ANTONINA CHUDZIKIEWICZ

Warszawa, 28 lutego 1946 r. Sędzia Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała przysięgę na zasadzie art. 109 kpk.

Świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Antonina Chudzikiewicz z Goleczyńskich
Wiek 48 lat
Imiona rodziców Ludwik i Anna ze Zwanieckich
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wolska 114 m. 30
Zajęcie bez zajęcia, obecnie rezerwistka, uprzednio przy mężu urzędniku sądowym
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W czasie powstania warszawskiego mieszkałam w Warszawie przy ul. Wolskiej 114.

5 sierpnia o godzinie 11.00 wpadli do naszego domu uzbrojeni żołnierze niemieccy i „Ukraińcy” i kazali wszystkim mieszkańcom opuścić dom. Wyszłam razem z córką, Łucją Wojciechowską (lat 25), z gospodynią domu Zofią Grot i innymi lokatorami. Na pierwszym podwórku (dom miał trzy podwórka), zobaczyłam grupę uzbrojonych żołnierzy niemieckich w hełmach (formacji nie umiem rozróżnić). Później opowiadał mi Leszek Lewandowski, siedmioletni mieszkaniec mego domu, iż niektórych młodych mężczyzn żołnierze niemieccy zabijali już przy wyjściu z mieszkania. Sama, wychodząc, zwłok nie widziałam.

Grupę mieszkańców naszego domu, przeważnie kobiet, dzieci i starszych mężczyzn, żołnierze, popychając i krzycząc, poprowadzili ulicą Wolską do ul. Elekcyjnej, koło placu oznaczonego numerem 124 zawrócili nas i doprowadzili do kuźni, stojącej w głębi tego placu. Przed kuźnią kazali nam się położyć. Żołnierze niemieccy przyprowadzili nową partię ludności cywilnej. Rozpoznałam wśród nich kilku znanych mi z widzenia lokatorów domu numer 115 przy ulicy Wolskiej. Widziałam, leżąc, iż żołnierze przyprowadzali przed kuźnię grupy z domów numer 112, 114, 116 i 123 z ul. Wolskiej. Potem przybywały coraz nowe grupy ludności cywilnej. Już po oswobodzeniu, w 1945, rozmawiając z mieszkańcami Woli, zorientowałam się, iż pod kuźnią żołnierze niemieccy przyprowadzili na egzekucje mieszkańców ul. Wolskiej z domów numer 113, 115, 117, 119, 121, 123, 125, 127, 112, 114, 116, 118, 120, 122, 126 oraz z ulicy Grabowskiego i z dwóch czy z trzech domów. Wszyscy przyprowadzeni na rozkaz kładli się na ziemi. Z opowiadań mieszkańców Woli wiem, iż cały plac przed kuźnią od naszego domu do tyłów domu przy ulicy Elekcyjnej był zajęty przez leżących. W chwili, gdy sama leżałam, nie mogłam się rozglądać, widziałam tylko koło siebie ciasno leżących. Po upływie może godziny od przyprowadzenia mnie, żołnierze niemieccy ostrzelali nas. Słyszałam salwy z karabinów maszynowych, ręcznych (broni krótkiej) i wybuchy granatów, słyszałam krzyki i jęki. W przerwach między strzałami żołnierze niemieccy po dwóch i pojedynczo chodzili wśród leżących, dobijając ich.

Formacji jednostki, która przeprowadzała egzekucję, nie umiem określić. Zostałam ranna odłamkiem granatu w obie nogi i leżałam zakrwawiona. Około godz. 18.00–19.00 posłyszałam krzyki w języku niemieckim. Koło mnie żywi zaczęli wstawać, ktoś z nich powiedział mi, iż przyjechał oficer niemiecki i kazał przerwać egzekucję, a żyjących jeszcze wysłać na roboty do Niemiec. Z osób, które przeżyły egzekucję, znam nazwisko Leszka Lewandowskiego (adresu obecnego nie znam). Gdy wstałam, zobaczyłam, iż po placu chodzą mężczyźni z ludności cywilnej, zabierając zwłoki i układając je na stos niedaleko kuźni. Stwierdziłam, iż córka moja nie żyje, i widziałam, jak jej zwłoki zostały rzucone na stos. Później w grupie osób, które przeżyły egzekucję, żołnierze niemieccy odprowadzili mnie do kościoła św. Wojciecha na Woli. Po powrocie do Warszawy, w maju 1945, widziałam przy kuźni w dwóch miejscach ślady paleniska, a także grób, gdzie zakopano niedopalone szczątki ofiar tej egzekucji. W bramie domu numer 116 przy ul. Wolskiej znalazłam ludzkie kości (czaszka, części nóg) częściowo zwęglone i szczątki te zakopałam w mogile przy kuźni.

Na tym protokół zakończono i odczytano.