ANTONI PORZYGOWSKI

Warszawa, 4 maja 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Antoni Józef Porzygowski
Imiona rodziców Stanisław i Jadwiga z Wiśniewskich
Data urodzenia 6 kwietnia 1891 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Przynależność państwowa i narodowość polska
Wykształcenie trzy klasy szkoły powszechnej
Zawód piekarz, właściciel piekarni w Milanówku
Miejsce zamieszkania Milanówek, bulwar Stalina (Krakowska) 10

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w więzieniu mokotowskim na oddziale X. Byłem tam na skutek sprawy o nielegalny handel (pośrednictwo przy sprzedaży jaj), skazany na cztery lata więzienia. W końcu lipca 1944 roku władze więzienne otrzymały rozkaz od władz niemieckich zwolnienia wszystkich więźniów. Zwalniano od 23 lipca w ciągu kilku dni, skazanych na kary pozbawienia wolności do pięciu lat. 31 lipca nadeszło odwołanie rozkazu zwolnienia więźniów, wobec nadużyć – pobierania łapówek za zwalnianie przez władze więzienne. Ode mnie zażądał Niemiec, kierownik biura 10 tys. zł za zwolnienie (nazwiska nie pamiętam).

Stan liczebny więźniów przed zwalnianiem wynosił ponad tysiąc osób. Naczelnikiem więzienia był Niemiec na stanowisku Regierungsrat (nazwiska nie znam). Kierownikiem więzienia był Niemiec Hitzinger.

2 sierpnia 1944 około godziny 16.00 oddział SS, zdaje się z koszar położonych naprzeciwko, zajął więzienie. SS-mani zabrali więźniów z dwóch oddziałów na dole, gdzie siedzieli więźniowie pod śledztwem. Kazali im kopać doły długości 25 do 30 metrów, szerokości 2 metry, głębokości 1 metr, wzdłuż pawilonu X po stronie pralni, drugi na placu spacerowym od strony alei Niepodległości, trzeci na placu spacerowym od strony ulicy Kazimierzowskiej. Widziałem to z okien mojej celi na pierwszym piętrze od strony placów spacerowych. Widziałem, jak w czasie kopania dołu przez więźniów grupa około 12 SS-manów piła wódkę z pełnych butelek litrowych wyjmowanych ze skrzyni. Po wykopaniu dołów widziałem, jak SS-mani kazali stanąć twarzą do dołu grupie około 60 więźniów, którzy te doły kopali i strzelali do nich z ręcznych karabinów maszynowych od tyłu. Słyszałem, jak SS-mani otwierali na pierwszym piętrze cele i zabierali więźniów, których następnie przyprowadzali do dołów grupami po kilkunastu i rozstrzeliwali od tyłu. Niektórym przed rozstrzelaniem kazali zdejmować buty i ubranie. Widziałem, jak w ten sposób rozstrzelano część więźniów także z izby chorych. Później dowiedziałem się, iż lżej chorzy uciekli, wdrapując się na strych, a stamtąd w nocy przez mur ogrodzenia, gdzie im pomogła ludność cywilna.

Ocalałego więźnia z tej grupy spotkałem później, lecz nazwiska jego nie znam. Był w AK.

W tym czasie recydywiści i więźniowie posiadający duże wyroki byli zgrupowani na parterze w części oddziału X. Oddziały III, sanitarny i V były także na parterze. Widziałem, iż najpierw wyprowadzano więźniów z parteru. Ja przebywałem w oddziale X na pierwszym piętrze, w celi nr 29. Posłyszałem, iż do mojej celi zbliżają się SS-mani i wtedy ukryłem się pod łóżkiem. Byłem wtedy w celi tylko z Janem Landzkim (pod śledztwem za handel nielegalny), trzeciego więźnia, Alfreda Łopatę (obecnie nie żyje) wywieziono przed powstaniem do więzienia w Wiśniczu. SS-mani zabrali najpierw Landzkiego. Następnie SS-man podniósł łóżko, zaczął mnie kopać i wyprowadził mnie nieco później. Schodząc z pierwszego piętra, widziałem na parterze Landzkiego w grupie innych więźniów. Brat Landzkiego jest obecnie inżynierem w Warszawie. Mnie wyprowadzono pojedynczo do dołu koło kotłowni na placu spacerowym od strony al. Niepodległości. SS-man kazał odwrócić się twarzą do dołu, strzelił i kopnął nogą. Kula przeszła mi za uchem (słyszałem świst) i upadłem twarzą na zwłoki. Leżałem bez ruchu, a po chwili oprzytomniałem. Na mnie padały zwłoki. Słyszałem strzały egzekucyjne oraz dobijające rannych, gdy ktoś się poruszył. W pewnej chwili, nie mogąc znieść ciężaru zwłok, postanowiłem wstać i skończyć życie. Byłem pewny, że SS-mani zaraz po tym jak podniosę się, zastrzelą mnie. Spojrzałem do góry, zobaczyłem, że nikogo nademną nie ma. Z trudem wydostałem się spod trupów, gubiąc pantofle i wyczołgałem się pod kotłownię, gdzie się zagrzebałem w miał.

Razem ze mną wydostał się spod trupów więzień, którego nazwiska nie znam. Wiem, że rozstrzelano mu wtedy ojca i brata. Sam był ranny w prawe ucho. Potem wiem, iż wstąpił do AK. Obaj zagrzebaliśmy się w miał węglowy. Przez cały czas egzekucji i teraz padał deszcz. Było około godziny 9.00 wieczorem, było już ciemno. Po pewnym czasie posłyszeliśmy tupot i zobaczyłem, iż grupa więźniów ucieka przez oddział papierniczy dachem i przez mur ogrodzenia w aleję Niepodległości. Dołączyliśmy do uciekających, ludność cywilna podawała drabiny. Było nas około 240 – 260 osób. W ten sposób zorientowałem się, iż zostało rozstrzelanych ponad 600 więźniów. Od uciekającej ze mną gromady więźniów (Zygmunt Szypulski w Warszawie, adresu nie znam, razem uciekał) dowiedziałem się, iż więźniowie na pierwszym piętrze w VII oddziale ławkami rozbili mur dzielący dwie cele, połączyli się, i gdy grupa SS-manów weszła, obezwładnili ich, odebrali broń i do następnych grup SS otworzyli ogień. Blokując przejście, zapalili sienniki i zagrodzili drogę ławkami. Uwolnili innych więźniów, zeszli na parter i przez kuchnię wśród ulewnego deszczu połączyli się z nami.

Czy ktoś w gmachu pozostał, nie wiem. Uciekając, nie słyszałem, by za nami strzelano. Był ulewny deszcz. SS-mani liczyli raczej, że więźniowie będą uciekać główną bramą, a oni uciekali przez dach magazynu papierniczego po drabinie podanej przez ludność. Tym tłumaczę sobie, że nie było pościgu.

Z jakich oddziałów więźniowie ocaleli, nie wiem. Z więźniów, którzy ze mną ocaleli, znam tylko Zygmunta Szypulskiego (obecnie zam. w Warszawie, adresu bliższego nie znam).

Słyszałem później, iż ocalonego więźnia Ratajskiego i z nim razem przebywającego w celi współtowarzysza kolejarza (nazwiska nie znam) AK-owcy rozstrzelali za współpracę z Niemcami.

Słyszałem od więźniów, iż SS-mani dobijali rannych w rowach, rzucając granaty. Sam tego nie widziałem i wybuchu granatów nie słyszałem, a może nie zdaję sobie sprawy, iż były. Słyszałem od więźniów, iż przed mordem SS-mani zamknęli w celi polską straż więzienia. Strażnicy przeżyli, kilku z nich spotkałem, między innymi Karpińskiego (oddziałowego oddziału X), brat jego prowadził sklep spożywczy w Łowiczu (adresu nie znam). Widziano w Grodzisku przodownika Dunajczyka (obecnego adresu nie znam).

Czy inspektor więzienia Szperlek był w więzieniu 2 sierpnia, nie wiem.

Po ucieczce z więzienia powstańcy opatrzyli mnie, dając czystą odzież, po czym przedostałem się na Sadybę.

Na tym protokół zakończono i odczytano.