WITOLD GIRDZIUSZ


Kanonier Witold Girdziusz, ur. 15 sierpnia 1920 r. w Mieszańcach, gm. Mielegiany, pow. święciański, woj. wileńskie.


Po oddaniu Wilna przez Sowietów Litwinom, pow. święciański został się pod Sowietami. 23 maja 1940 r. miałem zamiar przejść granicę sowiecko-litewską. Na granicy zostałem raniony w nogę i aresztowany.

Pierwsze trzy doby byłem trzymany na strażnicy w Święcianach. Cały czas byłem badany przez straż pograniczną. Potem zostałem przewieziony do więzienia w Starej Wilejce.

Więzienie wyglądało okrutnie. Okna były zawieszone [zasłonięte] deskami. W celach, które w czasach polskich były pojedynkami, teraz siedziało 16–18 osób.

Łaźni nie było dwa miesiące. Jedzenie: z rana herbata, na obiad zupa, na kolację herbata. Chleba otrzymywaliśmy po 600 g. Badanie odbywało się przeważnie w nocy. Byłem wszystkiego sześć razy. Badanie trwało ok. czterech godzin. Cały czas musiałem stać na baczność. Gdy po wielkim zmęczeniu głowa pochyliła mi się na dół, podskoczył jeden z NKWD-zistów i uderzył pistoletem pod brodę. Gdy po badaniu kazano podpisać, poprosiłem o przeczytanie. Odpowiedź była: „dla każdej swołoczy nie czytaim”. Tego nie podpisałem. Wtem weszło jeszcze dwóch śledczych. Zaczęli zmuszać do podpisania. Jak mnie zmuszali, nie pamiętam. Obudziłem się dopiero w szpitalu więziennym. Twarz miałem całą, natomiast żebra i boki – czarne.

25 października odczytali mi wyrok: trzy lata ciężkich prac i wywieźli na Północ. Cały transport składał się z dwóch tysięcy Polaków. Po drodze chleba dali to samo, do tego suchą słoną rybę, po której każdego pragnieniem była woda, lecz jej nie dano. W wagonach 18-tonowych jechało po 46 osób.

2 listopada przyjechałem do Kotłasu, archangielskiej obłasti. Liczba więźniów tu była ok. pięciu tysięcy. Najwięcej Polaków. Ubrani byli letnio, bez płaszczy. Mróz 25–40 stopni. Szpitale były przepełnione. Baraki były postawione na słupach, obite deskami. Pieca żadnego nie było. Dziennie umierało 9 do 13 osób. Po dwóch miesiącach udało się nawiązać łączność z krajem, co było bardzo trudno.

Z domu wysłano cztery paczki żywnościowe. Dwie zginęły gdzieś w drodze. Skorzystałem tylko z jednej, bo drugą, ledwo otrzymałem, odebrało mi na dworze z pięciu żulików, którzy tylko tym się zajmowali. Były takie bandy, za wiedzą władz, które w nocy czekały pod drzwiami baraku aż wyjdzie jakiś lepiej ubrany Polak. Zdzierano mu ubranie, obuwie, a czasami mordowano.

Później, 2 kwietnia 1941 r., zostałem wywieziony do łagru nr 17 Ajkino. Tu pracowałem przy wygrużaniu statków z żelazem i zbożem. Norma była dziewięć ton na człowieka. O ile wyrobiłem normę, otrzymywałem 15–20 rubli. W sklepiku nie mogłem nic kupić. W barakach porcja chleba kosztowała sześć–siedem rubli.

Po zawarciu stosunków polsko-sowieckich [umowy polsko-sowieckiej] zostałem przeniesiony do łagru nr 22 w Czybji [Czibiu]. 3 września dostałem udostowierienije ze skierowaniem do Wojska Polskiego w Buzułuku. 23 września przyjechałem do Tockoje i wstąpiłem do 21 Pułku Piechoty.

Miejsce postoju, 25 lutego 1943 r.