STANISŁAW ŚLIWOWSKI

Warszawa, 23 listopada 1949 r. mgr Irena Skonieczna przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:


Nazwisko i imię Stanisław Jan Śliwowski
Data i miejsce urodzenia 8 lutego 1928 r., Warszawa
Imiona rodziców Maksymilian i Ludwika z d. Asthajmer
Zawód ojca ślusarz
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie mała matura
Zawód elektromonter
Miejsce zamieszkania Strzelecka 8 m. 40
Karalność niekarany

3 sierpnia 1944 roku zostałem wzięty do Muzeum Narodowego wraz z ludnością polską przebywającą w domu przy ul. Książęcej 1. W muzeum w chwili, kiedy nasza grupa doszła, znajdowało się, jak słyszałem, około 6 tys. osób. Byli to mieszkańcy ul. Smolnej – z góry, Nowego Światu, domów do ul. Smolnej i domów vis à vis muzeum. Wszystkie te domy stały wtedy już w płomieniach.

Przez blisko tydzień byliśmy trzymani w muzeum, właściwie bez jedzenia, gdyż Niemcy, SS-mani, dawali nam tylko po dziesięć małych sucharków. Niemcy używali mężczyzn z muzeum „do pewnych celów” – jak sami mówili, wyprowadzając ich w grupach po 50. Żaden z wyprowadzanych nie wracał już do muzeum. Ja byłem wzięty w trzeciej grupie, liczącej także 50 mężczyzn. Pod eskortą dwóch SS-manów zostaliśmy poprowadzeni na róg ul. Brackiej i Al. Jerozolimskich. Tutaj na deszczu kazali nas SS-mani leżeć parę godzin. Po przeciwnej stronie Alej leżał olbrzymi zwał ciał cywilów, pomordowanych i rannych. Liczbę ich określić jest mi bardzo trudno; przypuszczam jednak, że mogło tam leżeć około 80 mężczyzn. Niemcy kazali paru mężczyznom z naszej grupy, między innymi i mnie, iść na wołanie jakiegoś Niemca, który stał przy ul. Kruczej, i przynieść rannych. Nie znaleźliśmy nigdzie rannych Niemców; wówczas kazano nam przynieść rannych Polaków. Ja z dwoma innymi mężczyznami niosłem więc rannego wziętego ze sterty ciał z rogu Brackiej i Alej w stronę muzeum, gdzie był punkt sanitarny PCK i niemiecki. Na rogu Nowego Światu znajdował się bunkier z amunicją. Niemcy kazali nam położyć rannego i nosić amunicję do czołgu. Następnie czołg ruszył w kierunku Brackiej do rogu Widok. Paru mężczyzn z naszej grupy posadzono na czołgu. Ja szedłem obok. Razem nas, Polaków osłaniających czołg, było około 20 osób. Z czołgu Niemiec wystrzelił parę kul. Ze strony powstańców czołg nie był ostrzeliwany. Jednak wybuchła panika wśród osłony czołgu. Mężczyźni siedzący na nim i otaczający go poczęli uciekać na drugą stronę barykady stojącej w poprzek ul. Brackiej. Wówczas Niemcy zaczęli strzelać za uciekającymi. Ja upadłem przy czołgu. Po jakimś czasie czołg, wystrzeliwszy resztę amunicji, zawrócił. Szło przy nim już tylko trzech mężczyzn, między nimi ja. Jeden z nich był ranny. Nazwisk ich nie znałem. Doszliśmy przy czołgu do rogu Nowego Światu. Tutaj wzięliśmy rannego leżącego na rogu Nowego Światu i ruszyliśmy do muzeum. Niemcy za nami coś krzyczeli, lecz my, żeby jak najszybciej się usunąć stąd, nie odwracaliśmy się na to wołanie.

Co się stało z tym ciężko rannym, którego przynieśliśmy, nie wiem. Myśmy byli jedynymi mężczyznami, którzy z grup wyprowadzonych wrócili do muzeum. Po tym fakcie przebywałem jeszcze w muzeum, ale już więcej nie byłem wzięty, gdyż się ukrywałem. Inni mężczyźni nadal byli brani do różnych robót przyfrontowych. Słyszałem, że często budowano barykady z obrazów i innych rzeczy wyciąganych z muzeum. Niemcy rabowali także z muzeum wszystkie rzeczy, które dla nich posiadały jakąś wartość.

Z powodu braku żywności Niemcy poczęli wypuszczać ludzi z muzeum. Początkowo kobiety z dziećmi i dziewczynki mniej więcej do lat 15, następnie wszystkie kobiety i starszych mężczyzn od około 40 lat. Wypuszczali także wszystkich volksdeutschów.

Ja byłem wówczas chory na stawy i chciałem także jak najszybciej opuścić muzeum. Można było zgłaszać się do lekarza. Jednak do niego zgłaszało się wiele osób. Ponieważ posiadałem zaświadczenie z Buska-Zdroju, gdzie przebywałem przed powstaniem, na podstawie którego miałem ułatwiony przejazd z powrotem do Warszawy, a okazało się, że zaświadczenie to jest bardzo podobne do zaświadczeń volksdeutschów, więc przyłączyłem się do grupy i udało mi się w ten sposób wydostać z muzeum. Na ulicy przeszedłem do grupy kobiet i dostałem się do swego domu.

Więcej zbrodni niemieckich w czasie powstania nie widziałem. Słyszałem natomiast, że część mężczyzn, którzy zostali w muzeum, była rozstrzelana naprzeciwko, po drugiej stronie Al. Jerozolimskich.

Na tym protokół zakończono i odczytano.