykowie. Kto naprowadził tych żandarmów, nie wiem. Wiem, że żandarmi mieli w rękach jakieś papiery, ale nie wiem, czy to były listy. Dodać muszę, że wraz z żandarmami było także i dwóch – czy jeden – z policji granatowej.

Więcej o zbrodniach niemieckich popełnionych w naszej wsi z własnego doświadczenia nie wiem.