ŁUCJA STANISŁAWSKA

Dnia 15 marca 1947 r. w Gdańsku-Oliwie członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce Jerzy Rosner przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, która po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Łucja Stanisławska
Wiek 38 lat
Imiona rodziców Tomasz i Helena
Zajęcie na utrzymaniu brata
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Sopot, ul. Bitwy pod Płowcami
Stosunek do stron obcy

Z 7 na 8 sierpnia 1944 roku kompania powstańcza (zgrupowanie „Kryska”, baon „Tum”), której byłam łączniczką i sanitariuszką, objęła budynek ZUS Warszawie przy ul. Czerniakowskiej, przebywając tam do 7 września. W okresie tym budynek był pod stałym ostrzałem artylerii niemieckiej ustawionej na wiadukcie mostu Poniatowskiego, na terenie Frascati i YMCA.

W nocy z 7 na 8 września kompania moja została odkomenderowana na Solec. W gmachu ZUS pozostali ranni AK-owcy oraz cywile. W ciągu trzech dni, to jest do 11 września, jako łączniczka wraz z innymi koleżankami sanitariuszkami w liczbie pięciu, donosiłyśmy żywność dla rannych, pozostawionych w budynku ZUS. W dniu tym około południa, udając się do rannych, dostałam się na ulicy Okrąg pod ostrzał tzw. krów i zostałam ranna. O własnych siłach doszłam do ZUS-u i zostałam tam umieszczona w schronie na stosie papierów.

Według słów pielęgniarek, ogólna liczba rannych wynosiła około 800 osób, w tym około 150 powstańców z różnych kompanii. Inne oddziały powstańcze, które nadeszły 8 września (nocą kanałami) ze Starówki, opuściły ZUS 12 września z rana, torując sobie drogę w kierunku ul. Okrąg i Wilanowskiej. Wówczas w budynku ZUS pozostali jedynie ranni i chorzy pod opieką lekarzy i pielęgniarek. Na dachu wywieszona została chorągiew Czerwonego Krzyża. W godzinach rannych dnia następnego rozpoczęło się bombardowanie budynku przez samoloty, przy jednoczesnym ostrzeliwaniu z działek tankietek ustawionych w większej ilości łukiem od strony gazowni miejskiej. Pociski, po przebiciu ścian, trafiały w stosy papieru, które (w ilości około dwu ton) zostały uprzednio usunięte ze schronów i umieszczone na korytarzu. Skutkiem tego powstał pożar, który – rozprzestrzeniając się szybko – utrudniał akcję ratunkową. Lekko ranni opuścili płonący budynek o własnych siłach i udali się wraz z częścią lekarzy, pod konwojem Niemców, w stronę Frascati. Ta grupa została, według posiadanych przeze mnie informacji, przewieziona później do Krakowa. Ciężko ranni, po wyniesieniu z płomieni, poukładani zostali na podwórku gazowni.

Sanitariuszki prowadzone były przez żołnierzy w mury gazowni i tam gwałcone.

Jakie jednostki brały udział ze strony niemieckiej w akcji, powiedzieć nie mogę.

Wieczorem tego dnia nastąpił nalot samolotów radzieckich, w czasie którego wydający komendę, prawdopodobnie oficer, na którego ramieniu zauważyłam litery SD, pozostawił rannych leżących na podwórku pod dozorem jednego żołnierza. Przez cały czas poszczególni żołnierze bili i kopali rannych, odbierając im pieniądze i biżuterię, wykrzykując stale „bandyta” i „partyzant”. Również ludność cywilna, która schroniła się w czasie nalotu do gmachu ZUS, spędzona została na teren gazowni. Z nią postępowano w podobny sposób. Niemcy zapowiedzieli rozstrzelanie, jednak nalot radziecki pokrzyżował im plany. Po nalocie Niemcy nie powrócili, wobec czego udaliśmy się całą gromadą, niosąc jedni drugich, w stronę Tamki. Ludność cywilna nie pomagała rannym powstańcom, gdyż mieli swoich rannych i swoje bagaże. W czasie ostrzeliwania budynku ZUS zginęło około 140 do 180 osób.

Na Tamce udaliśmy się do szpitala sióstr św. Kazimierza, gdzie nas przyjęto. Przebywaliśmy tam do 27 września, będąc stale pod ostrzałem. 26 września lekko ranni (część) zabrana została przez Niemców do Szpitala Dzieciątka Jezus, skąd następnie przekazano ich do Krakowa. 27 września, w grupie około 50 osób, zostałam zabrana i przewieziona do kościoła św. Wojciecha przy ul. Wolskiej, gdzie dołączono nas do innych grup już tam przebywających i przybywających, po czym dnia następnego nad ranem przeprowadzeni zostaliśmy na Dworzec Zachodni i przewiezieni wagonami do Pruszkowa.

Podać mogę nazwiska i adresy osób, które przebywały ze mną w budynku ZUS w czasie opisanej akcji. Są to: M. Damięcka (Warszawa, ul. Piusa 22), Kazimiera Terpiłowska (Warszawa, ul. Grażyny 18 m. 6), Maryla Karwowska (Warszawa Żoliborz, ul. Czarnieckiego 29), dr Walicki, zdaje się ma na imię Tadeusz (Warszawa, bliższego adresu nie znam), Lucyna Gawryszewska (Warszawa, ul. Nowy Świat 72 m. 3), Jan Gajewski (Warszawa, ul. Warecka 5 m. 6).

Dodaję, iż niektórzy z żołnierzy niemieckich biorących udział w akcji opisanej, mówili po ukraińsku. To wszystko.

Odczytano.