HENRYK DROZDOWSKI

Warszawa, 28 maja 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Henryk Marian Drozdowski
Imiona rodziców Wacław i Elżbieta z d. Horodeńska
Data urodzenia 13 stycznia 1895 r. w Łodzi
Zajęcie konsultant Centralnego Urzędu Planowania Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów
Wykształcenie wyższe (prawo-ekonomia, Instytut Dyplomatyczno-Konsularny)
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wrońskiego 15 m. 57
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie okupacji niemieckiej mieszkałem w Warszawie przy ul. Narbutta 37. W dniu 2 sierpnia 1944 roku SS-mani stacjonujący w Stauferkaserne zagarnęli wszystkich mieszkańców naszego domu, doprowadzając pod eskortą na podwórze koszar. Po sprawdzeniu walizek, w których szukano broni, ale rzeczy nie zabierano, zamknięto razem kobiety i mężczyzn w sali budynku oznaczonego na szkicu literą d (okazano świadkowi szkic sporządzony 20 maja 1946 przez świadka Grzelskiego). Po dwóch godzinach wszystkich mężczyzn i kobiety wyprowadzono (jak mówiono nam: dla zwolnienia), ustawiono nas pod ścianą b. Kobiety zwolniono. Jakiś wesoły gestapowiec z wieży na budynku d puścił salwę kulek nad naszymi głowami, wszyscy upadliśmy na ziemię. Następnie oficerowie SS zaczęli wybierać grupę osób poważniejszych, zresztą na ok[…] mnie i mego teścia Świerczewskiego w ich liczbie, i skierowali nas do sali kasyna podoficerskiego w budynku b. W tym samym korytarzu była sala, gdzie umieszczono volksdeutschów, którzy uciekli się pod opiekę
SS-manów z żonami i dziećmi. O godzinie 21 przybył na salę Obersturmführer Baumeister, komendant koszar, i wygłosił przemówienie: jeżeli Niemcy powstanie poskromią, zostaniemy wypuszczeni, by świadczyć o ich sprawiedliwości; jeśli powstańcy zaczną się stawiać, wszyscy zginiemy, ponieważ jesteśmy zakładnikami. Było nas około 60 osób. Oprócz mnie i teścia byli tam inż. Szmidt, Madaliński (zam. w Łodzi Piotrowska 104a m. 10, przedsiębiorca), profesor Wakar, obecny rektor Szkoły Głównej Handlowej z żoną, polski kierownik więzienia (nazwiska nie znam – krępy, niski), dr Tarkowski (obecnego adresu nie znam, wiem, że przebywa w Warszawie). Innych nazwisk nie pamiętam. Potem Niemcy dołączyli jeszcze inne osoby. Cały tłum mężczyzn zgromadzony 2 sierpnia na podwórzu został skierowany do piwnic pod budynkiem d i c. W nocy z 2 na 3 sierpnia słyszałem pojedyncze [strzały], mówiono, iż rozstrzeliwują osoby podejrzane o udział w powstaniu. Wieczorem 2 sierpnia słyszałem plotkę, iż odbyła się egzekucja masowa około 84 osób. Pogłoska nie została sprawdzona.

Nocą SS-mani porywali volksdeutschki czy inne kobiety z pokojów obok naszej sali, prowadzili do gabinetu w budynku a, po czym słychać było piski i odgłosy orgii. Z ulicy także przyprowadzono kobiety. Pijani żołnierze nawet pomiędzy zakładnikami, gdzie nie było kobiet, szukali ich, świecąc latarką w oczy śpiącym na podłodze. W następne dni wciąż przybywały nowe grupy ludności na podwórze koszar, w dalszym ciągu mieszkańcy ulicy Narbutta i alei Niepodległości. Grupa zakładników zmieniała się, część zabrano na przesłuchanie do gestapo w alei Szucha, wywołując bez sprawdzania dokumentów, natomiast kierowano do nas jeszcze straż więzienia mokotowskiego. Zabierani przez gestapo nie wracali.

Razem zabrano do gestapo spośród zakładników siedem – osiem osób, nazwisk nie pamiętam.

Do robót naszej grupy nie zabierano. Nocami, jak słyszałem, SS-mani wybierali z piwnic pojedynczo młodych chłopców i rozstrzeliwali.

4 sierpnia o godzinie 4.00 czy 5.00 widziałem samochód ciężarowy załadowany trupami, na który zabrano ciała z piwnic, podwórza więzienia przy Rakowieckiej oraz z ulicy. Na samochodzie leżało około 15 zwłok mężczyzn i kobiet. Jak się orientowałem, w piwnicach Polakom było niedobrze, źle byli karmieni, nie mieli wody i byli brani do ciężkich robót: zamiatali, szorowali, sprzątali ubikacje. Nas karmiono wystarczająco, otrzymaliśmy dwa wagony wody sodowej w butelkach.

Do 4 czy 5 sierpnia Niemcy samochodami wywozili do Niemiec volksdeutschów, potem, mając wolne miejsca, proponowali nam wyjazd na roboty do Niemiec. 5 sierpnia odjechał w ten sposób profesor Wakar z żoną, przy czym zostali w Kutnie.

6 sierpnia razem z żoną wyjechałem również i wysiadłem w Łowiczu. Razem ze mną wsiadł do samochodu Madaliński, lecz uciekł jeszcze w Warszawie.

Z władz niemieckich pamiętam nazwisko komendanta koszar Baumeistra, który wobec naszej grupy zachowywał się poprawnie. Szczegóły o swoim pobycie w Stauferkaserne opisałem i złożyłem uprzednio do akt sprawy niniejszej.

Odczytano.