FRANCISZEK KROKOWSKI

Plutonowy Franciszek Krokowski, rocznik 1899, rolnik, osadnik wojskowy, wdowiec.

[Zostałem] aresztowany 17 września 1939 r. i odstawiony do więzienia w Nowogródku, gdzie siedziałem do 29 czerwca 1940 r., po czym wywieźli mnie do więzienia do Borysowa.

W celi było przepełnienie, brakowało powietrza, [panowała] wilgoć, siedziało nas przeszło 50 osób. Higiena nie była utrzymana, wszy [było] dużo.

W celi siedzieli Polacy i Żydzi, żyliśmy w zgodzie, jeden drugiemu pomagał.

Karmiono nas bardzo źle, straż więzienna bardzo źle się do nas odnosiła. W Borysowie siedziałem dwa miesiące, po czym ogłosili wyrok: pięć lat przymusowych robót i wywieźli mnie do Archangielska, a stąd przez Morze Białe na rzekę Peczorę [do] miasta Nariamar [Narjan-Mar]. Stamtąd jechaliśmy małym statkiem do rzeki Usy, przy ujściu Peczora – Usa statek zamarzł i zmusili nas do dalszej podróży pieszo po lodzie i krzakach. Maszerowaliśmy bez przerwy dziesięć dni, nocowaliśmy w lasach. Po dziesięciu dniach dotarliśmy do 108. kolonii, tutaj przez 15 dni pracowaliśmy, nosiliśmy drzewo z lasu do budowy baraków odległych o trzy kilometry. Po 15 dniach rozpoczęliśmy dalszy marsz na Workutę, doszliśmy do portu Workuta 28 października 1940 r. Po drodze ludzie poodmrażali sobie nogi, uszy itd. i nie mogli dalej maszerować. Konwój w okrutny sposób na to zareagował, zmuszając kolegów do dalszej wędrówki; do tych, co poodmrażali sobie nogi, używali psów, szarpali i bili. Ja zostałem pracować w porcie przy wyładowaniu i załadowaniu węgla. Praca bardzo ciężka, trzeba było zawsze wyrabiać 100 proc. [normy] na 900 g chleba. Kto nie wyrabiał tej normy, otrzymywał mniejsze racje. Wynagrodzenie wynosiło 25 rubli, trzy paczki machorki i 400 g cukru. Kto wykonał normę, otrzymywał również odzież. Życie koleżeńskie było dobre.

W stosunku do tych, którzy pracowali, władze NKWD odnosiły się możliwie, naczelnikiem naszego łagru był nawet obywatel [mieszkający dawniej] między Lidą a Wilnem, który pozostał jeszcze z 1918 r., były oficer carskiej armii, nazwiska nie pamiętam.

Pomoc lekarska była średnia. Pracowali nasi lekarze, starali się jak najlepiej, był również szpital. Chorób śmiertelnych było dużo, [zmarli] m. in.: Karpowicz, osadnik wojskowy z osady Marysin; Karczyk, wieś Wołkowicze, pow. nowogródzki (stolarz).

Byłem cały czas w łączności z krajem i żoną, która była wywieziona.

Zwolniony zostałem 10 września 1941 r. i skierowano mnie do Buzułuku. Z powodu przepełnienia skierowali mnie do Taszkentu. Tam była tylko placówka, więc mnie skierowali do Dżyzaku, gdzie przebywałem w kołchozie. Spotkałem tam rodzinę na stacji i pojechałem razem z nimi do Kanieny [?], skąd skierowali nas znowu do kołchozu. W kołchozie byłem 15 dni, po czym pojechałem do Guzar [G’uzoru] na komisję i zostałem wcielony do armii.