MICHAŁ BĄK

Przewodniczący: Proszę powtórzyć swoje poprzednie zeznania.

Świadek Bąk: W Kosowie było miejsce straceń. Mieszkałem blisko lasu. Przywozili tam ludzi od samego początku do końca wojny. Gdy tylko Niemcy przyszli, stracili tam 15 osób, a potem co tydzień rozstrzeliwali ludzi, mężczyzn, kobiety i dzieci. Raz słyszałem, jak rozstrzeliwani krzyczeli: „Myśmy nic niewinni”. Po egzekucji zawsze widziałem świeże mogiły.

Przewodniczący: A kto przywoził tych ludzi?

Świadek: Żandarmeria, a czasem polska policja mundurowa z żandarmerią. Przyjeżdżało również gestapo. Jednego razu przyjechało aż osiem samochodów. Zabito wtedy 80 osób. Było to w czerwcu 1943 r.

Przewodniczący: Czy głęboko zakopywano ofiary?

Świadek: Nie. Nieraz wystawała z ziemi ręka albo noga. Gdy w 1943 r. aresztowano dużo osób w Garbatce, przywieziono ich od strony Radomia. Strzelano do nich. Ofiary krzyczały: „Myśmy nic niewinni”. Niemcy dobijali ich każdego z osobna.

Przed samym końcem wojny Niemcy przyjechali z maszynami, teren obstawili matami i wszystko spalili. Niektórzy ludzie od tego wszystkiego chodzili jak obłąkani.

Prokurator: Ile osób zostało tam zamordowanych za czasów okupacji?

Świadek: Najmniej ok. tysiąca osób.

Prokurator: Kiedy było największe nasilenie egzekucji?

Świadek: W latach 1943–1944.

Prokurator: Czy przypomina pan sobie zabójstwo Jaśkiewicza i innych? Ile wtedy osób zostało zabitych?

Świadek: W tej chwili nie mogę określić, ale stosunkowo niedużo.

Prokurator: Jak odbyła się egzekucja?

Świadek: Zostali zabici na miejscu.