J. DEMUŁOWICZ


J. Demułowicz
kl. I licealna
II Państwowe Gimnazjum i Liceum
im. Hetmana Jana Zamoyskiego
w Lublinie


Wspomnienie.

Jak uczyliśmy się podczas okupacji

Jak wszelkie przejawy naszego życia kulturalnego, narodowego i społecznego, tak i oświatę tępili barbarzyńcy hitlerowscy z całą bezwzględnością i z ich prawdziwie niemiecką dokładnością.

Różne były losy młodzieży zmuszonej uczyć się w ukryciu, a ujemne skutki tej nauki były ogromne.

Każdy uczył się, gdzie mógł i jak mógł. Tajne nauczanie koncentrowało się bezsprzecznie z największym ożywieniem w miastach, niemniej jednak i na wsi pulsowało ono dobrze, a nieco mniejsza obawa przed wizytą „niepożądanych gości” pozwalała bardziej poświęcić uwagę nauce.

Ja uczyłem się na wsi. Komplet nasz składał się z czterech osób: trzech uczniów i nauczycielki
„uniwersalnej”, czyli wszystkowiedzącej, niestety jedynie z konieczności, bo na wsi nie sposób było mieć nawet choćby jednego profesora do trzech przedmiotów. Nauka upływała nam we względnym, a nawet całkowitym spokoju, dlatego trudno jest przedstawić sobie prawdziwe trudności, z jakimi musiały walczyć tajne komplety po miastach.

Jaka to jednak jest nauka na wsi? Nie można tu mówić, szczególnie na wiosnę, o poważnym skupieniu się nad książką, gdy słoneczko zagląda przez okno, a las nęci swym spokojnym szumem. Nauka na wsi jest przyjemna, ale i trudna, dlatego często wzdychałem do prawdziwej szkoły, do jej obowiązków, kolegów i w ogóle do wszystkich jej przyjemności, czego szczupły komplet nigdy by nie dał. Zrozumiałem prawdziwą wartość szkoły, jej zalety i niezastąpione niczym przyjemności, tęskniłem do szkoły – prawdziwej polskiej szkoły, której byliśmy pozbawieni przez długi czas.