JAN MUSZYŃSKI

Warszawa, 27 kwietnia 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Muszyński
Imiona rodziców Tomasz i Waleria z d. Szychobska
Data urodzenia 8 lutego 1895 r. w Skierniewicach
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie średnie buchalteryjne
Przynależność państwowa i narodowość polska
Zawód kierownik sekcji finansowo-buchalteryjnej
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Narbutta 48 m. 2

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie przy ulicy Narbutta 48 m. 13. W dniu 1 sierpnia 1944 roku o godz. 16.00 z minutami powstańcy zaatakowali szkołę zajmowaną przez oddział niemiecki na rogu ul. Narbutta i Kazimierzowskiej.

Formacji ani nazwy oddziału nie znam.

Atak się nie powiódł. 2 sierpnia w godzinach popołudniowych na ulicę Narbutta wjechał czołg niemiecki, za nim wszedł oddział SS stacjonujący w Stauferkaserne. SS-mani kazali mieszkańcom naszego domu wychodzić, pozostawiając klucze od mieszkań. Pozostała w domu tylko chora po porodzie. Innych chorych nawet niesiono w naszej grupie. Z okolicznych domów także wyprowadzono mieszkańców. Naszą grupę przyprowadzono do Stauferkaserne na podwórze. Kobiety zwolniono po godzinie. Nastąpiła segregacja mężczyzn. Nie zorientowałem się, jaka była zasada segregacji. Widziałem tylko, iż legitymowano i dzielono na dwie grupy, przy czym pracowników np. zarządu miejskiegoodstawiono do pierwszej i drugiej. Znalazłem się w grupie, którą umieszczono w budynku od strony alei Niepodległości (na lewo od wejścia, na parterze). Przed wprowadzeniem do gmachu SS-mani dla postrachu zaczęli strzelać z karabinów maszynowych umieszczonych na dachu budynków. Kule trafiały w mur nad naszymi głowami. Wszyscy myśleliśmy, że nastąpi egzekucja.

W pierwszym lub drugim dniu pobytu w koszarach słyszałem pogłoskę, iż z grupy mężczyzn zatrzymanych wybrano iluś na rozstrzelanie. Widziałem też pod ścianą przeciwległego budynku ślady krwi, na ścianie ślady kul. Kiedy i kogo rozstrzelano, nie wiem.

3 sierpnia rano władze niemieckie wydały rozkaz, by sporządzić listę inteligentów, z podaniem wykształcenia. Rozkaz dotyczył nie tylko naszej sali, lecz wszystkich zatrzymanych. Listy nie sporządziliśmy. Po południu tego dnia wyprowadzono nas wszystkich na podwórze. Stało tam kilka samochodów i grup wojskowych. Mówiono pomiędzy zatrzymanymi, iż są to gestapowcy z alei Szucha. Oficer, umundurowania nie pamiętam, lecz był to Niemiec nienależący do oddziału zajmującego koszary, wybrał na oko 50 mężczyzn w różnym wieku, przeważnie młodych. Nazwisk tych osób nie znam. Jeden mężczyzna w wieku około 40 lat był w naszej sali. Grupę wybranych 50 załadowano na samochody, po czym nikt z nich nie powrócił. Były pogłoski, iż zostali rozstrzelani na terenie Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych.

Pogłoski pochodziły od rodzin zabranych, które na próżno ich poszukiwały w gestapo w alei Szucha.

W dwa dni później ponownie przyjechali wojskowi, jak mówiono, gestapowcy z alei Szucha, wyprowadzono nas na podwórze, po czym przyjezdni wybrali z naszej grupy na oko dwudziestu kilku mężczyzn. Były pogłoski, iż osoby te zostały rozstrzelane na terenie GISZ-u. Żaden z zabranych do nas nie wrócił.

Od początku pobytu w koszarach z naszej sali i innych pokoi władze koszar wybierały grupy mężczyzn na roboty. Uniknąłem pracy dzięki temu, iż źle się czułem fizycznie i wyglądałem staro.

Nazwisk Niemców z oddziału zajmującego koszary nie znam.

10 sierpnia 1944 zostałem zwolniony dzięki temu, iż przekupiłem SS-mana, który mnie wyprowadził w grupie kilku osób.

Około 14 sierpnia ludność cywilna z ulicy Narbutta i okolicznych została wysiedlona przez oddział SS ze Stauferkaserne do koszar, skąd skierowano nas na Dworzec Zachodni i do obozu przejściowego w Pruszkowie. Chorych i kobiety odwozili nawet samochodami.

Na tym protokół zakończono i odczytano.