ANONIM

Jak uczyłam się w czasie okupacji niemieckiej

Mylne jest mniemanie, że historia, a z nią dzieje narodu i jednostek przemijają wraz z ich życiem, że płyną z tą wstęgą życia wciąż naprzód i naprzód i nigdy nie wracają. Historię porównać możemy raczej do kuli, która toczy się po okręgu swych dziejów, powracając ciągle na to samo miejsce, a dzieje naszych przodków wiecznie odnawiają się w naszych dziadach i ojcach, dziadów i ojców zaś w – nas samych. I te smutne dzieje, te nieszczęścia naszego narodu przechodzą z pokolenia na pokolenie, zostawiając po sobie niezatarte ślady i blizny.

Przeto i tej wojny podczas strasznego zaboru niemieckiego powtórzyły się w nas dzieje młodzieży polskiej z Syzyfowych prac Żeromskiego, z Pamiętnika poznańskiego nauczyciela Sienkiewicza, z nowelki A…B…C Orzeszkowej i z wielu, wielu innych książek różnych autorów.

Powtórzyły się w nas i nie pozostały bez śladów i echa; pozostawiły w naszych duszach wiele niezatartych obrazów trudów i zmagań o zdobywanie wiedzy w celu stworzenia sobie i innym lepszego jutra i niepoddania się wrogiej przemocy; pozostawiły po sobie długotrwałe wspomnienia, które przejdą kiedyś do historii i echem odezwą się w naszej literaturze.

I teraz, w czasie tej wojny, kiedy z takim trudem zdobywaliśmy każdy promyczek wiedzy, teraz poznaliśmy, jak nie docenialiśmy nauki niesionej nam przez jej pionierów w szkołach wolnej Polski, jak mało mieliśmy wdzięczności za to dla naszej Ojczyzny.

Nie odczuwaliśmy tego rodzicielskiego ciepła szkoły polskiej, tej radosnej i beztroskiej w niej wolności, tego dobrobytu, jakim nas obdarzała, dbając, aby dziecię jej ubrane było i niegłodne, aby chwile w jej murach spędzone były zawsze miłym i jasnym wspomnieniem w późniejszych latach. Dopiero kiedy upadła nasza droga Ojczyzna, a wraz z Nią wolność i dobrobyt szkół polskich, kiedy zabrakło nam tego wszystkiego, poznaliśmy i oceniliśmy należycie, czym była dla nas nauka w takiej szkole.

I gdy tylko w tych ciężkich warunkach wojennych pojawiła się możność tajnego nauczania, wiemy, z jakim młodzieńczym zapałem zabraliśmy się do pracy, jak sumiennie przerabialiśmy i uczyliśmy się wyłożonych przez profesorów przedmiotów.

Celem codziennych popołudniowych wycieczek moich i pięciu mych rówieśniczek było mieszkanko jednej z naszych profesorek, byłej przełożonej tamtejszego gimnazjum, znajdujące się na pierwszym piętrze niewielkiej kamieniczki. Cicho, jedna po drugiej, w znacznych odstępach czasu skradałyśmy się na pięterko, aby nie zwrócić uwagi mieszkających na parterze lokatorów – Ukraińców. Sporo przeto minęło czasu od chwili przybycia pierwszej do momentu przybycia ostatniej uczennicy kursu.

Lekcję rozpoczynałyśmy wspólną modlitwą, prośbą o pomoc w pracy i uchronienie nas od wszelkich niebezpiecznych wizyt z zewnątrz. Następnie zajmowałyśmy stałe swe miejsca wokół stołu.

Lekcja zaczynała się od badania naszych wiadomości z poprzednich lekcji, co wywoływało przeważnie na usta profesorki lub profesora uśmiech zadowolenia, a nam radowały się serca, że swoimi dobrymi odpowiedziami sprawiłyśmy przyjemność tym drogim, z takim poświęceniem dla nas pracującym osobom. Dlatego zapał nasz nie gasł, ale coraz bardziej wzrastał i płonął.

Następnie wykładała profesorka nowy materiał naukowy, a po upływie 45 min zaczynała się lekcja następna. I tak biegły godziny za godzinami według rozkładu lekcji.

Po interesującej lekcji historii starożytnej następowała godzina języka polskiego, zapoznająca nas z kulturą starożytnych, potem znów geografia, zaznajamiająca nas z granicami naszej Ojczyzny, z pięknem Jej krain, z Jej bogactwem i mieszkańcami. Ten tylko przedmiot łączył się w tej klasie z naszym krajem, stawiał nam przed oczy piękne fragmenty z bogactwa przyrody, z różnorodności krain, z pór roku i najbardziej trafiał do naszych serc, mówiąc wprost do nas: „Kochajcie swój kraj rodzinny, podziwiajcie jego piękno, czar jego przyrody! Czy który inny może mu dorównać?”.

I znowu duża wskazówka leżącego na środku stołu zegarka przebiegła 45 min, geografia ustępowała miejsca innemu przedmiotowi – językowi łacińskiemu, niemieckiemu czy też matematyce.

Czas lekcji przemijał tak szybko, że zdawały się nam one jedną chwilką. Tylko wskazówki zegarka mówiły, ile godzin upłynęło od naszego przybycia, a ciemna noc za oknem wzywała nas do domów.

I znów pojedynczo, cicho skradałyśmy się z pięterka na parter, a potem ulicę i czekałyśmy jedna na drugą, aby razem podążyć do domu.

Szybko przebiegałyśmy ciemne ulice, nie zwracając uwagi na wstrętne zaczepki niemieckich żołdaków, a grupka nasza coraz bardziej się zmniejszała. Co chwilę któraś stawała u bram swego domu lub furtki podwórza, a pozostałe biegły dalej i dalej, aż ostatnia wreszcie stanęła w progu swego mieszkania.

Gdy wracałam z lekcji, zegar wskazywał najczęściej godz. 21.30 lub 22.00. Mocno walczyłam nieraz ze snem pragnącym mnie przemóc, a wygodne łóżko kusząco spoglądało na mnie i zdawało się wołać: „Chodź spać, taka jesteś zmęczona, chodź spać!”.

Ale nie uległam pokusie, musiałam przecież przerobić jeszcze lekcje na przedpołudniową naukę w szkole handlowej. Wszak i tego nie można zaniedbać, gdyż wszelka wiedza zawsze się przyda i nigdy jej za dużo posiadać nie będziemy.

Lekcje na popołudniowe kursy gimnazjalne przygotowywałam na pauzach w szkole, na wolnych godzinach i po powrocie ze szkoły do domu, do godz. 16.00 bowiem dość było czasu.

Nie zawsze jednak godziny popołudniowych lekcji przemijały tak spokojnie. Nad bezpieczeństwem zebranej w pokoju gromadki czuwała stara matka naszej profesorki, która zajmowała miejsce przy okienku w kuchni, strzegąc pilnie, czy furtką nie wchodzą jakieś podejrzane osoby mogące zmącić pogodę lekcji.

Jeśli tylko ktoś przestąpił furtkę i po schodach szedł na piętro, szybko dawała nam znać kochana staruszka wołaniem imienia swej córki. Był to znak, aby się mieć na baczności. Jeżeli zaszło coś groźnego, wysuwałyśmy się na palcach wraz z książkami do małej komóreczki, której miniaturowe drzwi przysłonięte były szafką z książkami.

Po zniknięciu niebezpieczeństwa wracałyśmy na swoje miejsca przy stole.

Gorzej było, gdy naszą małą szkołę na pięterku zajęli na kwaterę oficerowie niemieccy. Wtedy lekcje odbywały się w domu którejś z nas, czasem co dzień w innym miejscu.

I tak dzień w dzień przez trzy i pół miesiąca odwiedzałyśmy z radością naszą małą szkołę, chciwie chwytałyśmy w niej i przyswajałyśmy sobie ziarna wiedzy i mądrości.

Po tym stosunkowo krótkim okresie pracy zasiadłyśmy do egzaminu. Jakże uroczysty był dla mnie ów dzień, który miał mi przynieść wyniki i nagrodę za mą pracę!

Pierwszy raz w życiu zdawałam egzamin z wszystkich przedmiotów i w obecności tylu osób z grona profesorskiego. W dodatku pytali nas inni profesorowie, nie uczący na naszym kursie.

Zawładnęła mną chwilowa trema i strach. W głowie mej poczęły krążyć czarne myśli: może dostanę takie pytanie, na które nie odpowiem po prostu dlatego, że się tego nie uczyłam? A może z przestrachu wszystko nagle zapomnę? Ale wreszcie wytłumaczyłam sobie, że ci profesorowie nie przyszli tu po to, aby nas „palić”, przecież sami uczą na innych kursach, poświęcają się i pracują dla naszego dobra, a tym samym dla dobra całego narodu.

Zaraz po zdaniu pierwszego przedmiotu pozbyłam się tremy i bojaźni i spokojnie już zdawałam przedmiot po przedmiocie.

Po półgodzinnej konferencji dowiedziałyśmy się o wyniku naszych egzaminów i otrzymałyśmy świadectwa, jeśli w ogóle te małe karteczki z pseudonimami profesorów i uczniów można było nazwać świadectwami.

Ale mimo wszystko byłam niezmiernie dumna z otrzymanego świadectwa, z not na nim, no i z tego, że miałam już pierwszą klasę za sobą.

Po tych wszystkich trudach dobrnęłyśmy do końca, skończyłyśmy jedną klasę.

Nie zdołali nam w tym przeszkodzić ani straszni zaborcy, ani trudności materialne.

Zmagaliśmy się z nimi, pokonywaliśmy wszelkie przeszkody zawsze z myślą o Tobie, Ojczyzno!

Zdolni byliśmy do największych dla Ciebie poświęceń i poniesienia największych ofiar z uśmiechem i pieśnią na ustach.

Po tygodniowym odpoczynku zabrałyśmy się do nowej pracy przerabiania materiału klasy drugiej, ale zawierucha wojenna nie pozwoliła nam doprowadzić jej do końca.

I znowu zasiedliśmy w ławkach polskiej szkoły i nie musimy już ukrywać się z naszą nauką przed okiem wroga.

Cóż za to damy Ci, Polsko, że wróciłaś nas w mury twych szkół, że za rok wyprowadzisz nas w szeroki świat, otwierając przed nami podwoje do dalszej wiedzy?

Cóż Ci damy za to, żeś tyle dla nas przecierpiała?

Damy Ci nasze serca i siły, które uczynią Cię wolną i potężną!