TADEUSZ GRZELSKI

Warszawa, 20 maja 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Tadeusz Grzelski
Stan cywilny żonaty, dziecko 2 lata
Imiona rodziców Adam i Józefa z Zawadzkich
Data urodzenia 4 października 1912 r. w Warszawie
Zajęcie zastępca kierownika Wydziału Pomiarów BOS
Wykształcenie mierniczy
Miejsce zamieszkania ul. Nowy Świat 2 m. 7
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie okupacji niemieckiej pracowałem w Miejskim Urzędzie Pomiarów, który po objęciu władzy przez rząd polski w 1945 roku powstał jako Wydział Pomiarów i został delegowany do Biura Odbudowy Stolicy.

Mieszkałem w czasie powstania warszawskiego przy alei Niepodległości 132/136 m. 37. W dniu 2 sierpnia 1944 roku do naszego domu przybyło kilkunastu SS-manów z oddziału stacjonującego w Stauferkaserne. W tym czasie wszyscy mieszkańcy przebywali w piwnicach.

SS-mani wywalili bramę od ulicy Narbutta, stanęli przy pierwszej [piwnicy], w której ja siedziałem, i trzymając granaty w ręku, zawołali: Raus. Zrobiło się zamieszanie; w przekonaniu iż SS-mani będą strzelać, nikt nie chciał wyjść pierwszy. Wziąłem od żony córeczkę 11-miesięczną i pierwszy wyszedłem, a za mną inni. Dom nasz był duży, miał osiemklatek schodowych, więc przebywających w piwnicach było około 300 osób, w tym więcej kobiet niż mężczyzn.

Gdy wyszliśmy, SS-mani zachowywali się spokojnie. Zobaczyłem, iż od domu, gdzie mieszkałem, do koszar przy ul. Rakowieckiej, więc ul. Narbutta, Kazimierzowską do Rakowieckiej co 15 – 20 metrów są rozstawieni SS-mani. Dookoła na ul. Narbutta i Kazimierzowskiej domy płonęły. Pośrodku szpaleru z SS-manów grupa nasza przeszła na podwórze Stauferkaserne, gdzie znajdowali się już zgrupowani mieszkańcy domów, które płonęły na ul. Narbutta i Kazimierzowskiej. Później dowiedziałem się, iż cały blok domów, aż do ulicy Madalińskiego, z wyjątkiem domu numer 130 przy alei Niepodległości, został przez Niemców wysiedlony, a lokatorzyy byli zabrani do Stauferkaserne, przy czym mieszkańcy dalszych okolic ulicy Rakowieckiej byli umieszczeni w tak zwanych Flak kaserne – Mokotów (dawne koszary 1 Pułku artylerii przeciwlotniczej przy ul. Rakowieckiej róg Puławskiej). Od alei Niepodległości w stronę ul. Wołoskiej mieszkańców zabrano do Stauferkaserne. Poza ulicą Madalińskiego byli powstańcy.

Wracając do 2 sierpnia 1944: grupa nasza razem z innymi grupami stała na placu w Stauferkaserne. Kazano mi dziecko oddać pewnej kobiecie, oddałem swojej żonie i oddzielono kobiety od mężczyzn, przy czym mężczyzn pozostawiono w tym samym miejscu, kobiety zabrano do budynku.

(Świadek w toku zeznania sporządził szkic sytuacyjny Stauferkaserne, szkic ten stanowi załącznik do niniejszego protokołu zeznań).

W budynku oznaczonym na szkicu literą a mieszkali w tym czasie SS-mani, w budynku oznaczonym literą b pomieszczono Niemców i volksdeutschów, których potem stopniowo wywożono samochodami w głąb Niemiec, w budynku oznaczonym literą e, od pierwszego piętra mieszkali SS-mani, przy czym w budynkach oznaczonych literami e i d na parterze trzymano Polaków.

2 sierpnia 1944 po kilku godzinach SS-mani zwolnili zatrzymane kobiety, polecając im udać się do domów. Mężczyzn po zwolnieniu kobiet jeszcze trzymano na placu. Przybył do nas komendant Stauferkaserne Patz, oficer SS w randze odpowiadającej stopniowi naszego kapitana i wygłosił przemówienie, w którym oświadczył nam, że jesteśmy uważani jako zakładnicy i jeżeli powstanie nie zostanie przerwane, zostaniemy wszyscy rozstrzelani. Po przemówieniu grupę mężczyzn stojącą koło budynku oznaczonego literą b na szkicu sytuacyjnym zaprowadzono do budynku oznaczonego literą d, grupa stojąca naprzeciwko koło budynku d była odprowadzona do budynku oznaczonego literą e.

Razem było nas około 600 mężczyzn podzielonych na dwie mniej więcej równe grupy. Na parterze w budynku d była jedna duża sala (dawniej zdaje się kantyna SS-manów), w budynku c były po obu stronach korytarza po cztery pokoje i jedna umywalnia w budynku c, w każdym pokoju stały po dwa, trzy łóżka bez materaców. Na sali d łóżek nie było.

Tego pierwszego dnia nic do jedzenia nam nie dali. Później dowiedziałem się, iż 2 sierpnia SS-mani na oko wybrali grupę 15 mężczyzn z sali d, w ich liczbie młodego księdza prawosławnego, po czym grupę tę rozstrzelali koło ściany budynku b. W miejscu tym widziałem potem ślady krwi. Mężczyźni z sali d nazajutrz przenosili zwłoki 15 zamordowanych mężczyzn na teren więzienia przy ul. Rakowieckiej, gdzie je zakopano. Między innymi chodził zakopywać zwłoki Henryk Rydz (zam. obecnie aleja Niepodległości 132/136), dozorca naszego domu, oraz Marczewski czy też Marczyński (zam. przy al. Niepodległości 132/136, numeru mieszkania nie znam, lecz wskaże go dozorca Rydz), on będzie mógł złożyć zeznanie również o likwidacji więźniów więzienia przy ul. Rakowieckiej. Likwidację przeprowadzono 1 sierpnia 1944, nazajutrz grupa mężczyzn ze Stauferkaserne zakopywała zwłoki. Kilku więźniów zdołało się ukryć przed likwidacją i czterech przyprowadzono w końcu sierpnia do Stauferkaserne – trzech od razu rozstrzelano, jeden pozostał między nami, nazwisko jego Sowiński, imienia nie znam. On został 8 września 1944 powieszony przez SS-mana na drzewie na terenie koszar. Wobec zgromadzonych „zakładników” egzekucje wykonywali na ochotnika Niemcy, SS- mani z obsługi czołgów. Muszę zaznaczyć, iż na terenie koszar stacjonowało 16 czołgów, które codziennie wyjeżdżały w teren. Informacje o tym, kto wieszał Sowińskiego, podali nam członkowie SS narodowości słowackiej, którzy byli dla nas życzliwi. Z okazji Sowińskiego była przemowa SS-mana Ślązaka (nazwiska nie znam), który ogłosił, że jesteśmy niewdzięczni, gdyż za to, co Niemcy dla nas zrobili, powinniśmy tak pracować „aby nam pot i krew mordy zalewały”, przy czym pomówił Sowińskiego, iż chciał buntować SS-manów przeciwko wielkiemu Führerowi, za co został powieszony.

Jeszcze muszę dodać, iż z chwilą wypuszczenia kobiet ze Stauferkaserne 2 sierpnia 1944, do powracających do domu kobiet, w chwili, gdy szły przez ul. Narbutta, SS-mani z wież nabudynku koszarowym, gdzie stały karabiny maszynowe, otworzyli ogień. Zginął wtedy 5- letni synek Kołodziejskiej z al. Niepodległości 132/136, gdzie i obecnie mieszka.

3 sierpnia cały dzień trzymano nas w budynkach. Wieczorem, około g. 17.00 – 18.00 przyniesiono nam po dwa kwadratowe plasterki sucharów wojskowych, spleśniałych, i po kubku niesłodzonej czarnej kawy. W ciągu dnia chodził po pokojach, gdzie byliśmy umieszczeni, porucznik SS Etzelt, który zachowywał się grzecznie i zbierał życzenia zakładników. Żądaliśmy zwiększenia racji żywnościowych, na skutek czego nazajutrz dano nam podwójną porcję, tj. cztery suchary na cały dzień.

Już 3 sierpnia przy wejściu do koszar SS-mani przeprowadzili segregację mężczyzn na podstawie dokumentów. I tak wszyscy zatrudnieni w instytucjach niemieckich czy pod zwierzchnictwem niemieckim byli ustawieni pod budynkiem d i umieszczeni w budynku e, wszyscy pozostali (pracownicy firm prywatnych itd.) zostali umieszczeni w budynku d i byli brani przymusowo na roboty, czyścili buty, zmywali garnki, budowali barykady itd.

4 sierpnia SS-mani zażądali z budynku c ochotników na roboty. Praca na ochotnika trwała do 10 sierpnia, po tym dniu wybierano na roboty. W dniu 4 sierpnia rozeszła się wiadomość, iż Niemcy zezwalają pomiędzy godz. 12.00 a 14.00 przynosić kobietom obiad dla nas. Zaraz tego dnia wyprowadzono nas na plac przed bramą i kobiety przynosiły zupę dla swoich bliskich i dla obcych. 5 sierpnia Niemcy przyprowadzili grupę około 30 czy 40 mężczyzn z ul. Rejtana, Pilickiej i okolicznych, w związku z tym, iż powstańcy wycofali się dalej na południe, zresztą chwilowo słyszałem, iż z ulicy Słonecznej i okolicznych mieszkańców zabierano w aleję Szucha.

W końcu sierpnia, około 26 i 27, mieszkańców ulic bocznych od Rakowieckiej, a więc Fałata, Kielecka, Opoczyńska, Łowicka i św. Andrzeja Boboli, przyprowadzono przed koszary, potem grupę przeprowadzono pod strażą na Dworzec Zachodni.

Do 20 – 25 sierpnia kobiety mogły przynosić nam zupę, potem to się skończyło wobec wysiedlenia z okolic koszar wszystkich ludzi. Wtedy stworzono nam kuchnię. Z początku dawano nam jeść tylko wtedy, gdy coś w kuchni niemieckiej zostało, potem stworzono kuchnię specjalnie dla Polaków – gotowano kawę rano i wieczorem i zupę rzekomo z mięsa – właściwie z podrobami, ponieważ krowy i kozy zabrane ludności z Mokotowa Niemcy zjedli sami. Gotowano na przemian krupnik i grochówkę.

Od 5 sierpnia egzekucji masowych na terenie koszar nie było. 8 września 1944 został publicznie powieszony Sowiński, o czym zeznałem powyżej. Ludzi starszych w pierwszych dniach sierpnia uwalniano grupami codziennie, w czasie gdy wychodziliśmy na plac przed koszary na obiad. Uwalniano ludzi powyżej 39 lat. Początkowo zwolnieni mieli się codziennie w południe meldować w koszarach w godzinach obiadowych, około 20 sierpnia meldowanie ustało, ponieważ wszyscy mieszkańcy z okolic koszar zostali wywiezieni z Warszawy. Tak ze względu na wiek zwolniono dozorcę naszego domu, Rydza.

Daty dokładnie nie pamiętam, zdaje się, że 9 sierpnia tłumacz nam powiedział, iż będzie robiony spis inteligentów dla alei Szucha (gestapo). Nie wiem, z jakich powodów spisu nie sporządzono, a tego samego dnia około godz. 15.00 –16.00 przyjechał samochód ciężarowy, 2-osobowy z około 12 gestapowcami w hełmach i uzbrojonych, którzy zajechali na dziedziniec wewnętrzny koło budynku c, wszystkich obecnych z tego budynku wyprowadzono na dziedziniec wewnętrzny i ustawiono trójkami. Jeden z gestapowców przechodził przed szeregiem i wybierał na oko. Tak wybrał 40 osób. Najwidoczniej starał się wybierać inteligentów, wybranym kazano wrócić do pokojów, zabrać wszystkie rzeczy, załadowano ich do samochodu ciężarowego i wywieziono od nas. Los tej grupy jest nieznany. Dotąd nikogo z niej nie spotkałem. Jednocześnie z grupą 40 osób gestapo zabrało wtedy 20 mężczyzn, którzy zostali przyprowadzeni do koszar 5 czy 6 sierpnia, pomieszczeni byli w zupełnie oddzielnym pokoiku, a z którymi nam nie wolno było się komunikować. Skąd była ta grupa przywieziona, nie wiem. Byli tam mężczyźni młodzi i zupełnie starzy. Żadnego z nich nazwiska nie znam.

Oficer SS stojący na straży bezpieczeństwa w koszarach, szara eminencja (nazwiska nie znam), opowiadał nam przez tłumacza, iż w alei Szucha grupę 20 osób rozstrzelano na pewno, a o pozostałych 40 nie może się dowiedzieć.

Na sali d tłumaczem był adwokat Engel, który wszedł w porozumienie z Niemcami i za waluty powodował wypuszczenie na wolność wielu mężczyzn w czasie przerw obiadowych na podwórzu.

W koszarach były potworzone pracownie szewskie, krawieckie itd. W drugiej połowie sierpnia, czy na początku września 1944, uruchomiono pracownie, niefachowców pomieszczono na sali c. Fachowcy mieli lepsze utrzymanie. Adwokat Engel był tłumaczemna sali d, przyjmował prowiant dla tej sali, zabierając co lepsze sobie do walizek. Pewnego dnia Niemcy zrobili rewizję w jego rzeczach, znaleźli prowiant oraz walutę. Aresztowali go, po czym po cichu w nocy rozstrzelali i sami zakopali na terenie Szkoły Głównej Handlowej. Byłem przypadkowo świadkiem ekshumacji adwokata Engla. Na terenie SGH był także zakopany Sowiński. W początku sierpnia, gdy kobiety nam przynosiły jedzenie, pewnego dnia nie wpuszczono ich z obiadem, ponieważ poprzedniej nocy powstańcy wybudowali barykadę przy ul. Narbutta w alei Niepodległości i zamknęli barykadą ul. Kazimierzowską. Kobiet wtedy nie wpuszczono, o godz. 15.00 kazano im zebrać się przed koszarami, miały z transparentami pójść jako delegacja do powstańców i powiedzieć im, iż o ile barykady nie zostaną rozebrane, wszyscy mężczyźni przebywający w Stauferkaserne będą zamorzeni głodem. Kobiety były u powstańców, rozmawiały z jakimś komendantem, w odpowiedzi na żądanie przyniosły list zakryty, który wręczyły komendantowi Patzowi. Treści listu nie dowiedziałem się. Następnego dnia kobiety z obiadem dopuszczono do nas, jakkolwiek barykady nie zostały rozebrane.

Praca w koszarach była nocna i dzienna, godziny pracy: pobudka o godz. 7.00 rano, od 8.00 do 13.00 praca, od 13.00 do 14.00 obiad (zupa z kotła), od 16.00 do 17.30 praca, od 19.00 do 20.00 kolacja, od 20.00 do północy lub 1.00 praca nocna. Następnego dnia od 7.00 rano znów praca. Podczas nocnej pracy przeważnie stawialiśmy barykady, kilkakrotnie przyjeżdżało gestapo i zabierało partię mężczyzn do stawiania barykad w okolicy alei Szucha, zawsze jednak ich odwożono. O ile wiem, dwu mężczyzn zostało zabitych w czasie pracy pod ostrzałem. Praca dzienna polegała na ładowaniu samochodów przy ewakuacji magazynów. Prowiant, materiały i różne rzeczy, baraki itd. przewożono do Rzeszy. Baraki ładowaliśmy do wagonów. Z Biblioteki Narodowej ładowaliśmy piękne szafy, zabijane gwoździami, rzeczy z mieszkań prywatnych, pustych po wysiedleniu, ładowaliśmy w szafy i to wszystko szło do Niemiec „na pomoc zimową”. Na każdej szafie był napis, do jakiej fabryki rzeczy się kieruje.

Komendantem obozu był Patz, jak już zaznaczyłem, odnosił się do nas grzecznie. Najwięcej cierpieliśmy od podoficerów SS we wrześniu 1944, gdy zamykaliśmy wylot ul. Rakowieckiej od alei Niepodległości wagonami tramwajowymi, SS-mani bili nas prętami żelaznymi i kopali. Nazwisk tych zwykłych żołnierzy nie pamiętam.

W końcu września, po kapitulacji Mokotowa, wszyscy fachowcy z sali d zostali przymusowo wywiezieni do Niemiec do miejscowości Neuzelle, koło Kullmarku.

16 października 1944, gdy została tylko grupka Niemców (inni wyjechali), był silny ostrzał od strony Rosjan, przenieśliśmy się do Włoch pod Warszawę, skąd przyjeżdżaliśmy do miasta codziennie na roboty.

Zostałem zwolniony 27 października 1944. We Włochach kurs wobec nas bardzo złagodniał. Było nas około 60 mężczyzn i w miarę zgłaszania się rodzin byli zwalniani. Po mnie przyjechała wtedy żona.

Składam do wglądu zaświadczenie o zwolnieniu treści następującej: SS: Pz. Gren.A.u.E. Btl. 3 Kompanie Etzelt, en 27.10.1944r Bescheinigung Es wird hiermit bescheinigt, dass der Pol. Tadeusz Grzelski geb. 4.10.1912, vom 3 August 1944 r bis zum heutigen Tage beini SS-Pz. Grer der Konsum genessen Scheften “Społem“ in Krakau, entlassen /-/ nieczytelny podpis SS-Unterscharführer Kompanie-trupp huhrer, odcisk pieczęci okrągłej ze swastyką w otoku o treści: Waffen SS, SSPZ gren Ausb u Bl. 3.

Za przewinienie w koszarach stosowano karę chłosty. Na czele każdego pokoju, gdzie mieszkali Polacy, stał sztubowy, był również tłumacz, który odbierał rozkazy bezpośrednio od Niemców i przekazywał sztubowemu. Obóz Stauferkaserne, jak słyszałem, rozwiązano 20 listopada 1944 w ten sposób, że ochotnicy pojechali do Rzeszy na roboty, inni zostali zwolnieni do domu.

Z okien koszar widziałem, jak Niemcy pędzili ulicą Rakowiecką ewakuowanych warszawiaków we wrześniu 1944, gdzie niektórzy ludzie szli boso, w kostiumach kąpielowych. Rannych nieśli sami warszawiacy.

Muszę dodać, iż na rogu Rakowieckiej i Kazimierzowskiej znajdował się skład apteczny Bielskiego, imienia nie znam. Bielski kombinował z Niemcami, został wcześnie z koszar zwolniony. Ogólnie mówiono, iż uwalniał Polaków za grube pieniądze, po czym dzielił zysk z Niemcami. Widziałem, jak znosił do swego składu z apteki na rogu ul. Narbutta i Kazimierzowskiej medykamenty. Ostatecznie w końcu września wyjechał do Nadarzyna niemieckim samochodem, podobnie jak inni zaufani ludzie Niemców.

Słyszałem od SS-manów Słowaków, iż w pierwszym dniu kapitulacji Mokotowa, von dem Bach wydał rozkaz, by wszystkich mężczyzn Polaków spotkanych na terenie zajętym przez powstańców – rozstrzeliwać. Rozkaz ten zmieniony był następnego dnia.

Dodaję jeszcze, iż grupa Polaków, w której pracowałem, ładowała zapakowane do skrzyń zbiory Muzeum Narodowego na samochody, które dowoziły skrzynie na Dworzec Zachodni. Jaka była dalsza trasa, nie wiem. Pamiętam, iż był tam zapakowany obraz Siemiradzkiego Neron, rękopisy książek, dywany i wiele innych rzeczy.

Proszę o zwrócenie po wykorzystaniu złożonego do wglądu dokumentu mego zwolnienia ze Stauferkaserne.